19 stycznia 1836 roku w petersburskim Teatrze Aleksandryjskim miała miejsce prapremiera „Rewizora” Mikołaja Gogola. W dosadnie sportretowanych mieszkańcach prowincjonalnego miasteczka zasiadająca na widowni arystokratyczna i urzędnicza elita Petersburga ze zgrozą rozpoznała własne odbicie. Po skończonym przedstawieniu car Mikołaj I zaszczycający je swoją obecnością miał powiedzieć: „Wszystkim się dostało, a mnie najwięcej". Najnowszą odsłonę tej przewrotnej komedii zobaczymy 24 listopada 2014 roku w Teatrze Telewizji w reżyserii Jerzego Stuhra. Komu dostanie się tym razem?
„Rewizor” Mikołaja Gogola to sztuka niezwykła. Z jednej strony, nieodrodnie związana z miejscem i epoką, które ją wydały, a więc z Imperium Rosyjskim u szczytu jego potęgi, stanowi istny kurs anatomii patologicznej carskiej biurokracji. Z drugiej strony nie przestaje sycić się współczesnością, by na scenie od prawie dwustu lat niezmiennie służyć za krzywe zwierciadło świata i ludzkiej natury.
„Akcja sztuki odbywa się nie tylko w Rosji sto lat temu, ale w potwornym państwie, któremu na imię głupota” - tak o „Rewizorze” w 1929 roku pisał wybitny tłumacz literatury rosyjskiej, autor najpopularniejszego jak dotąd przekładu dzieła Gogola Julian Tuwim.
„Akcja sztuki odbywa się nie tylko w Rosji sto lat temu, ale w potwornym państwie, któremu na imię głupota” - tak o „Rewizorze” w 1929 roku pisał wybitny tłumacz literatury rosyjskiej, autor najpopularniejszego jak dotąd przekładu dzieła Gogola Julian Tuwim. W tym „potwornym państwie” zamieszkałym przez groteskowe, ale jakże żywotne ludzkie typy, zakłamane, obłudne i służalcze, zwierzchnikiem władzy jest strach.
O strachu przed władzą i strachu przed utratą władzy jako o głównym bohaterze „Rewizora” mówił Jerzy Stuhr w wywiadzie dla tvp.pl. W swojej najnowszej realizacji reżyser odwołuje się do pamiętnego spektaklu Jerzego Jarockiego ze Starego Teatru w Krakowie z 1980 roku, w którym podobnie jak i teraz wcielił się w rolę Horodniczego.
Przedstawienie również mówiło o władzy i strachu, ale u progu stanu wojennego brzmiało w Polsce zupełnie inaczej. Widzowie tamtego „Rewizora” oczekiwali w nim odpowiedzi na wydarzenia sierpniowe narzucając mu jaskrawą wymowę polityczną. Nad zamierzonym już pół roku wcześniej spektaklem zaciążyła więc konieczność sprostania konkretnej politycznej rzeczywistości. Umieszczona w jej perspektywie sytuacja, w której znaleźli się mieszkańcy gogolowskiego miasteczka urastała do rangi prawidłowości społecznej. Jarocki śmiałym teatralnym skrótem demaskował mechanizmy funkcjonowania prowincjonalnej kliki. Notable zbici w zwartą grupę o zmechanizowanym geście i sposobie mówienia przypominali wielogłowy organizm. Zdeformowany, wulgarny świat poddany regułom przejaskrawionej groteski był odzwierciedleniem absurdów ówczesnej rzeczywistości, a psychologia nikczemności jakiej dostarcza dzieło Gogola mówiła dużo o sytuacji psychicznej i moralnej jednostki tamtych czasów. Słynna kwestia Horodniczego - „Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie?” musiała w tym kontekście zabrzmieć jak wyzwanie rzucane publiczności - tym bardziej, że wypowiadając ją Jerzy Stuhr strzelał w stronę widzów z dwóch wielkich pistoletów. Chwilę później padał jednak strącony do klatki przez Ziemlanikę (Jerzego Trelę), który zajmował jego miejsce jako najsilniejszy spośród pozostałych, bezzwłocznie zyskując ich bojaźliwą, niemą aprobatę. Humor Gogola przełamywała bolesna kpina z głupoty ludzi, którzy sami umacniają okrucieństwo i bezkarność gniotącego ich systemu.
