25.12.2010. Kraków (PAP) - O początkach lotniczego pogotowia w polskich górach opowiada film "Ratunek nadchodzi z nieba" w reż. Jerzego Porębskiego. Jest to historia ukazana poprzez wspomnienia i materiały Tadeusza Augustyniaka, który w latach 60. zainicjował ratownicze loty śmigłowcem w górach.
Film stanowi opowieść o pasji latania i pasji gór, a także o przyjaźni z ratownikiem TOPR Maciejem Gąsienicą. Atutem filmu są nie tylko osobiste wspomnienia ratowników z czasów, kiedy tworzyła się historia lotniczego pogotowia w Tatrach, ale także materiały filmowe, przechowane w archiwach Tadeusza Augustyniaka.
Jak powiedział PAP reżyser, to właśnie te materiały przesądziły, że powstał film. "Robiłem w zeszłym roku film na 100-lecie TOPR i jedną z osób, z którą rozmawiałem, był wtedy Tadeusz Augustyniak. Uznałem, że jest to ciekawy temat na odrębny film, ale o tym, że ten właśnie teraz powstał, zadecydował przypadek" - powiedział PAP reżyser Jerzy Porębski.
Podczas przegrywania materiałów filmowych z archiwum pilota stwierdził, że należy je wykorzystać w filmie. Podstawą produkcji stała się rozmowa z Tadeuszem Augustyniakiem i ratownikami Maciejem Gąsienicą oraz Robertem Augustyniakiem. Uzupełniają ją archiwalne nagrania z akcji w górach.
"Powstał film o początkach lotniczego ratownictwa górskiego, ale ukazanych w relacji bezpośrednich uczestników. Chodziło mi o to, by była to historia opowiedziana przez pilota i ratownika, ukazana ich oczami" - powiedział Porębski.
"Tadeusz Augustyniak, twórca Ratownictwa Śmigłowcowego TOPR, członek honorowy TOPR, pilot i ratownik TOPR. Bóg ci zapłać, Tadku" - tak w filmie przedstawiany jest pilot. On sam opowiada o kolejnych doświadczeniach w pilotowaniu śmigłowca w górskich akcjach ratowniczych, które wyznaczały potem standardy ratownictwa górskiego. Przytacza też anegdoty.
"Latanie śmigłowcem w góry interesowało naszego kosmonautę Mirosława Hermaszewskiego. Przyszedł raz, jak byłem na dyżurze, przyszedł drugi. Zaproponowałem mu, że może polecieć ze mną na Gąsienicową po turystę ze złamaną nogą" - opowiada w filmie Tadeusz Augustyniak. Jak zaznacza, to nie była akcja w ścianach, tylko normalny lot transportowy. Jednak podlecieli pod ścianę. "Im bardziej się zbliżałem do ściany od strony kosmonauty, tym bardziej on przysuwał się w moją stronę. Ja do ściany, on do mnie. Po wylądowaniu powiedział, że wiele rzeczy przeżył jako pilot samolotowy i kosmonauta, ale to zrobiło na nim duże wrażenie" - opowiada w filmie Tadeusz Augustyniak.
Wspomina o swojej młodzieńczej fascynacji lataniem, którą przemieniło się w zawód; o cywilnej szkole pilotów i mechaników, i o pierwszych lotach w Bieszczady. Nad Tatry trafił w 1962 roku, gdy zabezpieczał zawody sportowe.
"Pierwsza udana akcja w Tatrach to 1963 rok. Byłem wezwany z Krakowa i pierwszy raz poleciałem do Doliny Pięciu Stawów. Śmigłowiec miałem nieprzygotowany, bez nart. Siadłem przed schroniskiem na śniegu tak, że praktycznie na brzuchu się oparł. Były kłopoty ze startem, odkopywałem koła i gaźnik od spodu - w każdym razie start odbył się w ciągu 10 minut" - opowiada w filmie pilot.
Były też chwile dramatyczne, jak lot z dwójką dzieci do sanatorium w Rabce, kiedy po minięciu grani silnik przestał pracować. Udało się wtedy wylądować w młodym lasku. "Zrobiłem skręt o 90 stopni i wyhamowałem prędkość nad drzewami. Wszedłem w drzewa, a efekt był taki, że w śmigłowcu nie została wybita żadna szybka, a przecież i od dołu i po bokach są; nikomu nic się nie stało, a śmigłowiec po remoncie latał jeszcze w górach" - mówi Tadeusz Augustyniak.
