„Dowódca, komendant warszawskiej chorągwi Szarych Szeregów - Orsza, występujący po raz pierwszy w podobnej sytuacji, denerwuje się nie z powodu zbliżającej się walki” – pisze w „Kamieniach na szaniec” Aleksander Kamiński.
Za chwile ma rozpocząć się jedna z największych akcji Szarych Szeregów – odbicie więźniów pod Arsenałem. Stanisław Broniewski, szef akcji, nie wie jeszcze, że zaledwie za półtora miesiąc zostanie dowódcą wszystkich walczących harcerzy. Poprowadzi ich do powstania, a później część z tych, co przeżyli – do niewoli. A po wojnie wróci do kraju i będzie musiał się wciąż mierzyć z pytaniami, dlaczego nie został aresztowany przez bezpiekę.
„Kamienie na szaniec”
Co było powodem niepokoju „Orszy”, jeśli nie sama akcja? „Denerwuje się dlatego, że widzi w dalekiej perspektywie ulicy, jak wyznaczony do sygnalizowania o zbliżającej się karetce policyjnej łącznik obrócił się tyłem do miejsca, które ma obserwować i tak stoi” – tłumaczy Kamiński. Sam Broniewski we wspomnieniach o tym zdenerwowaniu nie pisze. Jeśli nawet czuł niepokój to niepotrzebnie. Łącznik wie, co robi. Ulica odbija się w wystawie sklepowej jak w lustrze. Zauważy samochód i machnie czapką w odpowiedniej chwili.
Dramatyczna akcja kończy się sukcesem i ogromnymi stratami. Jan Bytnar „Rudy”, jeden z dowódców Szarych Szeregów, zostaje odbity, ale jego stan jest tak ciężki, że wkrótce umiera. Od rano odniesionych w akcji umierają też inny bohater „Kamieni na szaniec” Maciek Dawidowski „Alek” oraz Tadeusz Krzyżewicz „Buzdygan”.
O tym, że to Broniewski będzie dowodził odbiciem „Rudego” decyduje ówczesny komendant Szarych Szeregów Florian Marciniak, choć do akcji najbardziej prze przyjaciel „Rudego” – Tadeusz Zawadzki „Zośka”. „Naczelnik Szarych Szeregów wychodził bowiem z założenia, że „Zośka” jest za bardzo osobiście zaangażowany, dlatego nie można pozostawić w jego rękach wszystkich decyzji. Nasuwała się tu wyraźnie analogia do sytuacji lekarza, gdy chodzi o operowanie przezeń kogoś bliskiego” – pisał „Orsza”.
Nie mógł przeczuć Marciniak, że analogiczną sytuację już na początku maja trzeba będzie podjąć w jego sprawie. „Tyle że wtedy zmienią się role poszczególnych osób: to on, Florian Marciniak, będzie aresztowanym. To +Orsza+ będzie zbyt osobiście zaangażowany uczuciowo, a +Zośka+ przejmie wtedy dowodzenie akcją odbicia” – tłumaczył Broniewski. Tej akcji nie udało się jednak przeprowadzić. Marciniak został najpierw przewieziony do Poznania, a później trafił do obozu koncentracyjnego, gdzie zginął na początku 1944 r. „Orsza”, którego Marciniak wciągnął na początku wojny do konspiracji został jego następcą.
Niegroźni Niemcy
Broniewski urodził się 29 grudnia 1915 r. Najmłodsze lata spędził w Brześciu Kujawskim. Tam też – w czasie I wojny światowej – pierwszy raz spotkał się z Niemcami. Jedno z najstarszych wspomnień to: „obecność niemieckich żołnierzy w kuchni. Pamiętam niskie, krępe postacie w szeroko rozpiętych żołnierskich płaszczach (…) Cała ich bytność w naszej kuchni nie wiązała się z atmosferą grozy, jak to miało z reguły miejsce 20 parę lat później. I nie było to chyba jedynie oceną właściwą beztroskim latom, gdyż długo później wspominano z humorem jak naśladowałem Niemców, mówiąc przy tym: - brzuchy wypinają i tak chodzą” – pisał we wspomnieniach.
