Igrzyska olimpijskie to nie tylko zmagania dzielnych herosów sportu, ale również narzędzie w rękach polityków. Ci ostatni, niezależnie od ustroju, lubią pokazywać się w towarzystwie zwycięzców. W latach 1948-1988 na arenach olimpijskich rywalizowali ze sobą nie tylko sportowcy, ale też dwa wrogie obozy – z jednej strony państwa kapitalistyczne, ze Stanami Zjednoczonymi na czele, a z drugiej tzw. kraje demokracji ludowej - tu prym wiódł oczywiście Związek Sowiecki.
Wyjazdy naszych olimpijczyków na letnie i zimowe igrzyska odbywały się pod czujnym okiem funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, Wojskowej Służby Wewnętrznej (wojskowej bezpieki) i ich agentów, zainstalowanych w gronie oficjeli, działaczy, trenerów i dziennikarzy. Co ciekawe wśród samych sportowców tajnych współpracowników różnej maści było chyba najmniej.
Wyjazdy naszych olimpijczyków na letnie i zimowe igrzyska odbywały się pod czujnym okiem funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, Wojskowej Służby Wewnętrznej (wojskowej bezpieki) i ich agentów, zainstalowanych w gronie oficjeli, działaczy, trenerów i dziennikarzy. Co ciekawe wśród samych sportowców tajnych współpracowników różnej maści było chyba najmniej.
W związku z zabezpieczeniem letnich lub zimowych igrzysk olimpijskich SB prowadziła kolejne duże sprawy, w jej żargonie nazywane obiektowymi. Niestety ze względu na stan zachowania akt, nie wiadomo od kiedy bezpieka na tak dużą skalę angażowała się w „ochronę” polskich sportowców startujących w tych zawodach. Z całą pewnością działo się tak od początku lat siedemdziesiątych, od letnich igrzysk w Monachium w 1972 r.. Nie ulega też wątpliwości, że najwięcej sił i środków bezpieka zaangażowała w związku z olimpiadą w Moskwie w 1980 r. – do ich „ochrony” wykorzystano bezpośrednio blisko 230 funkcjonariuszy oraz ponad 950 tajnych współpracowników, a w działania związane z imprezą w stoli Kraju Rad włączono wszystkie piony SB, Milicji Obywatelskiej oraz szereg innych służb. W końcu była to impreza prestiżowa – po raz pierwszy rozgrywana w państwie socjalistycznym.
Zakres działań i zainteresowań „smutnych panów”, głównie ze Służby Bezpieczeństwa, był szeroki. Właściwie każde igrzyska w ich ocenie niosły mniejsze lub zazwyczaj większe zagrożenia. Podstawowym były ucieczki, a dokładniej odmowy powrotu do kraju – zarówno osób wyjeżdżających na olimpiady jako widzowie, jak i członków ekipy olimpijskiej (zwłaszcza sportowców). Miało temu zapobiec dokładne selekcjonowanie obu tych grup. Przykładowo Tadeusz Bafia, reprezentant Polski w kombinacji norweskiej, do Calgary w 1988 r. wyjechał tylko dzięki poręczeniu („pełnej gwarancji”) władz Towarzystwa Sportowego Wisła – Gwardia Zakopane, gdyż SB dysponowała informacjami, że „od dłuższego czasu nosi się z zamiarem pozostania za granicą”. Zresztą przed każdą olimpiadą typowano wśród polskich sportowców potencjalnych uciekinierów i – jeśli oczywiście dane im było wyjechać – otaczano w czasie igrzysk specjalną „ochroną”, zarówno działaczy, jak i „smutnych panów” towarzyszących naszym olimpijczykom.
Funkcjonariusze SB znajdowali się też w każdej zorganizowanej grupie wyjeżdżającej na igrzyska. Współpracowali oni z towarzyszami z „bratnich służb”, zwłaszcza z KGB. Dzięki temu wielu ucieczkom udawało się zapobiec. Tak miało być np. podczas powrotu z Seulu w 1988 r. w przypadku szermierza CWKS Legia Warszawa Bogusława Zycha, którego do zrezygnowania z pozostania zagranicą udało się nakłonić „w wyniku rozmowy profilaktyczno-operacyjnej” na lotnisku w Amsterdamie. Nie zawsze jednak udawało się ucieczkom zapobiec. Na przykład z Monachium nie wrócił 21-letni kolarz Jan Smyrak, który – jak barwnie to opisywała SB – miał „odłączyć się w ostatniej minucie w drodze ekipy na lotnisko”, a także trzech turystów.
Zakres działań i zainteresowań „smutnych panów”, głównie ze Służby Bezpieczeństwa, był szeroki. Właściwie każde igrzyska w ich ocenie niosły mniejsze lub zazwyczaj większe zagrożenia. Podstawowym były ucieczki, a dokładniej odmowy powrotu do kraju – zarówno osób wyjeżdżających na olimpiady jako widzowie, jak i członków ekipy olimpijskiej (zwłaszcza sportowców). Miało temu zapobiec dokładne selekcjonowanie obu tych grup.
Kolejnym ważnym zadaniem SB było zapobieganie niepożądanym kontaktom polskich sportowców zarówno z polską emigracją polityczną czy jej instytucjami (zwłaszcza Radiem Wolna Europa), jak i służbami specjalnymi państw kapitalistycznych oraz kaperownikami namawiającymi naszych zawodników do przejścia do klubów zachodnich. Tak na marginesie o tego rodzaju działalność podczas igrzysk w Seulu w 1988 r. podejrzewano m.in. człowieka, który "pokazał Ruskim wała", czyli Władysława Kozakiewicza...
