W 1967 r. – po wybuchu wojny izraelsko-arabskiej (tzw. wojny sześciodniowej) – władze peerelowskie rozpoczęły nagonkę antysemicką. Jej apogeum przypadło po młodzieżowym buncie – Marcu 1968. W wyniku tej kampanii doszło do wielu ludzkich dramatów, a z Polski wyemigrowało około 13 tysięcy polskich Żydów. Mało osób o tym wie, ale przyniosła ona również co najmniej jedną ofiarę śmiertelną. Był nią Gustaw (Gutman) Wajnsztok, który w połowie maja 1968 r. popełnił samobójstwo. Kim był? Jak do tego doszło?
Urodził się 11 lutego 1912 r. w Zawierciu. Jego rodzice (Berek i Ruchla - Laja) byli właścicielami sklepu spożywczego. Od 1927 r. pracował w sklepie żelaznym u Besera, jako subiekt. W kampanii wrześniowej 1939 r. najprawdopodobniej nie wziął udziału, mimo że w latach 1934–1935 odbył zasadniczą służbę wojskową w 73. pułku piechoty w Katowicach. Oczywiście po wkroczeniu do Polski Niemców jego rodzina utraciła sklep i trafiła do getta w Zawierciu. Nasz bohater przebywał tam do 1943 r., następnie trafił do obozu koncentracyjnego Gross-Rosen, a z niego do Markstädt i Fünfteichen. Po wyzwoleniu przez wojska amerykańskie zdecydował się na powrót do Polski. Niestety nie odnalazł nikogo z bliskich – w obozach koncentracyjnych stracił matkę (ojciec zmarł wcześniej), siostrę, brata i pierwszą żonę.
W maju 1945 r. złożył podanie o przyjęcie do Urzędu Bezpieczeństwa. Dzięki m.in. rekomendacji Komitetu Miejskiego Polskiej Partii Robotniczej w Zawierciu został dwa miesiące później przyjęty do Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Opolu. Wstępując do UB, zobowiązał się „wiernie służyć sprawie wolnej, demokratycznej i niepodległej Polski. Zdecydowanie zwalczać wszystkich wrogów demokracji”. I rzeczywiście ich zwalczał. Szczególnie wyróżnił się przed wyborami w styczniu 1947 r. W jego charakterystyce z lutego tego roku pisano: „W okresie przedwyborczym kompletowaniem swych teczek obwodowych też uwydatnił się, kompletując je ważnymi dla nas materiałami, dotyczącymi członków komisji oraz działalność i nastawienie polityczno-społeczne na teren przydzielonych mu obwodów”. Zatem wniósł konkretny wkład w sfałszowanie wyniku wyborów, „werbując odpowiednią agenturę na przydzielonych mu obwodach oraz zbierając cenne materiały na szkodników Demokracji Ludowej” (charakterystyka służbowa z połowy lutego 1947 r.). Za swe zasługi otrzymał nagrodę – 1500 złotych. Choć (co warto przypomnieć) początki w bezpiece miał nie najlepsze – na przełomie grudnia 1945 r. i stycznia 1946 r. ukarano go dziesięciodniowym aresztem i nie cieszył się najlepszą opinią przełożonych…
To się jednak dość szybko zmieniło. Co ciekawe – mimo kolejnych pozytywnych opinii – zaproponowano przeniesienie Wajnsztoka na stanowisko nieoperacyjne referenta gospodarczego PUBP w Opolu. Wynikało to z jednej strony z potrzeb – konieczności uzupełnienia wakatu, jego poprzednikiem był granatowy policjant, a z drugiej strony z oceny samego Gustawa Wajnsztoka. Uznano, że nowe stanowisko będzie mu bardziej odpowiadać „ze względu na jego mieszczańskie pochodzenie, jak również ze względu na poważny wiek”. Dosyć szybko awansował, został kierownikiem referatu. Po roku służby w kwatermistrzostwie PUBP w Opolu postanowiono go awansować do analogicznej jednostki w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego.
Nie doszło do tego jednak, gdyż dochodzenie w jego sprawie prowadził Wydział ds. Funkcjonariuszy WUBP – podejrzewano go o przywłaszczenie części materiałów, które posiadał na zajmowanym stanowisku i podczas jego zdawania ich nie oddał (m.in. papieru do pisania, nawleczek na poduszki, ścierek czy linijki). Przeszukanie u niego w mieszkaniu potwierdziło, że zabrał większość z tych przedmiotów. Zamiast awansu wnioskowano więc o ukaranie go czternastodniowym aresztem z potrąceniem 30% poborów za czas odbywania kary. Niestety nie wiadomo, czy ostatecznie propozycje te zostały zrealizowane – w jego aktach osobowych brak jest adnotacji o ukaraniu go wówczas.