O strachu przed władzą i strachu przed utratą władzy jako o głównym bohaterze „Rewizora” mówił Jerzy Stuhr w wywiadzie dla tvp.pl. W swojej najnowszej realizacji reżyser odwołuje się do pamiętnego spektaklu Jerzego Jarockiego ze Starego Teatru w Krakowie z 1980 roku, w którym podobnie jak i teraz wcielił się w rolę Horodniczego.
Pomimo dosłownych odniesień do spektaklu Jarockiego, jak choćby w zacytowanej przez Stuhra początkowej scenie trzepania dywanu Horodniczego przez nadzorowanych przez policyjną obstawę więźniów, najnowszy „Rewizor” znów będzie mówił o współczesności. Tym razem także o lęku przed tym co niesie „nowe”. W wywiadzie dla Rzeczypospolitej Jerzy Struhr tłumaczy: „Chciałbym opowiedzieć o tym (…), że moje pokolenie może być w cyniczny sposób wykorzystane przez młodych, a dla pewnych ich kręgów przestaje być jakimkolwiek autorytetem”. Odniesień do współczesności należy szukać również w kostiumach i scenografii, które przełamują ramy przestrzenne i czasowe przedstawionej rzeczywistości.
Historia recepcji „Rewizora” w Polsce sięga 1846 roku, kiedy to w Wilnie ukazał się pierwszy polski przekład jednej z wcześniejszych redakcji gogolowskiej komedii autorstwa Jana Chełmikowskiego. Polska prapremiera „Rewizora” miała miejsce w Krakowie w 1850 roku i od tego czasu sztuka była wznawiana niemalże co roku na scenach krakowskiej, lwowskiej, poznańskiej i warszawskiej. Najwybitniejsze kreacje aktorskie stworzyli Mieczysław Frenkiel w roli Horodniczego Antona Antonowicza Dmuchanowskiego i Kazimierz Kamiński jako Iwan Aleksandrowicz Chlestakow w warszawskim przedstawieniu w Teatrze Rozmaitości z 1916 roku - w rolach tych obaj wielcy aktorzy występowali już przedtem niejednokrotnie.
Jak zauważył Karol Irzykowski po premierze Rewizora w teatrze im. W Bogusławskiego w Warszawie w 1926 roku : "Za czasów Gogola i w ogóle przed wojną chciwie słuchano Rewizora, bo była to niejako zemsta dokonywana na rzeczywistości przez sztukę, sztuka zastępowała wówczas prokuratora". Przez lata polska publiczność widziała w „Rewizorze” wierne odbicie niezmiennej od najdawniejszych czasów „duszy narodu rosyjskiego”. W okresie zaborów oraz po 1915 roku, wobec tworzenia się Państwa Polskiego, odczytywany jako sztuka wybitnie antyrosyjska „Rewizor” w zestawieniu z patriotycznym polskim repertuarem miał więc przede wszystkim godzić w carską Rosję i zagrzewać do walki ze znienawidzonym zaborcą.
Ciekawych eksperymentów z dramatem Gogola w duchu dwudziestowiecznych poszukiwań formalnych podjął się w okresie międzywojennym Aleksander Zelwerowicz. Reżyserował „Rewizora” dwukrotnie – w 1926 roku w eksperymentalnym warszawskim Teatrze im. W. Bogusławskiego oraz 1929 roku w Teatrze Polskim, po raz pierwszy w przekładzie Juliana Tuwima. Przez lata konsekwentnie pomijane przez oficjalną krytykę teatralną realizacje Zelwerowicza nawiązywały bezpośrednio do nowatorskich rozwiązań Wsiewołoda Meyerholda, który niebawem miał paść ofiarą radzieckiego systemu represji. Oryginalna meyerholdowska interpretacja „Rewizora” z 1926 roku operująca przejaskrawionymi formami ekspresji teatralnej stała się zresztą punktem odniesienia nie tylko dla tworzącego równolegle Zelwerowicza, ale i w wiele lat później dla wykształconego w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej w Moskwie Jerzego Jarockiego.
