Według jednej z rozpowszechnionych wersji wydarzeń, to bp Kazimierz Majdański nakłonił strajkujących w Szczecinie, aby 30 sierpnia 1980 r. podpisali porozumienie z komisją rządową nie czekając na finał negocjacji w Gdańsku. Rzeczywistość była jednak znacznie bardziej skomplikowana.
Delegacja szczecińskiego Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego, w skład której wchodzili Mieczysław Gruda, Marian Juszczuk i Jarosław Mroczek, dwukrotnie spotkała się z ordynariuszem szczecińsko-kamieńskim. Pierwsze spotkanie odbyło się 24 sierpnia. Zainicjowali je sami strajkujący, chcąc skonsultować z bp. Majdańskim treść jednego z postulatów MKS, w którym domagano się „swobód do pracy Kościoła Katolickiego w Polsce oraz nadawania w radio i telewizji w niedziele i święta mszy świętej”. Według relacji Grudy, spisanej przez Małgorzatę Szejnert i Tomasza Zalewskiego, hierarcha miał być bardzo wzruszony. Stwierdził jednak, że nie może odpowiedzieć żadnym oficjalnym stanowiskiem, gdyż chodzi o cały kraj, a nie tylko jego diecezję. Obiecał jednocześnie, że przekaże sprawę prymasowi Stefanowi Wyszyńskiemu i na zakończenie udzielił przybyłej trójce błogosławieństwa.
Cztery dni później, wspominając wizytę delegacji strajkujących podczas konferencji rejonowej księży w Choszcznie, sam bp Majdański relacjonował, że proponowano mu także umieszczenie na liście postulatów MKS żądania budowy w Szczecinie seminarium duchownego, na co nie wyraził zgody. Powiedział, że „nie wolno mu zajmować stanowiska w sprawach politycznych i przyczyniać się do tego aby za stawiane postulaty cierpieli ludzie w zakładach pracy”. Mroczek po latach wspominał, że był nieco zawiedziony spotkaniem z biskupem, ze strony którego spodziewał się jednoznacznego poparcia dla strajkujących. Delegacja MKS została tymczasem przyjęta życzliwie, jednakże nie mogła po powrocie przekazać ludziom przebywającym w stoczni żadnych konkretnych słów otuchy od pasterza diecezji.
Stosunek bp. Majdańskiego do strajków Sierpnia ’80 w istocie był nacechowany dużą rezerwą. Był on przy tym umotywowany przede wszystkim obawami przed sowiecką interwencją w Polsce lub zastosowaniem rozwiązania siłowego przez same władze komunistyczne w Warszawie. Obserwując rozwój strajków w całym kraju podobne obawy żywił także kardynał Wyszyński, który 24 sierpnia pytał członka najwyższych władz PZPR Stanisława Kanię – „a jak tam nasi ościenni?” „Prymas – wspominał później Kania – […] niepokoił się, czy nie stracimy kontroli nad rozwojem wydarzeń, czy nie dojdzie do rozlewu krwi”.
Ordynariusz szczecińsko-kamieński do ostatnich chwil starał się wpływać tonująco na strajkujących. Znamienna była jego druga rozmowa z delegacją MKS, która miała miejsce wieczorem 29 sierpnia, a więc na dzień przed podpisaniem pierwszego z historycznych Porozumień Sierpniowych. Duchowny tym razem sam poprosił do siebie przedstawicieli MKS. Nie wiedząc jeszcze, co przybyli mają mu do przekazania, starał się wywrzeć wpływ na podjęcie decyzji o zakończeniu strajku. „Tę rozmowę u biskupa – wspominał drugą wizytę u ordynariusza Juszczuk – tak dobrze pamiętam, że nie mogę się w niczym mylić. Biskup wychodzi i pyta tak: Co słychać? Dobrze! […] – Bo ja – mówi biskup – chciałem wam właśnie przekazać taką wiadomość, a wierzcie mi, że jest prawdziwa, mam ją z dobrze poinformowanych kół kościelnych, że jest niebezpieczeństwo nad krajem, nad ojczyzną… I w imię tego, co uzyskaliście do tej pory, trzeba rozgrywać sprawy dyplomatyczne”. Według relacji Mroczka duchowny miał powiedzieć: „Ze względu na to, że sytuacja się tak dalece zaostrza i nie wiadomo, czym się może skończyć, należy tego strajku zaprzestać. Obliguję was, by tę prośbę przekazać Prezydium [MKS – przyp. M.S.] i wszystkim strajkującym”. Z wielką radością przyjął zatem przedstawioną mu chwilę później informację, że „wszystko prawie jest załatwione” i być może za kilka godzin porozumienie zostanie podpisane. Oznajmił wówczas, że jeszcze tej samej nocy będzie rozmawiał telefonicznie z Ojcem Świętym i przekaże mu szczęśliwe wieści.
