11 grudnia 1969 r. zmarła Izabela Czajka-Stachowicz, muza i hetera literacka, pierwowzór demonicznej Heli Bertz z „Pożegnania jesieni” Witkacego; pisarka i skandalistka, po wojnie - kapitan Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego.
"Nigdy nie byłam moralna. To znaczy nigdy nie kojarzyłam moralnych wartości z moim życiem erotycznym" – napisała Izabela Czajka-Stachowicz w autobiograficznej powieści "Małżeństwo po raz pierwszy" (1962). Jerzy Pomianowski w rozmowie z Teresą Torańską uznał tę muzę Witkiewicza za "skarbonkę zwierzeń i uczuć pisarzy" ("Duży Format", 2009). Sabina Sebyłowa w "Okładce z pegazem" (1960) nazwała ją "radosną epidemią, której wszyscy ulegali".
Jako Izabela Czajka-Stachowicz wydała większość ze swoich jedenastu autobiograficznych książek. Ale jako pisarka funkcjonowała pod wieloma nazwiskami. Jej rodowe nazwisko Schwartz miało spolszczenia: Szwarc oraz Szwarcówna. Po pierwszym mężu – socjologu Aleksandrze - była Herz, po drugim: architekcie i malarzu Jerzym - Gelbard (albo Gelbart). Po trzecim mężu, ponoć inżynierze-chemiku, zatrudnionym w milicji Władysławie Zbigniewie Stachowiczu, nosiła się jako Stachowiczowa – chociaż jego prawdziwe nazwisko brzmiało Fryc Zajdler. Wreszcie pisała o sobie: "Czajka", gdyż używała metryki Stefanii Czajki - siostry chłopa, który bezinteresownie ją ratował podczas Holocaustu.
Antoni Marianowicz: Zarówno to, co Czajka mówiła, jak i to, co pisała, było niezawodnym źródłem dezinformacji
Kilka dat urodzin Czajki jest rozsianych pomiędzy 1893 a 1906 rokiem – gdyż "w ankietach Związku Literatów Polskich, wspomnieniach czy życiorysach, podawała nie tylko różne daty, ale i miejsca urodzenia" – ujawniła Sylwia Karolak (Poznańskie Studia Polonistyczne, Seria Literacka t. 37).
Antoni Marianowicz orzekł, że Czajka uprawiała witkacowski piurblagizm ("Pchli Targ. Dziennik roku przestępnego", 2000), gdy twierdziła, że ukończyła studia (najczęściej historię sztuki) w Warszawie, Paryżu lub Berlinie. Podawała się też za doktora filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. "Zarówno to, co Czajka mówiła, jak i to, co pisała, było niezawodnym źródłem dezinformacji" - ocenił Marianowicz.
Czajka stanowiła pierwowzór bohaterek kilku powieści. Najsłynniejszą jest Hela Bertz z "Pożegnania jesieni" (1927) Stanisława Ignacego Witkiewicza. To ucieleśnienie stereotypu demonicznej nimfomanki - "kobieta notorycznie łatwa", która "oddaje się za parę miedziaków obcym przechodniom" i lubi codzienne "bezprzytomne gwałty". Zbigniew Uniłowski we "Wspólnym pokoju" (1932) sportretował Belę jako uwodzicielską pannę Leopard: "Była istotnie piękną kobietą. Doskonale zbudowaną miała twarz o niezwykłych szlachetnych rysach i cudownych oczach o granatowym blasku. Jej czarne oczy odcinały się od białości cery" - napisał.
Autorki biografii Czajki skupiły się na jej osobowości, a nie pisarstwie czy fakcie, że utrwalała władzę ludową. "Piękna kobieta, płomienny temperament, bujna wyobraźnia, ogromne poczucie humoru, zamiłowanie do mistyfikacji i zabawy" – oceniła Krystyna Kolińska ("Szatańska księżniczka", 1992). "Kipiąca natura Gelbardowej przyciągała uwagę i bulwersowała" - napisała Paulina Sołowianiuk ("Ta piękna mitomanka", 2011). "Miała opinię kobiety żądnej mężczyzn, ale i o lwim sercu" - dodała.