Nieustanne triumfy święciła komedia Gogola w dobie Polski Ludowej, w socjalistycznej retoryce okrzyknięta idealnym narzędziem walki ze społeczeństwem klasowym. Za kanoniczną po dziś dzień uważa się kreację Jana Kurnakowicza, który w rolę Horodniczego wcielił się w 1952 roku, w stulecie śmierci Gogola.
Nieustanne triumfy święciła komedia Gogola w dobie Polski Ludowej, w socjalistycznej retoryce okrzyknięta idealnym narzędziem walki ze społeczeństwem klasowym. Za kanoniczną po dziś dzień uważa się kreację Jana Kurnakowicza, który w rolę Horodniczego wcielił się w 1952 roku, w stulecie śmierci Gogola. O pamiętnym spektaklu Bohdana Korzeniewskiego z Teatru Narodowego, wtedy jeszcze imienia Wojska Polskiego, pisał Konstanty Puzyna w eseju „Horodniczy i Kurnakowicz” podkreślając tragiczny wymiar stworzonej przez wybitnego aktora postaci.
Po dwudziestu jeden latach, już za dyrekcji Adama Hanuszkiewicza i w całkiem innej, gierkowskiej rzeczywistości pojedynek arcykłamców - jako Horodniczy i Chlestakow na narodowej scenie – stoczyli Mariusz Dmochowski i Wojciech Pszoniak. W swoim przedstawieniu Hanuszkiewicz żartobliwie nawiązywał do „Snu nocy letniej” Petera Brooka z 1970 roku. Na tle niezmierzonych połaci carskiej Rosji Chlestakow upajał się swoim kłamstwem i zawzięcie „bujał” innych – bujając się przy tym, niczym Puk, na zawieszonej u sklepienia teatru huśtawce.
W Teatrze Telewizji „Rewizor” był jak dotąd realizowany już czterokrotnie. Po raz pierwszy w 1964 roku przez Józefa Szajnę – twórcę wizyjnego „teatru narracji plastycznej”. Do Teatru TV przeniesiony został wtedy spektakl wystawiony rok wcześniej w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie. Tym razem w roli Horodniczego wystąpił Franciszek Pieczka. W surrealistycznej, konstruowanej niczym kolaż odległych skojarzeń wizji Szajny, zszyty ze strzępów cywilizacyjnych świat zamieszkiwały równie pokraczne, zdeprecjonowane postacie. W scenie audiencji u Chlestakowa kostiumy błagających go o wstawiennictwo u cara kupców obwieszone zostały puszkami po mięsnych konserwach – w nawiązaniu do głośnej w latach 60. „afery mięsnej”. W finale wprowadzone zamiast prawdziwego urzędnika z Petersburga maleńkie dziecko ubrane w schludny szkolny mundurek mogło symbolizować niewinność, ale i dawać do zrozumienia, że ów wyszydzony świat był w istocie po gombrowiczowsku dzieckiem podszyty i „gębą”.
Po raz drugi, w 1969 roku, w katowickim studio Teatru TV zrealizował „Rewizora” Witold Zatorski.
W 1977 roku, wykorzystując filmowe techniki montażowe, agresywne zbliżenia i szybki, „wideoklipowy” ruch kamer dla Teatru TV komedię Gogola reżyserował Jerzy Gruza wpisując swój spektakl w kanon klasyki tego gatunku. Nowatorstwo spektaklu Gruzy polegało również i na tym, że pozbawił „Rewizora” zazwyczaj akcentowanej rosyjskiej rodzajowości. Do historii teatru przeszła kreacja Horodniczego stworzona w trzydziestolecie pracy artystycznej przez Tadeusza Łomnickiego. Partnerowali mu wybitni aktorzy polskich scen - Piotr Fronczewski jako Chlestakow, Anna Seniuk, Wojciech Pszoniak, Witold Pyrkosz , Joanna Szczepkowska.
