Kilkanaście miesięcy funkcjonowania NSZZ „Solidarność” zostało brutalnie przerwanych wprowadzeniem stanu wojennego. Pamiętamy ten czas głównie jako karnawał wolności, eksplozję swobód obywatelskich. Jednak miał również ciemniejsze strony, spośród których najważniejsza była ta, że nawet „Solidarność” nie doprowadziła do uwolnienia więźniów politycznych.
„Rodząca się właśnie »Solidarność« podarowała mi trzy tygodnie wolności” – wspominał po latach Leszek Moczulski, przewodniczący Konfederacji Polski Niepodległej i jeden z najważniejszych opozycjonistów lat osiemdziesiątych w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Aresztowano go we własnym mieszkaniu 23 września 1980 r., łamiąc bezceremonialnie punkt czwarty porozumienia gdańskiego z 31 sierpnia 1980 r. Dla robotników, którzy wywalczyli zgodę komunistów na utworzenie niezależnych związków zawodowych, zapewnienie gwarancji wolności wspierającym ich opozycjonistom było od samego początku jednym z podstawowych warunków porozumienia z władzami.
Niekiedy wypuszczanego po 48 godzinach odsiadki w areszcie delikwenta zatrzymywano ponownie wręcz na schodach aresztu. W grupie więźniów tego typu znalazł się wspomniany już Moczulski, a także jego towarzysz z celi – Adam Michnik.
Postulat ten podnoszono już w pierwszych dniach strajku, tuż obok m.in. żądania przywrócenia do pracy Anny Walentynowicz i budowy pomnika ofiar Grudnia ’70. Na historycznej liście postulatów strajkujących w Stoczni Gdańskiej im. Lenina punkt czwarty miał trzy podpunkty: przywrócić do pracy ludzi zwolnionych po strajkach w 1970 r. i 1976 r., a także relegowanych z uczelni (głównie w 1968 r.) studentów; zwolnić więźniów politycznych; znieść represje za przekonania.
MKS żąda zwolnienia więźniów sumienia
W postulatach strajkowych Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego wymieniano z nazwiska trzech więzionych opozycjonistów: Edmunda Zadrożyńskiego oraz Jana i Marka Kozłowskich. Pierwszy był emerytem z Grudziądza, społecznikiem współpracującym z Komitetem Obrony Robotników, którego w marcu 1980 r. skazano pod zarzutami kryminalnymi na trzy lata więzienia. Faktycznym powodem była jego działalność opozycyjna. Z kolei Jan Kozłowski został skazany w lutym 1980 r. na dwa lata więzienia za rzekome pobicie sąsiada. Była to jednak represja za zaangażowanie się przez tego rolnika z Popowic koło Sandomierza w działalność opozycyjną. Marek Kozłowski, niespokrewniony z Janem, był także związany z Komitetem Obrony Robotników. Mieszkał w Słupsku, kolportując tam wydawnictwa niezależne, a także informując KOR o represjach i nadużyciach stosowanych przez lokalny aparat władzy. W jego wypadku pretekstem do skazania go w lipcu 1980 r. na rok i siedem miesięcy więzienia było rzekome pobicie milicjantów. Wszyscy trzej opuścili więzienia na mocy porozumień sierpniowych.
Z więzień i aresztów wypuszczono także kilkudziesięciu kolejnych opozycjonistów, zatrzymywanych podczas strajków na 48 godzin. Taka forma uwięzienia nie wymagała zgody prokuratora i była w trakcie strajków notorycznie nadużywana przez esbeków. Niekiedy wypuszczanego po 48 godzinach odsiadki w areszcie delikwenta zatrzymywano ponownie wręcz na schodach aresztu. W grupie więźniów tego typu znalazł się wspomniany już Moczulski, a także jego towarzysz z celi – Adam Michnik.
„Staliśmy się hydrą, której należy łeb ukręcić. Czekają więc nas, a przede wszystkim kolegów w Kraju, ciężkie dni. Romek Szeremietiew ukrywa się gdzieś na wsi. Przeszliśmy więc prawie do konspiracji, ale jeśli przetrwamy obecną sytuację, w co nie wątpię, to wyjdziemy bardzo wzmocnieni” – oceniał przebywający za granicą przedstawiciel KPN Maciej Pstrąg-Bieleński.