Izabela Czajka-Stachowicz była córką zamożnego inżyniera metalurga Wilhelma Schwartza, a jej stryjeczny dziadek Izucher Mosze Szwarc (1859-1939) ze Zgierza był żydowskim myślicielem. Lata dwudzieste spędziła w kręgach bohemy w Wiedniu, Berlinie i Paryżu. Pozowała wielu malarzom, jednak podczas wojny zaginęły lub zostały zniszczone jej portrety pędzla Eugeniusza Zaka ("Dziewczyna w niebieskiej chustce"), Mojżesza Kislinga ("Siedząca dziewczyna") i Chaima Soutine’a. Od 1930 r. mieszkała z mężem w Warszawie. Była stałym bywalcem "Ziemiańskiej", "Zodiaku", "Polonii", "Adrii", oraz Instytutu Propagandy Sztuki.
We wspomnieniach "Antoni Uniechowski o sobie i innych" (1961) czytamy, że "Bela robiła przedziwne kawały, opowiadała obłąkańcze historie, lubiła skandale". "Mąż Beli bał się jej opowiadań, a że jako architekt siadywał przy innym stoliku, nasłuchiwał ze zgrozą jej głosu od naszego stolika i przerażony wygrażał jej ukradkiem pięścią" - pisał Uniechowski. Marianowicz podał, że jej wybryki nie oszczędzały nikogo. "W okresie swojej zaawansowanej ciąży (która zresztą skończyła się poronieniem) ukryła pod kołdrą małe koźlątko i wyciągnęła je na widok wchodzącej do pokoju teściowej (matki jej drugiego męża, architekta Jerzego Gelbarda) z okrzykiem: +Patrz, mamo, urodziłam!+ Starszą panią na szczęście odratowano…" - napisał.
Wiele podróżowała. Arkady Fiedler opisał, jak w 1936 r. brali udział w dziewiczym rejsie Batorego: "Bela w stosunku do mnie była rozkoszna" - wspominał. "Chciała, szalona żona Putyfara, mieć mnie na rozkładzie. A ja, ku jej zdumieniu, odmówiłem podobnie jak Józef" ("Kobiety mej młodości" (1989).
Jerzy Pomianowski opowiedział Teresie Torańskiej, że jako 17-latek, w 1938 roku, rozmawiał z Witkacym o Rosji, marząc, aby ten przedstawił go siedzącej opodal Belli Hertz. W końcu Witkiewicz powiedział: "to jest młody członek Societas Spinozana Polonica z miasta Łodzi, który chce wiedzieć, dlaczego cię lubię". Bela stanęła na krześle i zadarła spódnicę.
W latach trzydziestych Jerzy Gelbard (1894-1944), jeden z wziętych architektów przedwojennej Polski, zbudował dla siebie dom przy Siennej 57. Podczas okupacji był to teren tzw. "małego getta", o którym Emanuel Ringelblum (1900-44) w "Kronice getta" pisał: "Szeroka ulica, świeże powietrze, mało biedoty, mało żebraków, czysto utrzymana, istna wyspa w getcie. Wieczorem mogliście tam spotkać wymalowane, eleganckie panie, spokojnie przechadzające się z pieskami, jakby nie było wojny". Jedną z tych pań była Bela, która mieszkała na Siennej z mężem, jego matką i siostrami.
Przy Siennej 59 mieścił się "Café-bar Capri", który założyła i prowadziła Czajka. "Bella, która miała głowę jak prestidigitator wyrzucający spod cylindra żywe króliki, jeden fantastyczny pomysł gonił drugi, zaczęła pisać wiersze getta, które zresztą zostały potem wydane, zaczęła śpiewać podwórzowe piosenki, założyła kawiarnię, do której ludzie przychodzili, żeby usłyszeć coś, spotkać się, tam gdzie były pozory normalnego życia, na gorejących zgliszczach" – opisała Janina Kruszewska, kuzynka Jerzego Gelbarda, atmosferę tragicznych dni. "Tam czasem siadali amatorzy do fortepianu i z pamięci grali koncerty Beethovena i +Rewolucyjną+ Chopina, i Bacha, który przypominał, że gdzieś jest Bóg" – wspominała.
W lipcu 1942 r. Niemcy rozpoczęli likwidację getta w Warszawie. Jerzy Gelbard przeprowadził żonę do getta w Otwocku, w którym miało być bezpieczniej. Jednak 19 sierpnia 1942 r. Niemcy zaczęli eksterminację także i tam. Niewiele wiadomo, jak Czajka przetrwała następne dwa lata – do jesieni 1944 roku. Pierwszy okres – między sierpniem 1942, a styczniem 1943 r., zrelacjonowała w książce "Ocalił mnie kowal" (1957). Napisała m.in., że była naocznym świadkiem śmierci Adeli Tuwim, matki poety. Jeśli to prawda, przebywała w domu Apolonii Rybak (obecnie Reymonta 7).
