W okresie stanu wojennego na podstawie decyzji administracyjnej komendantów wojewódzkich Milicji Obywatelskiej internowano 9736 osób, w tym 1008 kobiet. Co najmniej 120 z nich trafiło do ośrodka odosobnienia w warszawskiej Olszynce Grochowskiej.
Ze względu na brak dokumentów nie dysponujemy pełną listą osadzonych w tym więzieniu. Bo warto w tym miejscu przypomnieć, że przy ulicy Chłopickiego 71A mieścił się – od 22 maja 1975 r. – Areszt Śledczy w Warszawie-Grochowie przeznaczony dla kobiet. Z dniem 13 grudnia 1981 r., czyli wraz z formalnym wprowadzeniem stanu wojennego, został w nim utworzony (na mocy zarządzenia nr 50/81/CZZK ministra sprawiedliwości z 13 grudnia 1981 r. w sprawie utworzenia ośrodków odosobnienia) ośrodek, który funkcjonował do 15 stycznia 1982 r., kiedy to osadzone w nim kobiety zostały przewiezione do Gołdapi.
Był on przeznaczony dla działaczek opozycji (głównie „Solidarności”) zwłaszcza z Warszawy, lecz również z Chełma, Lublina, Łodzi, Płocka czy Skierniewic. Nie zakończył on jednak swego żywota na początku 1982 r. W kolejnych miesiącach (co najmniej do końca sierpnia 1982 r.) kierowano do niego internowane ze stolicy, zanim wysłano je do docelowego ośrodka odosobnienia.
Do Olszynki Grochowskiej trafiały nie tylko internowane, lecz i aresztowane opozycjonistki (np. w stanie wojennym Małgorzata Łopińska). Niektóre z nich zresztą (np. Teresa Bogucka aresztowana w 1968 r. za udział w akcji rozpowszechniania ulotek przeciwko interwencji wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji i skazana na półtora roku więzienia) miały wątpliwą przyjemność „gościć” tam w ramach obu tych represji.
Większość kobiet, które trafiły do Olszynki Grochowskiej, internowano profilaktycznie, wiele z dniem 13 grudnia 1981 r. I tak np. w przypadku Ewy Kipty (projektantki w Pracowni Konserwacji Zabytków w Lublinie) w uzasadnieniu wniosku o jej zatrzymanie stwierdzano, że pozostawienie jej na wolności zagrażałoby bezpieczeństwu państwa i porządkowi publicznemu przez to, że czynnie działając w ugrupowaniach antysocjalistycznych, publicznie nawoływała do nieposłuszeństwa ustawom i innym prawnym rozporządzeniom naczelnych organów państwowych.
W przypadku niektórych jednak powodem internowania była działalność podejmowana już po wprowadzeniu stanu wojennego. I tak np. w przypadku pracownicy Zakładów Mechanicznych „Ursus” Barbary Tatko funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa wnioskujący o jej internowanie stwierdzał: „Z posiadanych przez nas informacji wynika, że włącza się ona w działalność antysocjalistyczną prowadzoną przez ekstremalnych działaczy +Solidarności+. Zajmuje się kolportowaniem literatury, zawsze uczestniczy w nielegalnych zgromadzeniach załogi. W sprzyjających okolicznościach można się spodziewać, że czynnie wystąpi przeciwko panującemu ustrojowi i zagrozi w ten sposób ładowi, porządkowi i bezpieczeństwu PRL”.
Oczywiście do ośrodka odosobnienia w Olszynce Grochowskiej trafiały kobiety w różnym wieku, o różnym wykształceniu oraz doświadczeniu, zarówno życiowym, jak i opozycyjnym. Nieliczne z nich miały też doświadczenie więzienne, co zwiększało dolegliwość internowania. Szczególnie trudnego w pierwszych dniach stanu wojennego. Areszt nie był bowiem przystosowany do przyjęcia internowanych – osadzono je w pawilonie przeznaczonym kilka miesięcy wcześniej do remontu, w związku z czym był on niedogrzany. Panowały w nim też bardzo złe warunki sanitarne, m.in. prysznic był możliwy – ze względu na brak ciepłej wody – jedynie raz w tygodniu. W początkowym okresie brakowało czystych koców czy ubrań na zmianę.
Jak zapisała w swoim dzienniku Alicja Maciejowska: „Cela duża, ciemno/brak żarówki. Zimno, my się w płaszczach, butach, czapkach przykrywamy materacami z górnych łóżek. Najgorszy strach czy są pluskwy, coraz to któraś mówi, że ją coś gryzie. Kibel – to okropnie brudny sedes i takaż umywalnia za przepierzeniem, zamiast drzwi zasłonka. Przepraszamy się nawzajem, jak któraś musi tam iść”.
Dla kobiet najtrudniejsze były – o czym była już mowa – pierwsze dni. Dręczyła je niepewność co do losu najbliższych – mężów, dzieci.