Dla komunistów zwolnienia były jedynie taktycznymi ustępstwami, co doskonale pokazały kolejne tygodnie. O ile władze bały się zatrzymać kierownictwo KOR, o tyle nie miały problemu, by aresztować liderów pozostałych ugrupowań opozycyjnych. Skupiono się na Konfederacji Polski Niepodległej jako radykalnej, ale mającej relatywnie niewielkie poparcie wśród robotników organizacji antykomunistycznej. Po Moczulskim do więzień trafili pozostali członkowie kierownictwa, m.in. Romuald Szeremietiew i Tadeusz Stański.
„Staliśmy się hydrą, której należy łeb ukręcić. Czekają więc nas, a przede wszystkim kolegów w Kraju, ciężkie dni. Romek Szeremietiew ukrywa się gdzieś na wsi. Przeszliśmy więc prawie do konspiracji, ale jeśli przetrwamy obecną sytuację, w co nie wątpię, to wyjdziemy bardzo wzmocnieni” – oceniał przebywający za granicą przedstawiciel KPN Maciej Pstrąg-Bieleński.
„Solidarność” zajęta sporami o rejestrację związku nie mogła jednak tak jawnego łamania podpisanych w sierpniu porozumień zignorować. Dlatego też 10 grudnia 1980 r. odbyły się rozmowy w sprawie praworządności, na których „Solidarność” reprezentował m.in. Jan Olszewski i Jarosław Kaczyński. Nie przyniosły jednak żadnych rozwiązań.
Utworzenie i działalność
Gdy delegacja związkowa spotykała się z wiceministrem sprawiedliwości oraz prokuratorem generalnym, w Gdańsku obradowała Krajowa Komisja Porozumiewawcza NSZZ „Solidarność”. Jedną z najważniejszych podjętych wówczas decyzji było powołanie Komitetu Obrony Więzionych za Przekonania. Pomysł ten w trakcie obrad forsowali gdańscy opozycjoniści, tacy jak Aleksander Hall, Dariusz Kobzdej i Tadeusz Szczudłowski. Komitet miał być narzędziem nacisku na władze. Dlatego też unikano zbędnych zadrażnień. Zamiast terminu „więźniowie polityczni” odwołano się do punktu 4c porozumienia gdańskiego, gdzie była mowa o represjach za przekonania. „Solidarność” oddelegowała do KOWzaP dziewięciu swoich przedstawicieli (w tym Lecha Wałęsę), a skład nowej inicjatywy uzupełniali intelektualiści i ludzie cieszący się powszechnym szacunkiem. W grupie tej znaleźli się m.in.: Władysław Bartoszewski, Zofia i Zbigniew Romaszewscy, Andrzej Wajda czy mniej oczywiste postaci, takie jak żona Mieczysława Rakowskiego – Wanda Wiłkomirska.
O ile samo powstanie KOWzaP w gronie represjonowanych opozycjonistów i ich rodzin oceniano pozytywnie, o tyle nie kryto rozczarowania jego działalnością. Komitetowi zarzucano o marazm i brak energicznych działań w sprawie uwolnienia więźniów. Z biegiem czasu lista obejmująca więźniów sumienia zaczęła się rozrastać. Oprócz wciąż zatrzymywanych konfederatów pojawili się na niej m.in. członek Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela Wojciech Ziembiński, a także bracia Ryszard i Jerzy Kowalczykowie, których skazano na wieloletnie wyroki więzienia za wysadzenie auli Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Opolu, w której w grudniu 1971 r. miała odbyć się uroczysta gala z okazji święta Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa.
