W Bibliotece Kongresu USA znajduje się unikalna kolekcja: 111 tomów z życzeniami osobiście podpisanymi w 1926 roku przez 5,5 mln mieszkańców Polski dla Amerykanów z okazji 150. rocznicy niepodległości USA. Trwają prace, by zdygitalizować ten obszerny zbiór.
"Odkryłem tę kolekcję, bo przyjaciel z Polski poprosił mnie o odnalezienie i skopiowanie podpisu Brunona Schulza, który przed wojną był nauczycielem w Drohobyczu" - mówi PAP Sam Ponczak, Amerykanin, który wyemigrował z Polski w 1957 roku. Szukając podpisu Schulza, spędził w bibliotece Kongresu USA kilka dni i zachwycił się kolekcją tak bardzo, że wraz z wiceprezes Biblioteki Polskiej w Waszyngtonie Grażyną Żebrowską postanowili ją zdygitalizować, by była dostępna w internecie dla wszystkich.
To jedyna tego typu kolekcja i niezwykle oryginalny prezent Polski dla Stanów Zjednoczonych. Przez osiem miesięcy około 5,5 mln mieszkańców II Rzeczypospolitej podpisało się pod życzeniami dla Amerykanów z okazji 150. rocznicy podpisania Deklaracji Niepodległości. Życzenia, ozdobione rysunkami znanych artystów, w tym Zofii Stryjeńskiej i Władysława Skoczylasa, pięknie oprawione w 111 tomów zostały złożone w listopadzie 1926 roku w Białym Domu na ręce prezydenta USA Calvina Coolidge’a, który przekazał je do Biblioteki Kongresu.
Wśród osób, które podpisały się pod życzeniami, był prezydent RP Ignacy Mościcki, premier Józef Piłsudski i pozostali członkowie rządu, parlamentarzyści, także najwyżsi rangą urzędnicy województw, przedstawiciele wojska, biznesu czy przedwojennego świata akademickiego. Ogromną większość stanowią jednak podpisy uczniów przedwojennych polskich szkół, od najbardziej prestiżowych warszawskich liceów po nikomu nieznane szkoły wiejskie. W sumie szacuje się, że życzenia dla Amerykanów podpisało ponad 5 mln polskich uczniów i ich nauczycieli. Starannie wykaligrafowanym podpisom często towarzyszą grupowe fotografie klas. Inicjatorem przedsięwzięcia była Polsko-Amerykańska Izba Handlowa.
"Myślę, że podpisywali się chętnie nie tylko dlatego, by złożyć życzenia Amerykanom z okazji rocznicy niepodległości, ale także by podziękować Ameryce za wsparcie okazane Polsce w odzyskaniu niepodległości w 1918 roku" - mówi Żebrowska. Poza tym w USA mieszkało już wówczas wielu polskich imigrantów i zdaniem Żebrowskiej Polacy swymi życzeniami zwracali się także do rodzin i przyjaciół w Ameryce.
Woluminy kolekcji z życzeniami przeleżały zapomniane w zbiorach Biblioteki Kongresu przez prawie siedem dekad, aż do połowy lat 90. ubiegłego wieku, gdy ponownie "odkryli" je mający polskie korzenie pracownicy Biblioteki Kongresu. Podjęto wówczas decyzję o dygitalizacji, ale tylko pierwszych 13 tomów zawierających życzenia i podpisy najwyższych rangą przedstawicieli władz i instytucji państwowych. Z powodów finansowych zrezygnowano z dygitalizacji reszty.
20 lat później tego zadania podjęła się Biblioteka Polska w Waszyngtonie, organizacja non profit, która od 25 lat promuje polską literaturę i kulturę w stolicy USA. Projekt, nazwany "Class of 1926" (Klasa z 1926 roku) objął swym patronatem ambasador RP w Waszyngtonie i poparli amerykańscy kongresmeni z grupy parlamentarnej ds. Polski (Polish caucus).
"Ten zbiór to ogromna kopalnia wiedzy o przedwojennej Polsce; materiał do badań historycznych zwłaszcza dla badaczy systemu szkolnictwa" - oceniła specjalistka ds. zbiorów europejskich w Bibliotece Kongresu Regina Frackowiak. "Dobrze, by było, gdyby ten materiał był dostępny w internecie dla każdego, a nie tylko tych nielicznych, którzy mogą pozwolić sobie na kwerendę w Bibliotece Kongresu" - dodała Żebrowska.
Dla Ponczaka, Żyda z Polski, ta kolekcja ma szczególne znaczenie także dlatego, że wśród uczniów, którzy podpisywali życzenia były też dzieci żydowskie, jak szacuje, około pół miliona. Większość z nich zapewne zginęła w czasie Holokaustu.
"Jest takie powiedzenie między Żydami, że każdy człowiek ma swoje imię. A ja, oglądając tę kolekcję, pomyślałem sobie, że tu do każdego imienia należy jakiś człowiek. Każde imię, każdy podpis reprezentuje jakąś postać. Myśląc dalej o wieku tych dzieci, doszedłem do wniosku, że to być może jest jedyny ślad o ich istnieniu. I ten ślad może siedzieć w tych księgach przez kolejne 100 lat i nikt o nim nie będzie wiedział. A jeśli zeskanujemy te księgi, to przynajmniej damy ludziom na całym świecie możliwość, że jeśli będą chcieli, to mogą znaleźć krewnych, rodzinę czy przyjaciół" - powiedział PAP Ponczak.
Z Waszyngtonu Inga Czerny (PAP)
icz/ kar/