Z braku cech przestępstwa umorzono proces 93-letniego Kazimierza G., zastępcy Naczelnego Prokuratora Wojskowego z lat stalinizmu, oskarżonego przez IPN o bezprawne stosowanie aresztów wobec więźniów politycznych z lat 40.
W środę Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że G. miał obowiązek rozpoznać wniosek UB o aresztowanie podejrzanych, a za przekroczenie terminu jego złożenia w 48 godz. od ich zatrzymania odpowiada właśnie UB. Według WSO G. nie miał podstaw by nie stosować aresztów, bo "sprawa nie była sfingowana", choć dziś jest oceniana jako działalność niepodległościowa.
Pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej zarzucił G., pułkownikowi WP w stanie spoczynku, że w 1946 r., jeszcze jako wiceszef Wojskowej Prokuratury Rejonowej w Warszawie, bezprawnie stosował areszty wobec zatrzymanych członków wywiadu Armii Krajowej.
Prokurator IPN Paweł Karolak powiedział PAP, że nie zgadza się z decyzją sądu, która jest nieprawomocna. Może się on od niej odwołać do Sądu Najwyższego - zdecydują o tym jego przełożeni. Sam G. powiedział PAP, że postąpił słusznie i zgadza się z sądem.
Pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej zarzucił G., pułkownikowi WP w stanie spoczynku, że w 1946 r., jeszcze jako wiceszef Wojskowej Prokuratury Rejonowej w Warszawie, bezprawnie stosował areszty wobec zatrzymanych członków wywiadu Armii Krajowej. Według IPN w skrajnych przypadkach decyzja o areszcie zapadła nawet dwa tygodnie po dopuszczalnym przez wówczas obowiązującą konstytucję z 1921 r. terminie 48 godzin od chwili zatrzymania. Zdaniem IPN zatrzymani powinni byli zostać wypuszczeni na wolność po 48 godzinach, a skoro tak się nie stało, G. jest winny bezprawnego pozbawienia ich wolności (grozi za to do 10 lat więzienia).
Obrona wniosła o uniewinnienie G., twierdząc że jego czyn nie był przestępstwem lub też o umorzenie sprawy z braku "znamion czynu zabronionego".
Obrońca G. mec. Jerzy Kaczorek podkreślał, że dopiero od 1955 r. w kodeksie wojskowego postępowania karnego pojawił się zapis o nakazie zwolnienia osoby, wobec której po 48 godzinach od zatrzymania nie wydano decyzji o areszcie. Według adwokata, konstytucji z 1921 r. nie można było wtedy stosować bezpośrednio; ponadto obowiązywały wtedy tylko jej "podstawowe założenia". Mecenas powołał się na inny proces sprzed kilku lat. G. oskarżony był przez IPN o podobnie bezzasadne aresztowanie żołnierza podziemia niepodległościowego z lat 40. WSO umorzył sprawę w 2008 r., uznając "brak znamion czynu zabronionego" G., a Sąd Najwyższy oddalił kasację IPN jako "oczywiście bezzasadną".
Uzasadniając środową decyzję WSO, sędzia Robert Gmyz powiedział, że to UB, które zatrzymało podejrzanych, miało obowiązek zwrócić się do prokuratury o areszt. Według sądu G. miał zaś obowiązek go rozpoznać, bo sami złożenie go po terminie nie oznaczało, że należało go odrzucić.
Czyn nie był przestępstwem ani wtedy ani dziś - uznał sąd. Sędzia mówił, że także i dziś sam upływ 48 godz. od zatrzymania nie oznacza, że nie można rozpoznać wniosku o areszt, choć przez jakiś czas mogłoby przy tym dojść do bezprawnego pozbawienia wolności danej osoby. "Ale za to odpowiada organ zobowiązany do złożenia wniosku o areszt" - dodał sędzia, powołując się na decyzję SN z 2008 r. Podkreślił, że właśnie za to w 1957 r. skazano na kary więzienia trzech wysokich oficerów UB (w tym osławionego płk. Józefa Różańskiego), którzy m.in. nie występowali całymi miesiącami o areszt wobec przetrzymywanych w UB.
Według WSO zarzut wobec G. miałby sens tylko wtedy, gdyby nie miał on podstaw faktycznych do stosowania tych aresztów, tymczasem IPN zarzucał mu "tylko", że uczynił to po terminie. Sędzia dodał, że działalność podejrzanych z punktu widzenia ówczesnego państwa była działalnością wywiadowczą - choć dziś jest "chlubną działalnością niepodległościową", a wyroki z lat 40. uchylono po 1990 r. "To były czasy bezprawia i terroru, co nie znaczy, że organy tamtego państwa podejmowały wyłącznie nielegalne decyzje" - podkreślił sędzia Gmyz. "W tej sprawie nie było podstaw do odmowy aresztów; nie była ona sfingowana" - ocenił.
Sędzia zwrócił też uwagę, że zapisów konstytucji z 1921 r. nie można było wtedy stosować wprost, bo mówiła ona o terminie 48 godz. w kontekście decyzji sądu o areszcie, a po 1945 r. areszty stosowała prokuratura.
Przed tym samym sądem trwa inny proces G. - o bezprawne przedłużenie w 1951 r. aresztów dwóm oficerom wojska. Także wobec nich G. miał podpisać nakazy po upływie terminów.
W kwietniu br., gdy proces miał ruszyć, G. mówił PAP, że IPN wytacza mu kolejne sprawy tylko dlatego, że jest "jedynym żyjącym decydentem z tamtych czasów". Podkreślił, że tzw. komisja Mazura, która po 1956 r. badała łamanie prawa w stalinizmie niczego mu nie zarzuciła.
G. (przedwojenny absolwent prawa na UW) był zastępcą Naczelnego Prokuratora Wojskowego do listopada 1951 r. Mówił, że dyscyplinarnie zwolniono go z tej funkcji, kiedy odmówił ścigania marynarzy, którzy wrócili ze Szwecji, gdy część załogi okrętu wybrała tam wolność. Potem kierował Prokuraturą Warszawskiego Okręgu Wojskowego - do zwolnienia go na fali czystek antysemickich w marcu 1968 r. Gdy usunięto go z prokuratury, został adwokatem.
Łukasz Starzewski (PAP)
sta/ pz/