Potem spotkała ją przy drodze Danusia – i zabrała do rodzinnego gospodarstwa we wsi Glinianki, ostatniej wsi przed Dobrzyńcem. "Przed kominem na ławie siedziała kobieta, drzemiąc. Miała na głowie białą chustkę z tyłu związaną za rogi. Na skrzyp drzwi ocknęła się. Wstała i obracając się do mnie, rozpostarła szeroko ramiona! +Adyć Pan Jezus pozwolił nam jedno życie ludzkie uratować!+" – wspominała Czajka w "Ocalił mnie kowal". "Tak mnie powitała Rozyna, matka Danusi, Kowalówka… (…) Jest Bóg! Odnalazłam Boga! Odnalazłam Człowieka!…" - napisała. Dzięki metryce siostry kowala, Stefanii Czajki, Bella przetrwała okupację.
Po wojnie zaprezentowała swoich wybawców światu. 14 kwietnia 1948 roku Maria Dąbrowska zanotowała w "Dziennikach": "Przyszła +Porucznik Czajka+ (Gelbardowa) z ową Danusią, co jej uratowała życie za okupacji. (Wiejski kulfonik, któremu Czajka musiała się istotnie wydawać księżniczką z bajki)". A 10 sierpnia 1948 r., zmęczona wizytą Czajki, napisała: "O rodzinie kowalów, którzy ją ocalili i nią się za okupacji opiekowali, a o której tak romantycznie i sentymentalnie nam opowiadała (…) wyrażała się: +Jak tego kowala brałam do łóżka, to musiałam go całego umyć+. Jestem przekonana, że żyła seksualnie z całą tą rodziną bez różnicy płci, szczędząc może tylko biedną starą kowalową" – dodała Dąbrowska.
Na portalu "Polscy Sprawiedliwi" nazwisko Czajki przewija się w postępowaniu o Medale Sprawiedliwych dla Antoniego Serafina i Stanisławy, którzy ukrywali 10 osób w willi Horoszowskiego (ul. Zosi 3 w Otwocku). Na liście ocalonych, oprócz Czajki jest także Fryc Zajdler (Władysław Stachowicz – trzeci mąż Czajki). Gospodarzom pomagała grupa Polaków, w tym księża; niektórzy z nich zostali już odznaczeni przez instytut Jad Waszem.
W notach wydawniczych Czajka podawała, że pod koniec okupacji była żołnierzem Armii Ludowej, a po nadejściu Armii Czerwonej – poszła do Berlina z Dywizją Kościuszkowską.
Sprawnie używała nagana. Broń ta pojawia się w "Dziennikach" Marii Dąbrowskiej. "Czajka nosi rewolwer, prawdopodobnie należy do UB, skąd, jak się sama chwali, uwalnia Żydów aresztowanych za zwykłe nadużycia. Jest podejrzenie, że uprawia ten proceder za grube pieniądze, bo właściwie nie wiadomo z czego żyje, a żyje zbytkownie. Po pijanemu, bo pijana bywa bardzo często, chwali się, że wymordowała własnoręcznie dwa miasteczka niemieckie, co uważam za czystą Papkinadę (takie gadanie)" – oceniła pisarka. Ciąg dalszy epopei dopisał Marianowicz. "Już w okresie lubelskim wyłoniła się z okupacyjnych mroków w niewiarygodnie groteskowym przebraniu: w mundurze oficera milicji. Jej okupacyjne nazwisko brzmiało Czajka, więc ktoś (chyba Minkiewicz) przezwał ją czerezwyczajką" - przypomniał.
W czerwcu 1945 r. w nadziei na odszukanie swego majątku zagrabionego przez Niemców, Czajka wystarała się o przydział - w roli szefa ochrony - do Komisji Rewindykacyjnej prof. Stanisława Lorentza (1899-1991). Komisja złożona z historyków sztuki, prowadziła poszukiwania na Ziemiach Odzyskanych, zrabowanych przez Niemców dóbr kultury. Z relacji prof. Jana Zachwatowicza wynika, że ekspedycja była zaopatrzona w trzy beczki bimbru, który był środkiem płatniczym ("Jan Zachwatowicz, 1900-1983, architekt", 2016).