Do wciąż nabrzmiewającego problemu więźniów politycznych „Solidarność” powróciła w kwietniu 1981 r. podczas kolejnego posiedzenia KKP. Receptą na rozwiązanie problemu stały się powstające od wiosny 1981 r. regionalne KOWzaP. Faktycznie okazały się znacznie dynamiczniejsze, ale także bardziej skore do zdecydowanie radykalniejszych działań niż KOWzaP powołany w grudniu. Te lokalne komitety z biegiem czasu stawały się także naturalną bazą werbunkową dla KPN, której radykalizm programowy okazał się atrakcyjny dla wielu robotników i studentów aktywnych publicznie podczas rewolucji solidarnościowej.
„Ruch KOWzP obejmuje wszystkie regiony »Solidarności« i jest całkowicie zdominowany przez nasze wpływy. Stanowi kapitalne źródło propagandy i naboru członków do KPN” – twierdziło kierownictwo Konfederacji w jednym z listów adresowanych do emigracyjnego rządku w polskiego w Londynie.
Komitety Więzionych za Przekonania odegrały ograniczoną, ale bez wątpienia pozytywną rolę w walce o przestrzeganie praw człowieka. Organizowane przez nie protesty były w stanie wymusić na komunistach zwolnienie przetrzymywanych opozycjonistów, a także poszerzać sfery wolności.
W maju i czerwcu 1981 r. kilkunastu członków regionalnych komitetów rozpoczęło strajki głodowe w Sosnowcu, Płocku i Tarnowskich Górach. Inspiracją dla głodujących były wydarzenia z brytyjskiego więzienia w Maze, gdzie w maju 1981 r. zmarło 10 więźniów domagających się wprowadzenia statusu więźnia politycznego dla bojowników Irlandzkiej Armii Republikańskiej. Co więcej, w maju 1981 r. władze PRL zwolniły jednego z działaczy KPN, który podjął protest głodowy, a jego zły stan zdrowia niósł realne zagrożenie utraty życia. Władze, obawiając się dalszej eskalacji protestów, zwolniły – co prawda na krótko – liderów KPN, ale nie zgodziły się na wypuszczenie braci Kowalczyków.
Regionalne KOWzaP stały się wówczas niewygodne także dla „Solidarności”. W sierpniu 1981 r. Lech Wałęsa przekonywał, że stały się zbyt samodzielne. Powodem były działania zmierzające do przeprowadzenia tzw. marszu gwiaździstego – ruszających z siedmiu polskich miast manifestacji, które miały się spotkać w Warszawie. Liczono się z setkami tysięcy uczestników tego marszu. Zarówno władze „Solidarności”, jak episkopatu skutecznie zablokowały realizację pomysłu. Zwyciężyła obawa przed możliwymi prowokacjami i wymknięciem się sytuacji spod kontroli organizatorów. W zamian kierownictwo „Solidarności” zobowiązało się z większym zaangażowaniem zabiegać o prawa więźniów politycznych.
Niemal rok po utworzeniu pierwszego ogólnopolskiego KOWzaP wprowadzono stan wojenny. W więzieniach znalazły się tysiące działaczy związkowych oraz opozycjonistów. Wówczas PRL stała się krajem pełnym więźniów politycznych, a o legalnej działalności KOWzaP nie było mowy. Dlatego tez podejmowano próby reaktywacji Komitetu w podziemiu. 17 stycznia 1982 r. funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa aresztowali w podwarszawskim Świdrze kilka osób planujących reaktywację mazowieckiego KOWzaP. W marcu 1982 r. Włodzimierza Kowalskiego, uznanego za inicjatora akcji, skazano na dwa lata pozbawienia wolności. Pozostałym sądzonym postępowanie warunkowo umorzono. Potraktowano ich na tle zapadających wówczas wyroków relatywnie łagodnie.
Komitety Więzionych za Przekonania odegrały ograniczoną, ale bez wątpienia pozytywną rolę w walce o przestrzeganie praw człowieka. Organizowane przez nie protesty były w stanie wymusić na komunistach zwolnienie przetrzymywanych opozycjonistów, a także poszerzać sfery wolności. Radykalizowały także szeregowych członków „Solidarności”, wymuszając na kierownictwie związku bardziej stanowcze działania. W końcu rewolucja „Solidarności” wybuchła także po to, by „znieść represje za przekonania”.
Autor: Grzegorz Wołk
Źródło: Muzeum Historii Polski