Zdaniem Marcina Stefaniaka, bp Majdański miał decydujący wpływ na podpisanie porozumienia w Szczecinie już 30 sierpnia, dzień przed porozumieniem w Gdańsku. „Kazimierz Barcikowski [przewodniczący komisji rządowej negocjującej porozumienie w Szczecinie – przyp. M.S.] – tłumaczył historyk – który dążył do jak najwcześniejszego zakończenia protestu, miał świadomość, iż brak porozumienia z MKS w Gdańsku w sprawie pierwszego postulatu [zgody na rejestrację niezależnych od partii i rządu związków zawodowych – przyp. M.S.] może odwlec ostateczną decyzję szczecińskiego MKS. Z tego powodu 29 sierpnia rozmawiał z bp. Kazimierzem Majdańskim i przekonał go do spotkania ze strajkującymi i nakłonienia ich do ostatecznego zakończenia protestu 29 sierpnia.
Bp. Majdański spełnił prośbę wicepremiera i wywołał spotkanie z przedstawicielami MKS. Doszło do niego ok. godz. 22, stronę strajkową reprezentowali w nim Jarosław Mroczek i Marian Juszczuk. Ordynariusz powtórzył argumentację przytoczoną mu wcześniej przez Barcikowskiego. […] Na koniec biskup stwierdził, iż przekazuje tylko i wyłącznie wolę »wielkiego człowieka«, mając na myśli prawdopodobnie prymasa Wyszyńskiego. Tak jednoznaczne oczekiwania hierarchy spowodowały, iż po tej wizycie MKS już nie dyskutował, czy zakończy strajk”. O wpływie ordynariusza na podpisanie porozumienia w Szczecinie, nie podejmując jednak tego wątku szerzej, pisał również znawca dziejów Kościoła na Pomorzu Zachodnim – ks. Grzegorz Wejman. Z kolei Przemysław Fenrych – jeden z liderów szczecińskiej „Solidarności” i jednocześnie osoba blisko związana z Kościołem – w innym artykule wyraził pewność, że bp. Majdański wywarł wpływ na termin zakończenia przez szczecinian strajku, bez czekania na ostateczne ustalenia w Gdańsku. Wspominał przy tym, że „biskup przy każdej okazji podkreślał dumę z tego powodu, że w Szczecinie te porozumienia zostały podpisane dzień wcześniej”.
Trudno ostatecznie rozstrzygnąć wszystkie wątpliwości wokół kwestii wpływu, jaki bp Majdański wywarł na wcześniejsze zakończenie strajku w Szczecinie. Ciekawość budzą motywy, którymi kierował się, naciskając na takie rozstrzygnięcie (sam fakt, że to robił, nie nasuwa zastrzeżeń). Czy rzeczywiście obawiał się, że w przypadku przeciągania się strajków może dojść do rozwiązania siłowego? Czy podczas drugiego spotkania z delegacją strajkujących kierował się sugestiami Barcikowskiego, wskazówkami kard. Wyszyńskiego, czy też prowadził samodzielną politykę? Na ile jego naciski wpłynęły na strajkujących? Czy gdyby nie było drugiej rozmowy delegacji MKS z ordynariuszem, szczecinianie zakończyli by strajk wspólnie z gdańszczanami? Na żadne z powyższych pytań nie da się dziś udzielić stuprocentowo pewnej odpowiedzi.