Wraz z rodziną szybko opuścił Brześć, później mieszkał w Warszawie i Poznaniu. W 1928 r. rozpoczął naukę w Gimnazjum i Liceum Męskim im. Adama Mickiewicz oraz wstąpił do harcerstwa. Był m.in. redaktorem pisma „Swastyka”, który to symbol nie nabrał jeszcze wówczas złowieszczego wyrazu. Dzięki temu poznał swoją przyszłą żonę. „Gorączkowo poszukiwałem powielacza dla owego pisemka. Dowiedziałem się, że powielacz posiada ojciec mego kolegi z pracy i z drużyny, Stacha Łazęckiego. (...) poszedłem. Drzwi otworzyła mi siostra kolegi Maria Łazęcka. Sprawę załatwiłem. Ale… tej wizyty nie zapomnę nigdy! Od pierwszego wejrzenia zakochałem się nieprzytomnie”. Z Marią ożenił się jednak dopiero w czasie okupacji.
Maturę zdał w 1934 r. Następnie studiował na Wydziale Prawno-Ekonomicznym w Poznaniu. To tam poznał Marciniaka, który namówił go do pracy w komendzie Chorągwi Wielkopolskiej Harcerzy. Rok przed wojną został magistrem i rozpoczął przewód doktorski. W styczniu 1939 r. rozpoczął pracę w Biurze Ekonomicznym Prezesa Rady Ministrów.
W konspiracji
Właśnie tam w kancelarii premiera zastała go wojna. „Poczucie grozy, którego nie zdołały wywołać alarmy lotnicze i widok nadlatujących samolotów wroga, wywołała decyzja o ewakuacji rządu” – pisał później. Jako urzędnik rządowy też dostał nakaz ewakuacji. „Porwałem pakę z protokołami Komitetu Ekonomicznego, moje rzeczy osobiste i zbiegłem na dół. Nie mogłem przewidzieć, że następny raz wejdę tu za 55 lat”. Wówczas w 1994 r. w 50. rocznice Powstania Warszawskiego powstańcy zostali ugoszczeni uroczystym śniadaniem.
Jego ucieczka skończyła się w pobliżu granicy. Miał zbyt niską rangę i nie zmieścił się do autobusu wiozącego urzędników do Rumunii. „Ruszamy szybko, jak najszybciej. Dokąd? Warszawa broni się jeszcze – słyszymy coraz częściej. Nie mamy żadnego planu. Chcemy być blisko – może będziemy potrzebni. (…) Od wejścia Armii Czerwonej skończyły się nadzieję na pomoc z Zachodu. Klęska staje się jedyną przyszłością. Na teraz. Kiedyś wygramy. Takie były myśli w tym marszu” – wspominał.
Do Warszawy wrócił już po jej upadku. Kilka dni później do jego drzwi zapukał Marciniak – który 27 września stanął na czele podziemnej organizacji harcerzy (późniejszych Szarych Szeregów). Za jego namową Broniewski też wstąpił do konspiracji. Początkowo tworzył 3. Warszawską Drużynę Harcerzy, od grudnia działał w Warszawskiej Chorągwi, następnie został komendantem najpierw Okręgu Południowego, a później całej warszawskiej organizacji. Dodatkowo szkolił się na Kursie Szkoły Podchorążych Rezerwy Piechoty ZWZ – AK. W lutym 1943 r. został komendantem liczących około 300 harcerzy Grup Szturmowych w Warszawie, które dzieliły się na cztery oddziały – Centrum dowodził „Zośka”, a Południem „Rudy”.
Aresztowanie Marciniaka, prywatnie od 1942 r. męża siostry, było wielkim ciosem. Broniewski nie bacząc na niebezpieczeństwo spotkał się z rodzicami, by poinformować ich, że on pozostaje na wolności. „Zamieniliśmy tylko 3 słowa. Do dziś pamiętam męski twardy wyraz twarzy ojca, tego delikatnego i subtelnego człowieka. Nie padło ani jedno słowo, abym zaniechał hazardowej gry. ‘Uważaj’ – padło tylko na pożegnanie, gdy biegłem skacząc po kilka stopni kamiennymi krętymi schodami”. Kilka dni później Broniewski został mianowany następcą Marciniaka.
Dowódcą harcerzy pozostał do końca Powstania Warszawskiego. Walczył na Woli i w Śródmieściu. „Ja po swoich wszystkich wędrówkach i tym co widziałem w Śródmieściu rozumiałem, że to idzie do końca. W związku z tym (…) poszliśmy do wicepremiera Jankowskiego (…) zdanie było proste, że rozumiemy to do czego powstanie było potrzebne, niezbędne, podkreślam wyraz niezbędne, to zostało już okupione, wobec tego zgłaszamy postulat, że trzeba kończyć Jankowski odpowiedział jakby z żalem, więc nawet +wy+”.