Czuwało również WSW, które podczas igrzysk w Montrealu w 1976 r. odnotowało nawiązanie kontaktu przez reprezentanta Polski w strzelectwie Józefa Zapędzkiego (zawodnika Śląska Wrocław w randze podpułkownika) z Reginą Gabrysz, która miała go namawiać do pozostania w Kanadzie.
Czasem dochodziło do sytuacji kuriozalnych. Tak było w przypadku piłkarza ręcznego Śląska Wrocław, a zarazem starszego sierżanta WP, Jerzego Klempela. Otóż miał on podczas montrealskiej olimpiady spotkać się – na polecenie Wojskowej Służby Wewnętrznej – ze swoim bratem uciekinierem mieszkającym w Stanach Zjednoczonych. Ich spotkanie – jak się później okazało mające charakter typowo rodzinny – było „zabezpieczane” przez agenturę Służby Bezpieczeństwa…
Polskim sportowcom ograniczano możliwość poruszania się po krajach, w których odbywały się olimpiady, np. zabierając im paszporty. Za kontakty i wyjazdy z wioski olimpijskiej bez zgody kierownictwa ekipy wyciągano konsekwencje. Czasami nader surowe. W przypadku wioślarki Ewy Ambroziak, która bez stosownej zgody opuściła na noc wioskę olimpijską podczas igrzysk w Montrealu, aby udać się do Niagara Falls i zapewne obejrzeć słynny wodospad, miało to być nawet usunięcie z kadry.
Więcej szczęścia miał – w tym samym czasie – bokser warszawskiej Legii Andrzej Biegalski, który – jak później twierdził – był u znajomych rodziny, których nazwiska i adresu rzekomo nie znał. Nic nie wiadomo na temat tego, aby go za to ukarano. Być może zdecydował fakt, że przeciwieństwie do Ambroziak był mistrzem Europy, a więc był bardziej przydatny kadrze narodowej…
Bezpieka odnotowywała też wszelkie niepożądane wydarzenia z udziałem naszych sportowców, trenerów i działaczy. Na przykład w Sarajewie w 1984 r. był to wywiad TVP z trenerką łyżwiarstwa figurowego Barbarą Kossowską ubraną w koszulkę z napisem „USA”. Najczęstsze były jednak przypadki handlu – olimpiady, podobnie jak inne zagraniczne imprezy sportowe, były traktowane po prostu jako okazja do zarobku. Czasami zresztą dochodziło do sytuacji skandalicznych, np. podczas igrzysk w Monachium sprinterka Irena Szewińska narzekała na brak biletów wstępu na zawody dla polskich sportowców, gdyż te sprzedali nasi działacze.
Z czasem pojawiły się też inne zagrożenia, wśród nich doping. Jak się okazuje Służba Bezpieczeństwa była w tej materii nie najgorzej poinformowana. Jednak jej funkcjonariusze nie podejmowali działań w celu ukrócenia tego procederu, ograniczając się jedynie do obserwacji tego zjawiska i informowania polskich władz sportowych.
Z czasem pojawiły się też inne zagrożenia, wśród nich doping. Jak się okazuje Służba Bezpieczeństwa była w tej materii nie najgorzej poinformowana. Jednak jej funkcjonariusze nie podejmowali działań w celu ukrócenia tego procederu, ograniczając się jedynie do obserwacji tego zjawiska i informowania polskich władz sportowych. Dopiero afera dopingowa z udziałem naszego hokeisty Jarosława Morawieckiego podczas igrzysk w Calgary w 1988 r. miała spowodować podjęcie „zdecydowanych kroków dyscyplinarnych i profilaktycznych w odniesieniu do całej sfery sportu”. Myliłby się jednak ktoś, kto oczekiwałby zwalczania niedozwolonego wspomagania. Od uczciwej sportowej rywalizacji ważniejszy był bowiem efekt propagandowy…
Jak wynika z dokumentacji dotyczącej zabezpieczenia kolejnych igrzysk w 1988 r. w Seulu, co najmniej 1 z 16 medali zdobytych tam przez polską ekipę miał zostać wywalczony dzięki dopingowi! Przed wyjazdem na tę olimpiadę Służba Bezpieczeństwa przekazała prezesowi Polskiego Komitetu Olimpijskiego Aleksandrowi Kwaśniewskiemu listy naszych sportowców, w stosunku do których miano różnego rodzaju zastrzeżenia (m.in. dotyczące „niewłaściwej” postawy politycznej).
W kategorii „inne zastrzeżenia”, do której zaliczono nadużywanie alkoholu, handel i przemyt (w tym anabolików), kontakty z uciekinierami z PRL, „niski poziom etyczno-moralny” oraz doping znalazło się 12 osób. Nie przeszkodziło im to w wyjeździe do stolicy Korei Południowej. Tak na marginesie, co najmniej troje sportowców z tej grupy (w tym brązowa medalistka z Seulu Izabela Dylewska) zostało w kolejnych latach przyłapanych na stosowaniu niedozwolonego wspomagania. Również troje, ale nie ci sami (w obu grupach powtarza się jedno nazwisko) z tej samej listy zdobyło medale w Seulu…
Grzegorz Majchrzak