W 1974 roku poznał zawodowego ratownika Macieja Gąsienicę, z którym nawiązał ścisłą współpracę. "Niedługo potem rozpoczęły się szkolenia ratowników na Kondratowej; dokonywaliśmy pierwszych zjazdów ze śmigłowca na linie. W 1975 roku na miesiąc przyleciał z Krakowa śmigłowiec MI-2. To już były pierwsze częste loty po narciarzy, którzy utknęli na hali Gorczkowej, i początkowe akcje ratownicze" - wspomina Gąsienica.
Jak podkreśla, śmigłowiec przyspieszył czas dotarcia do poszkodowanych. "Były na początku takie wyprawy ratunkowe, że kilka osób leciało do Morskiego Oka, wysiadało na lądowisku przy schronisku, a śmigłowiec z jednym ratownikiem leciał dalej, bo ta maszyna tyle mogła. W międzyczasie samochód z Zakopanego wiózł beczkę z paliwem i pompę. I po 1-2 przelotach z Morskiego Oka mechanicy dotankowywali pompą ręczną paliwo. A Tadeusz, żeby lepiej widzieć, co się dzieje pod śmigłowcem, postanowił zamontować olbrzymie lustro, chyba z autobusu" - mówi Gąsienica.
Jak podkreśla, Tadeusz Augustyniak był pełen inicjatywy i żył górskim ratownictwem lotniczym. "Rozpoczął latanie w górach na śmigłowcach nieprzystosowanych do tego, jak śmigłowiec typu SM, a skończył swoją działalność pilota i ratownika górskiego na śmigłowcach Sokół. Na przestrzeni kilkudziesięciu lat to jest ogromny postęp" - opowiada.
Obaj przyjaciele wspominają także wspólną akcję w ścianie Niżnych Rysów, na Tomkowych Igłach, kiedy odpadł jeden z taterników i miał połamane nogi. Wezwany z Krakowa śmigłowiec miał wywieźć ratowników nad Czarny Staw, skąd mieli wyrąbywać stopnie w lodzie, żeby iść do góry. Śmigłowiec miał zlecieć w dół i oczekiwać na wezwanie; Tadeusz Augustyniak poleciał jednak na rekonesans. Skończyło się na tym, że rzucono linę nad miejscem wypadku, a śmigłowiec kilka razy dochodził na odległość 1,2-2 m. od ściany. W końcu kolega rannego taternika złapał linę, wpiął ją do uprzęży rannego, a wypiął go z asekuracji, i ranny na linie został zwieziony do kolegów. Jak mówią, wywołało to entuzjazm, bo sprawę udało się załatwić w 15 minut.
"Rola Tadeusza była znakomita, bo on zainicjował współpracę również swoich kolegów pilotów i do tego zachęcał. Pod jego okiem przeszkalali się jego koledzy. Wprowadził do ratownictwa Zbigniewa Łukasika, Wiesława Wolańskiego, Janusza Siemiątkowskiego... Dziś nikt sobie nie wyobraża ratownictwa górskiego bez udziału śmigłowca. I zaczęli z nami latać lekarze - Robert Janik, Józef Janczy, Jacek Albrecht..." - wspomina ratownik. Wspomina także szkolenia ze śmigłowcem, które przeprowadzali dla ratowników morskich.
Jak zaznacza, z Tadeuszem Augustyniakiem zawsze czuł się najpewniej. "Widać było, że ten śmigłowiec cię słucha. Dla mnie byłeś mistrzem i dziękuję ci za te lata współpracy i przyjaźni" - mówi w filmie. "Dziękuję również ja" - odpowiada wzruszony pilot.
Film przypomina, że z okazji 100-lecia TOPR Tadeusz Augustyniak otrzymał dyplom honorowy TOPR - jako "dar serca ratowników tatrzańskich, którym przez lata ułatwiał górska pracę, oraz wyraz wdzięczności od setek uratowanych turystów, narciarzy i taterników".
Film ukazał się pod patronatem Fundacji Ratownictwa Tatrzańskiego TOPR. Jest dostępny także w wersji dla niesłyszących i angielskiej. Jego producenci to Artica Production i KiwiFilm. Część środków z jego rozpowszechniania przeznaczona będzie na cele fundacji. (PAP)
hp/ gma/