To była jedna z największych manifestacji polskości w Stanach Zjednoczonych – 75 lat temu w wypełnionej po brzegi nowojorskiej Katedrze Św. Patryka tysiące Polaków, modląc się za dusze rodaków zamęczonych w czasie wojny, z utęsknieniem powtarzały: „Ojczyznę wolną, racz nam wrócić Panie...”.
„Tego dnia i tej wielkiej godziny w katedrze św. Patryka nikt nie zapomni. A jeśli dusze, dla których o wiecznie odpoczywanie prosili (Polacy – red.), usłyszą modły te żarliwe – usłyszą również i ślubowanie tam złożone, że póki w nas życia ostał dech ostatni – póty żyć będziemy pracą i walką, by ich śmierć święta nie poszła na marne” – pisał na pierwszej stronie, nazajutrz po tej wielkiej patriotycznej uroczystości, wydawany w Nowym Jorku dziennik polonijny „Nowy Świat”.
Nadzieja umiera ostatnia…
W sobotnie przedpołudnie – 20 marca 1943 r. – mury górującej nad okolicą neogotyckiej świątyni pod wezwaniem św. Patryka szczelnie wypełniły tłumy Polaków, którzy pragnęli uczestniczyć w modlitwie w intencji niezliczonej liczby pomordowanych Polaków – ofiar wywózek, kaźni więziennej czy egzekucji. Wszystkich, których tragiczny los symbolizował polską Golgotę II wojny światowej.
„Za spokój duszy sióstr i braci w sobotę modlili się żarliwie, za tych co na polu chwały, Ziemi Polskiej broniąc, polegli, za tych co wśród burzy na statkach polskich pod polską banderą ginęli, za skrzydlatych rycerzy co Londynu bronili, za młodych synów Polski co pod Tobrukiem umierali, za dzielnych żołnierzy, po których tylko mogiły ostały pod Narwikiem, za tych, którzy rozstrzelani lub na śmierć zakatowani zostali w Niemczech, za miliony ofiar zapędzonych na Sybir, za tych, którzy w moskiewskich więzieniach na szubienicach ostatnim tchem o Polsce myśleli i za Nią cierpieli, za setki tysięcy dzieci, za miliony sióstr i braci, którzy żyją, a których życie cierpieniem jest niewysłowionym” – relacjonowano na łamach „Nowego Świata”.
W nabożeństwie wzięło udział łącznie ok. pięciu tysięcy osób, w tym elita rodzimej emigracji. W murach katedry zasiedli też oficjele z zagranicy – obecni byli m.in. dyplomaci z Litwy, Estonii czy Belgii.
Msza święta – zauważa „Nowy Świat” – była zarazem modlitwą, skargą, jak i błaganiem. Nie padały żadne zbędne słowa, a celebrujący nabożeństwo ks. prałat Józef Dworzak (proboszcz parafii św. Kazimierza w Yonkers) nie wygłosił nawet kazania. „Wystarczyły myśli i śpiew i organy i stary hymn nasz, błagający o zwrot ojczyzny i wolności” – informował polonijny dziennik. Mowa o znanej Polakom od lat pieśni „Boże Coś Polskę”, która wybrzmiała na koniec nabożeństwa jako wyraz tęsknoty za niepodległością.
„W ten sposób Polacy dali wyraz swojej żałobie, swojej nieprzemijającej pamięci dla nowych męczenników za wolność Polski i swego protestu przeciw zaborczym zamiarom Rosji sowieckiej” – napisano w komunikacie Komitetu Narodowego Amerykanów Polskiego Pochodzenia (KNAPP), z którego inicjatywy odprawiono nabożeństwo.
Prezes KNAPP Wacław Jędrzejewicz pisał w opracowaniu historii Komitetu, że nowojorska msza „wywarła wielkie wrażenie, była to bowiem pierwsza tego typu manifestacja pomyślana na tak wielką skalę”. Choć w modlitwie za Ojczyznę uwzględniono wszystkich rodaków, którzy „zginęli na rosyjskich i niemieckich szafotach”, to jednym z celów nabożeństwa było ukazanie rodakom za Oceanem prawdziwego oblicza sowieckiego „sojusznika”.
Akcja informowania o tragicznym losie Polaków w Sowietach, choć rozpoczęta mszą za zmarłych, była – zaznaczył prezes Komitetu – kontynuowana „w obronie żywych”.
„Właśnie w tym czasie odbywała się na Bermudach konferencja angielsko-amerykańska w sprawie pomocy dla ofiar wojny i uregulowania zagadnienia uchodźców wojennych. Jednocześnie w Kongresie Stanów Zjednoczonych obradowano nad przedłużeniem umowy Lend-Lease z sojusznikami, co dało okazję kilku kongresmanom polskiego pochodzenia do podniesienia całości zagadnienia Polski i stosunku Rosji do niej” – pisał Jędrzejewicz.