Po upadku powstania został wywieziony do obozu koncentracyjnego Bergen-Belsen, po jego oswobodzeniu organizował polskie harcerstwo w Niemczech. W 1946 r. zdecydował się na powrót do kraju. Decyzja wzbudziła ogromne kontrowersje. Rozmawiał nawet o tym z Naczelnym Wodzem Tadeuszem Borem-Komorowskim. „Rozmowa była trudna. Jej istotna treść brzmiała: „Generał: +Pan jedzie do kraju+, ja: +Tak jest+, Generał: +A więc pójdzie pan do konspiracji? +, ja: +Nie, panie generale+, Generał: +To znaczy, że będzie pan współpracował+, ja: +Nie, panie generale+. Generał: +Nie rozumiem – no to co?+, ja: +Ja tam będę+” – wspominał „Orsza”.
Po powrocie pracował m.in. w Centralnym Urzędzie Planowania czy w spółdzielni „Społem”. Obronił też doktora oraz habilitację z ekonomii urbanistyki. W latach 60. był kierownikiem pracowni Instytutu Kształcenia Środowiska na Uniwersytecie Łódzkim. Na fali odwilży w 1956 r. podjął m.in. z Aleksandrem Kamińskim działalność w harcerstwie, szybko jednak został usunięty z władz, a później odszedł z organizacji.
Za to przez większą część życia zmagał się z pytaniem, dlaczego on – dowódca Szarych Szeregów – nie został nigdy aresztowany przez bezpiekę.
Czemuś nie siedział w więzieniu
„Kiedyś we wczesnych latach swej szkoły podstawowej, mój mały synek po powrocie do domu podszedł do mego biurka i od razu wyczułem, że ma mi coś do powiedzenia. To +coś+ nie było jedna ani łatwe ani proste, gdyż dopiero po długich moich serdecznych naleganiach i po długich jego zakłopotanych pytaniach +Tatusiu czy nie będzie się martwił?+, czy nie będziesz się gniewał, na koniec wykrztusił +Tatusiu, powiedz mi, dlaczego tyś nie siedział w więzieniu?+ Zrobiło mi się gorąco. Co za kraj, w którym ojciec musi się przed dzieckiem tłumaczyć, dlaczego nie (!) siedział w więzieniu” – wspominał Broniewski.
Sam nie pamiętał co odpowiedział. „Długo milczałem przytulając chłopca (…) Na pewno było w niej coś o pełnym zaufaniu do ojca, pozwalającym mu być spokojnym. Było też i coś o tym, że sprawa jest skomplikowana”. Na tyle skomplikowana, że sam Broniewski nigdy nie znalazł pełnej odpowiedzi na to pytanie.
Kilka razy, zwłaszcza w pierwszych latach po wojnie, był pewny, że za chwilę zostanie zatrzymany. „Mijaliśmy się na placu Trzech Krzyży, koło Głuchoniemych. Szedłem szybko, ale Wierusz (ówczesny szef harcerstwa Janusz Wierusz Kowalski) spostrzegł mnie, natychmiast się zatrzymał i bardzo krótko, a może nawet pośpiesznie powiedział mi półgłosem, że dziś ‘przyjdą po druha’. Była to forma nie pozostawiająca cienia złudzeń, ze chodzi o bezpiekę (…) udałem się do (...) mieszkania (…) Przejrzałem i uporządkowałem notatki, zapiski i … czekałem”.
SB jednak nigdy nie zapukało do jego drzwi. Nie był nawet przesłuchiwany. Na pewno za to był inwigilowany, a o jego działania wypytywanych było dużo innych osób. Broniewski uważa, że stosowano wobec niego „metodę długodystansową nalotu nękającego”. „Istotną rolę odegrał moja dzielna łączniczka z czasów Szarych Szeregów „Iza”. Opowiedziała mi o tym późno, krótko przed swoją śmiercią. Była mianowicie przesłuchiwana (…) Chodziło im o mnie”. Bezpieka próbował namówić ją do szpiegowania. „Opowiadanie o tym wydarzeniu z bezpieką przekonało mnie ostatecznie o metodzie cały czas stosowanej wobec mnie. A w tej metodzie kryje się przecież odpowiedź na postawione przed laty pytanie mego małego wówczas synka”.
W latach 80. Broniewski znów zaangażował się w odnowę polskiego harcerstwa – uznawano go za ojca duchowego Związku Harcerstwa Rzeczpospolitej. Zmarł 30 grudnia 2000 r.
Łukasz Starowieyski
Źródło: MHP