Z czasem internowane przyzwyczajały się też do nowych, więziennych warunków. Jak odnotowała 8 stycznia 1982 r. Alicja Maciejowska: „Przestałyśmy się gimnastykować. Gnuśniejemy. Zasypiam coraz później i budzę się coraz wcześniej. Najgorsze są te godziny nad ranem. Coraz trudniej znaleźć temat do przemyślenia. Żeby nie wiem jak się wysilać, nic przyjemnego nie przychodzi do głowy, nic optymistycznego – same fatalne perspektywy. Za to w dzień staramy się być wesołe – taka obrona przed pogarszającą się atmosferą. Zaczynamy się chyba trochę nawzajem irytować i trzeba to przełamywać”.
Zresztą te warunki z czasem się poprawiły. Zapewne przyczyniła się do tego m.in. inspekcja Polskiego Czerwonego Krzyża, przeprowadzona w dniach 22–23 grudnia 1981 r. Internowane otrzymały też (od 18 grudnia) paczki, a także możliwość widzenia z rodzinami (od 29 grudnia). Niemniej ważne były również odwiedziny księży i posługa pasterska dla zainteresowanych – pierwszą mszę świętą w Olszynce Grochowskiej odprawiono 26 grudnia, a 1 stycznia 1982 r. kobiety odwiedził nawet sam prymas Polski Józef Glemp, przyjęty zresztą – przynajmniej początkowo dość chłodno – przez część osadzonych. Potem jednak, „po zamienieniu paru słów” – jak sam relacjonował – „rozkręcały się” i dziękowały mu „za przybycie”.
Jak z kolei wspominała po latach Wiesława Bielańska: „To była ważna wizyta, dawała świadectwo, że Kościół i jego hierarchowie nie zapominali o nas”. Warto w tym miejscu nadmienić, że (co odnotowała też bezpieka) wizyty duchownych – nie tylko w tym przypadku – nie ograniczały się do spraw religijnych czy zainteresowania losem i potrzebami internowanych – księża przekazywali pozbawionym wolności tak potrzebne i cenne wieści zza krat, a także przemycali grypsy osadzonych na zewnątrz. To pomagało przetrwać trudny czas.
A trzeba podkreślić, że osadzone w Olszynce Grochowskiej nie dały się – co zresztą same podkreślały po latach – w trakcie internowania złamać. Znalazło to odzwierciedlenie w ich późniejszych charakterystykach i ocenach, a także dalszych działaniach wobec nich ze strony SB.
I tak w przypadku Maryli Hopfinger-Amsterdamskiej naczelnik Aresztu Śledczego Warszawa-Grochów Maria Grabowicz stwierdzała: „Odgrywała przywódczą rolę wśród innych osadzonych. Wielokrotnie pisała w imieniu pozostałych zbiorowe kategoryczne żądania mimo poinformowania jej, że są one niemożliwe do realizacji w obecnych warunkach […] W dniu 20.12.1981 r. próbowała nakłonić pozostałe internowane do zbiorowego buntu poprzez barykadowanie się w celach, wyważanie drzwi i wznoszenie obraźliwych dla Służby Więziennej okrzyków”.
Z kolei o Annie Augustyn-Urbanowicz tak pisał jeden z funkcjonariuszy SB ze Skierniewic: „Do aktywniejszych z naszej grupy Skierniewice należy przede wszystkim p. Urbanowicz, która w swojej celi ustanawia odrębne prawa i wymusza na innych posłuch i posłuszeństwo wobec swojej osoby. Internowane, które są wywoływane na rozmowy ona poucza jak mają się wobec nas zachować i co mają mówić. Jednocześnie po powrocie do celi muszą zdawać relacje b. szczegółowe z tego o czym była prowadzona z nimi rozmowa”.
W tym miejscu trzeba wyjaśnić, że osadzone w Olszynce Grochowskiej były – podobnie jak w innych ośrodkach odosobnienia – wzywane na rozmowy z funkcjonariuszami Służby Bezpieczeństwa (określane przez nie przesłuchaniami) oraz nakłaniane do podpisania deklaracji lojalności, tzw. lojalek. Bez większego efektu zresztą.
Nic zatem dziwnego, że większość z nich w momencie likwidowania ośrodka odosobnienia w Olszynce Grochowskiej nie odzyskała wolności, lecz trafiła do „internatu” w Gołdapi, urządzonego w Ośrodku Wczasowym Zarządu Głównego Związku Zawodowego Pracowników Prasy, Książki, Radia i Telewizji.
Jeszcze do niedawna Olszynka Grochowska (np. w przeciwieństwie do właśnie Gołdapi) pozostawała nieco zapomnianym ośrodkiem odosobnienia. Na szczęście to się zmieniło. W 2017 r. na murze Aresztu Śledczego Warszawa-Grochów została odsłonięta pamiątkowa tablica oddająca hołd „Kobietom z NSZZ +Solidarność+, ugrupowań niepodległościowych i innych organizacji opozycyjnych internowanym i więzionym […] po wprowadzeniu stanu wojennego”.
Grzegorz Majchrzak
Autor jest pracownikiem Biura Badań Historycznych IPN
Źródło: MHP