Modlitwa za niewinnych
Pod wrażeniem tej wielkiej manifestacji polskości poeta Kazimierz Wierzyński napisał przejmujący wiersz „Msza żałobna w katedrze nowojorskiej”, opublikowany po raz pierwszy 11 kwietnia 1943 r. na łamach ukazującego się w Nowym Jorku „Tygodnika Polskiego”.
Uklękło tysiące ludzi
I w łukach modli się tłum:
Daj nam to, Boże, zrozumieć
I w uniesieniu ogarnąć
Na co już nie ma rozumu.
(…)
Modlimy się za Polaków, męczonych bo byli z Polski,
Za Żydów rozstrzeliwanych, bo mieli z nami ojczyznę.
Za Ukraińców zesłanych, bośmy pospołu osiedli,
Za wszystkich bliźnich po kraju, po ojcach ich i po matkach,
Za owoc tej samej ziemi, ludzi tej samej przyrody
I chleba tego samego, ognia, powietrza i wody,
Za wszystkich z naszego domu
Modlimy się za niewinnych.
Ten tragiczny obraz polskiego doświadczenia II wojny światowej jest zapisem niewyobrażalnego dramatu zwykłych ludzi – „porwanych, umęczonych, zmarłych”. Łączy ich to, że ginęli niewinnie – za to, że przyznawali się do polskości.
Tragedii polskiego narodu – podkreślił dobitnie poeta – nie sposób wytłumaczyć, „nie ma na nią rozumu”. Tysiące polskich ofiar dwóch okupantów – zamęczonych w łagrach, zamordowanych w egzekucjach, zmarłych z głodu czy wycieńczenia – symbolicznie prosi o pamięć. Nie mają nawet „grobu dla własnych kości”.
Katyń, czyli słowo zakazane
Nabożeństwo, które natchnęło poetę do napisania wiersza ku czci polskich ofiar wojny było wyrazem patriotyzmu, przywiązania do Ojczyzny, a zarazem bezsilności wobec ponawianych raz po raz przez władze RP na emigracji próśb do Związku Sowieckiego o wyjaśnienie tajemnicy „zaginięcia” tysięcy polskich oficerów, wziętych do niewoli w 1939 r.
– Uciekli do Mandżurii… – zapewniał Stalin podczas rozmowy z gen. Władysławem Sikorskim i gen. Władysławem Andersem, przeprowadzonej na Kremlu 3 grudnia 1941 r.
Kilka miesięcy później, 18 marca 1942 r., przywódca ZSRS obwieścił gen. Andersowi: – Ja już wydałem wszystkie rozkazy, by ich [polskich jeńców w ZSRS – red.] zwolnić. Mówią, że [są – red.] nawet na Ziemi Franciszka Józefa , a tam przecież nikogo nie ma. Nie wiem, gdzie są. Na co mam ich trzymać? Być może, że znajdują się w obozach na terenach, które zajęli Niemcy, rozbiegli się...
Przez kolejne miesiące Rząd RP na emigracji bezskutecznie próbował uzyskać informacje na temat losu uwięzionych Polaków. Ostatni taki publiczny apel wystosowała Rada Narodowa RP 5 kwietnia 1943 r., podejmując specjalną uchwałę, w której domagano się podania prawdy o rzekomo zaginionych więźniach obozów NKWD w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie. Sześć dni później – w dniu publikacji wiersza Wierzyńskiego w „Tygodniku Polskim” – świat usłyszał pierwszy oficjalny niemiecki komunikat radiowy o odkryciu katyńskich dołów śmierci.
***
W czasie mszy żałobnej w nowojorskiej katedrze wspominano tragiczny los „siedmiu tysięcy Oficerów Polskich, którzy zginęli w północnych tundrach Syberii”, choć wtedy jeszcze – w marcu 1943 r. – słowo „Katyń” niewiele Polakom mówiło. Modlono się m.in. za byłego premiera RP Aleksandra Prystora, Kazimierza Piłsudskiego – brata współtwórcy polskiej niepodległości marszałka Józefa Piłsudskiego, a także gen. Stanisława Hallera, bohatera wojny polsko-bolszewickiej, byłego szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, brata „błękitnego generała”. Wszyscy przeszli przez sowieckie piekło, ale szczegóły ich dramatu pozostawały nieznane.
Gdy 75 lat temu z tysięcy gardeł wydobywały się rzewnie słowa hymnu „Boże coś Polskę”, tragedia Narodu Polskiego wciąż się dopełniała...
Waldemar Kowalski