Z całą pewnością można natomiast stwierdzić, że na podpisanie porozumienia przez szczeciński MKS na dzień przed porozumieniem gdańskim wpłynęło wiele różnych czynników. Jednym z nich, być może kluczowym, były emocje strajkujących i strajkowych liderów. Szefujący szczecińskiemu MKS-owi Marian Jurczyk wspominał po latach: „Ludzie byli już zniecierpliwieni. Wyczuwało się to. Zaczepiali nas na terenie stoczni i krzyczeli - »no i gdzie są te nowe związki?!« Pamiętam, że obawiałem się jakiegoś pęknięcia nastrojów, masowych ucieczek przez płoty. Jeszcze trochę, a przegramy wszystko. I nagle, w takiej gęstniejącej atmosferze – zwycięstwo!” Owym zwycięstwem była zgoda między szczecińskim MKS-em a komisją rządową w kwestii ostatecznego kształtu porozumienia, osiągnięta w nocy z 29 na 30 sierpnia. Naturalnie pojawiło się wówczas pytanie – ale co z Gdańskiem? I w tym miejscu znane wersje wydarzeń znów się rozchodzą.
Według Jurczyka w jego imieniu do gdańskiego MKS-u z informacją, że Szczecin osiągnął już kompromis, zadzwonił wtedy jeden z doradców, prawnik Edmund Kitłowski. Kiedy wyjaśnił przez telefon o co chodzi, w odpowiedzi miał usłyszeć: „Podpisujcie! My to zrobimy za półtorej godziny!” Tym samym sytuacja miała stać się oczywista. Inaczej sprawa kontaktu z gdańszczanami w przeddzień podpisania porozumienia w Szczecinie została jednak przedstawiona m.in. przez Juszczuka – wiceprzewodniczącego szczecińskiego MKS-u. Według niego szczecinianie dostali z Gdańska sygnał, aby nie podpisywać, tylko poczekać, bo gdański MKS „zrobi to lepiej”. Taką wersję potwierdza także np. Stanisław Wądołowski – jeden ze strajkowych liderów, później m.in. członek Prezydium Krajowej Komisji Porozumiewawczej, a następnie wiceprzewodniczący Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”. W tej sytuacji szczecinianie, z poczuciem zwycięstwa, ale i urażonej przez gdańszczan ambicji, zadecydowali o samodzielnym zakończeniu strajku. Jak trafnie stwierdził Robert Kościelny – „strajkujący Szczecina mieli już poczucie wygranej i chcieli swoje wspaniałe zwycięstwo ofiarować Polsce”.
Podpisanie porozumienia 30 sierpnia 1980 r. w Szczecinie, na dzień przed finałem negocjacji w Gdańsku, stanowiło złamanie zasady, która niebawem miała stać się nazwą nowego, niezależnego i samorządnego związku zawodowego. Wydarzenie to zaważyło na dalszych relacjach obu ośrodków i reprezentujących je liderów, wzmagając wzajemną nieufność, którą jednak z czasem udało się przełamać. Można natomiast odnieść wrażenie, że sam Szczecin został niejako zepchnięty na margines zbiorowej pamięci Polaków, którzy bez dłuższego namysłu jako miejsce powstania „Solidarności” wskazują zazwyczaj tylko Gdańsk. Tymczasem kto wie, jak mogłaby się potoczyć historia, gdyby przed Gdańskiem nie było Szczecina, później zaś Jastrzębia-Zdroju, Dąbrowy Górniczej i ogromnego wybuchu społecznej aktywności, która w kolejnych miesiącach ogarnęła cały kraj…?
Michał Siedziako
Źródło: MHP