2 lipca 1945 r. w zajeździe w Hain (obecna Przesieka) odnaleziono obrazy Jana Matejki m.in. "Batorego pod Pskowem", "Rejtana" i "Unię Lubelską". Sprawozdanie Czajki z wydarzeń w wydrukował "Dziennik Zachodni” (27 lipca 1945 r.). "Profesor Lorentz klęka przed skrzynią, której wieko jest oderwane" - pisała Czajka "Przez otwarte drzwi wpada nagle jasna smuga światła słonecznego. Profesor klęczy teraz w tej smudze. (…) Jego opalona na brązowo twarz jest dziwnie pobladła. Widzę, że błękit oczu ma przesłonięty szkliwem łez. Nie pytałam więcej. Wiedziałam, że odnaleźliśmy Matejkę" – relacjonowała.
Prof. Lorentz w lutym 1956 r. powiedział Dąbrowskiej w Nieborowie, że Czajka "z niesłychaną bezczelnością docierała do wszelkich kryjówek, terroryzowała ukrywających te rzeczy Niemców rewolwerem, etc. Jej energii zawdzięcza, mówi, że tyle rzeczy uratował". 1 listopada 1951 r. Czajka dostała etat starszego asystenta w Muzeum Narodowym w Warszawie. Zdaniem Andrzeja Dobosza, w latach 1950-51 głównie przesiadywała w kawiarni artystycznej "Lajkonik": "Na widok zbliżającego się Lorentza wchodziła pod stolik, ukrywając swoją absencję w pracy" - wspominał Dobosz w programie TVP pt. "Z pamięci".
W 1946 roku debiutowała jako "Izabela Gelbard (porucznik Czajka)" poetyckim tomikiem "Pieśni żałobne getta". W swoich trenach napiętnowała np. bezwzględność żydowskiej policji oraz rolę, jaką odegrała w Holokauście. "Opowiada, że znała w warszawskim getcie żydowskich policjantów, którzy we współpracy z Niemcami likwidowali (…) swych rodaków, a potem spotykała ich na stanowiskach w służbie państwowej, nade wszystko w UB" – zapisała wstrząśnięta Dąbrowska 13 stycznia 1956 r.
Żadnego z nazwisk Czajki nie ma w internetowym katalogu IPN, ale gros źródeł twierdzi, że doszła w resorcie bezpieczeństwa do stopnia kapitana. Stanisław Mikke (1947-2010), prawnik, sędzia Trybunału Stanu, wiceprzewodniczący Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, potwierdził, że Czajka była kapitanem UB, we wspomnieniu o tym, jak ratowała Fryderyka Zolla, ojca Andrzeja, z aresztu UB w początkach sierpnia 1949 roku ("Palestra" nr 5-6/2009).
Od 1949 r. Czajka mieszkała w Warszawie. Nadal prowadziła pierwszy salon literacko-artystyczny w PRL - za aprobatą Bermana, jak twierdzi Bohdan Urbankowski (1943-2023). W "Krwawych źródłach" napisał, że w epoce stalinowskiej "najstarsze pokolenie +tajniaków+ reprezentowały (…) dwie damy-nie-damy bezpieki, Izabela Stachowicz, zwana +Czajką+, i Julia Brystiger, zwana +krwawą Luną+". Izabelę określił jako "przeciętną pisarkę i nieprzeciętną mitomankę, poza tym długoletnią agentkę UB".
Także Waldemar Łysiak przedstawił w "Najgorszym" (2006) Czajkę-Stachowicz jako rękodajną "Julki Brystiger, królowej MBP", która "nie tyle werbowała, ile obłaskawiała inteligentów, żeby zdobyć ich przychylność dla nowej władzy". "Pomagała jej w tym koleżanka-pisarka, też Żydówka, Izabela Czajka-Stachowicz, prowadząc salon, gdzie zbierali się twórcy i artyści, by się puszyć, mądrzyć i sycić swym statusem olimpijczyków. Mało kto wie, że to właśnie pułkownik Brystigier była cichą nianią Klubu Krzywego Koła" - napisał Łysiak.
U schyłku życia Czajka krytycznie oceniała "komunistyczne władze" i panujące w 1968 roku "nastroje antysemickie". Zmarła 11 grudnia 1969 r. w Warszawie.(PAP)
Iwona L. Konieczna, Paweł Tomczyk
ilk/ top/ dki/