Gustaw Wajnsztok pozostał w dotychczasowej jednostce. Mimo, że z pracy miał wywiązywać się dość dobrze, to był jednak coraz gorzej oceniany przez przełożonych, ze względu na swój charakter. Przełożeni pisali o nim – na początku 1951 r. – „Jest to człowiek o charakterze nerwowym, wybuchowym, krzykliwym. Stosunek [jego] do pracowników jest nieufny, przewrażliwiony, sam chce pracę wykonać za wszystkich, jest zachłannie oszczędny, nie rozróżnia pracy w kierunku i zlecenia, a kontroli pracy”. Z tym stosunkiem do współpracowników było zresztą coraz gorzej. Już pod koniec 1951 r. pisano o „szeregu zażaleń pracowników Urzędu, że z Wajnsztokiem nie można załatwić żadnej sprawy”, a w styczniu 1952 r. padła nawet propozycja, aby „mu dać taką pracę, w której będzie samodzielny i jak najmniej załatwiał interesantów”. Dała o sobie znać nie tylko jego pogłębiająca się trauma wojenna, ale też jego rozczarowanie – faktycznie pełnił bowiem funkcję kierownika Sekcji Administracyjno-Gospodarczej WUBP w Opolu, ale formalnie zajmował nadal dotychczasowe, niższe i gorzej płatne stanowisko. Nic zatem dziwnego, że prosił o zwolnienie ze sprawowanej funkcji. Jego przełożeni byli nawet skłonni dać mu awans, ale nie został on zatwierdzony przez Departament Kadr Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego.
W związku z tym prosił ponownie o zwolnienie z zajmowanego stanowiska i skierowanie do innej pracy. W kwietniu 1952 r. mianowano go kierownikiem Sekcji Żywienia Zbiorowego Wojewódzkiego Oddział Konsumów MBP w Opolu. Co ciekawe w czasie pracy w bezpiece Gustaw Wajnsztok przyjął chrzest w Kościele katolickim oraz wziął – za zgodą przełożonych – ślub kościelny (z nauczycielką Stanisławą Wcisło). Wyraził również zgodę na ochrzczenie i komunię dzieci, po to, aby nie spotykały się w przyszłości z zarzutami, że są Żydami. Zarówno do chrztu, jak i ślubu miała go nakłonić przyszła teściowa.
W latach 1952–1958 był dyrektorem Państwowego Przedsiębiorstwa Handlowego „Konsumy” w Opolu. W 1958 r. przeniósł się do Kluczborka, gdzie został dyrektorem hurtowni Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Hurtu Spożywczego. W 1966 „na skutek ciągłych nieporozumień wśród współpracowników” dyrekcja WPHS w Opolu rozwiązała z nim – na jego prośbę – umowę o pracę. Wajnsztok został kierownikiem Rejonowej Spedycji Krajowej w Kluczborku.
W lutym 1968 r. poprosił – dwukrotnie – o zwolnienie go z zajmowanego stanowiska i powierzenie mu pracy na stanowisku niekierowniczym. Ustalono jednak, że pozostanie na dotychczasowym miejscu do czasu znalezienia mu innej „odpowiadającej mu pracy”. Według jego żony to, co się działo w kraju w marcu 1968 r., było dla niego dużym przeżyciem. Nie chciał jednak emigrować z kraju – kiedy małżonka zaproponowała mu żartem wyjazd do Izraela, „oburzył się na tę propozycję i oświadczył, że czuje się Polakiem, a nadto jego dzieci są Polakami i on nie pozwoli, aby miały one przebywać poza Polską”. Jego stanu z pewnością nie poprawił fakt, że 4 kwietnia 1968 r. otrzymał pisemną naganę z wpisaniem do akt „za brak nadzoru służbowego”. Bardzo przeżywał tę karę. Choć w „środowisku kluczborskim” miał dobrą opinię, na trzy dni przed śmiercią – jak twierdziła jego żona – „począł wyrażać obawę i niepokój o zmianę stosunku do niego przez jego współpracowników i otoczenie”. Jego troje dzieci (w wieku 14–16 lat) do jego śmierci nie wiedziało, że ich ojciec jest Żydem. Wiadomo też, że interesował się „aktualnymi wydarzeniami, w szczególności faktami zwolnień z pracy obywateli narodowości żydowskiej”. To wszystko skłoniło go do działań ostatecznych i 15 maja 1968 r. powiesił się.
Śledztwo w sprawie jego samobójstwa zakończyło się najprawdopodobniej umorzeniem postępowania „z powodu niestwierdzenia przestępstwa”. Tak przynajmniej przewidywał prokurator wojewódzki we Wrocławiu w piśmie z 10 czerwca 1968 r. I najprawdopodobniej tak się właśnie stało, choć oczywiste jest, że Gustaw Wajnsztok był ofiarą antysemickiej nagonki peerelowskich władz.
Grzegorz Majchrzak
Autor jest pracownikiem Biura Badań Historycznych IPN.