„Stolica oburza się, iż pokazałem w sztuce obyczaje sześciu urzędników prowincjonalnych. Cóż by dopiero rzekła stolica, gdybym pokazał choć z lekka jej własne obyczaje!” - pisał po premierze „Rewizora” Mikołaj Gogol w liście do przyjaciela, profesora Uniwersytetu Moskiewskiego Michaiła Pogodina.
Czwarta realizacja „Rewizora” w Teatrze TV miała miejsce dopiero w 2005 roku. Na ekran przeniesiono zrealizowany dwa lata wcześniej w Teatrze Dramatycznym im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu spektakl w reżyserii debiutującego wówczas Jana Klaty. Wałbrzyski „Rewizor” stał się jedną z najgłośniejszych manifestacji teatru politycznego w Polsce. Realia dziewiętnastowiecznej, rosyjskiej prowincji zostały zastąpione scenerią Wałbrzycha lat siedemdziesiątych XX wieku. Przywołując modę na dzwony, popularne przed laty przeboje disco i tandetny wystrój mieszkań z wielkiej płyty, lokując akcję przedstawienia pomiędzy wersalką, a meblościanką, Klata rozliczał się ze współczesnymi tęsknotami za pozornym dobrobytem epoki Gierka. W kontrowersyjnym finale wałbrzyskiego spektaklu nad sceną prócz portretu pierwszego sekretarza pojawiały się kolejno oblicza: odpowiedzialnego za wprowadzenie stanu wojennego Wojciecha Jaruzelskiego, przewodniczącego "Solidarności" Lecha Wałęsy, pierwszego premiera III RP Tadeusza Mazowieckiego oraz innych polskich przywódców politycznych po 1989 roku. Wersja telewizyjna spektaklu kończyła się partyjną akademią podczas której grający miejscowego kacyka - Horodniczego Wiesław Cichy na melodię przeboju Jerzego Połomskiego ( „Cała sala śpiewa z nami..” ) śpiewał w stronę publiczności: „Nic przed sobą nie widzę: widzę jakieś świńskie ryje zamiast twarzy i nic więcej! Patrzcie, patrzcie na jakiego durnia wyszedłem....”. Napis umieszczony na czerwonym suknie w tle głosił: „Nowe czasy nowe wyzwania”, jednak nowy, tym razem prawdziwy rewizor - nie nadchodził.
W bieżącym sezonie teatralnym, oprócz oczekiwanej telewizyjnej realizacji Jerzego Stuhra, „Rewizora” w nowym przekładzie Agnieszki Lubomiry Piotrowskiej, wystawił rosyjski dramatopisarz, aktor i reżyser Nikołaj Kolada z zespołem warszawskiego Teatru Studio.
„Stolica oburza się, iż pokazałem w sztuce obyczaje sześciu urzędników prowincjonalnych. Cóż by dopiero rzekła stolica, gdybym pokazał choć z lekka jej własne obyczaje!” - pisał po premierze „Rewizora” Mikołaj Gogol w liście do przyjaciela, profesora Uniwersytetu Moskiewskiego Michaiła Pogodina. Później kontynuował głosem Autora, postaci z jednoaktówki pt: „W przedsionku teatralnym”: „Dziwne, żal mi, iż nikt nie zauważył uczciwej postaci w mej sztuce. Tak, była w niej uczciwa, szlachetna postać, przez cały czas w niej działająca. Tą szlachetną postacią był – śmiech.”. Ów szlachetny śmiech, towarzyszący całej galerii kołtuństwa – śmiech nieraz gorzki, ale i uzdrawiający był orężem Gogola wymierzonym wobec wszechobecnej głupoty, fałszu i podłości.
Ciekawe komu dostanie się tym razem?
Maja Luxenberg-Łukowska
Źródło: MHP