12 stycznia 1953 r. Stefan Wyszyński został kardynałem, lecz na konsystorz do Rzymu nie trafił, bo komunistyczne władze PRL odmówiły mu wydania paszportu. Mimo zniewolenia kraju żył w wewnętrznej, duchowej wolności - powiedziała PAP autorka biografii prymasa i wykładowca UKSW dr Ewa K. Czaczkowska
PAP: Cofnijmy się do początku 1953 r. Jaka sytuacja panowała przed nominacją kardynalską abpa Stefana Wyszyńskiego w relacjach władze PRL - Kościół?
Historyk, autorka biografii "Kardynał Wyszyński. Biografia” oraz innych publikacji o kard. Wyszyńskim, członek komitetu redakcyjnego dzienników prymasa "Pro Memoria" i wykładowca UKSW dr Ewa K. Czaczkowska: Oficjalnie Watykan ogłosił nominację abpa Wyszyńskiego na kardynała już 27 listopada 1952 r. Termin konsystorza w Rzymie wyznaczono na 12 stycznia 1953 r. To był niezwykle trudny okres dla Polski i jeden z najtrudniejszych w dziejach Kościoła w Polsce. Było to apogeum polskiego stalinizmu i wzmożonej walki komunistycznych władz z Kościołem, który był wówczas w Polsce ostatnią niezależną instytucją.
Po sfałszowanych przez komunistów wyborach do Sejmu (styczeń 1947 r.) i niemal całkowitym rozbiciu podziemia niepodległościowego Kościół katolicki był ostatnim bastionem wolności w Polsce. Od jesieni 1947 r. władze zredefiniowały relacje z nim – rozpoczął się czas otwartej walki z Kościołem. Zbiegło się to nominacją rok później Stefana Wyszyńskiego na arcybiskupa archidiecezji warszawskiej i gnieźnieńskiej oraz prymasa Polski. Celem władz było totalne podporządkowanie sobie Kościoła w konsekwencji zburzenia podstaw bytu materialnego przez przejęcie dóbr tzw. martwej ręki(w 1950) oraz personalne podporządkowanie sobie hierarchii w efekcie realizacji dekretu o obsadzie stanowisk kościelnych wydanego przez władze PRL 9 lutego 1953 r. Jednym z elementów walki z Kościołem było także stworzenie ruchu tzw. księży patriotów dla rozbicia Kościoła od środka i zinfiltrowanie go przez agenturę UB. Warto podkreślić, że już w nazwie tego ruchu widoczna jest przewrotność i zakłamanie całego systemu komunistycznego: w domyśle wszyscy inni księża spoza ruchu nie byli "patriotami", więc łatwiej było posądzić ich np. o wrogą działalność, postawić przed sądem i skazać. Księża patrioci to nie tylko często donosiciele UB, ale także ludzie moralnie "połamani" czy zdegenerowani, czasem przez wojnę czy totalitarny system komunistyczny. Cały ruch odgrywał rolę piątej kolumny, rozbijając spójność Kościoła. Był również poważnym problemem dla prymasa Wyszyńskiego. Dodam jeszcze, że od 14 kwietnia 1950 r. obowiązywało porozumienie między Kościołem a państwem, które miało uregulować wzajemne relacje.
Komuniści nigdy go jednak nie respektowali, od początku łamiąc ustalenia w nim zawarte. Podpisali je tylko dlatego, że nie byli jeszcze gotowi na ostateczny atak na Kościół, choć oczywiście cały czas trwały ataki na Kościół, które miały zupełnie usunąć go z przestrzeni publicznej. Duchowni byli szykanowani, rozpoczęły się publiczne procesy, czego przykładem był na przełomie 1952 i 1953 r. proces kurii krakowskiej. Na początku 1953 r. sytuacja Kościoła była bardzo trudna. Największym, oczywiście, uderzeniem było aresztowanie prymasa Polski kard. Wyszyńskiego, na polecenie władz z Bierutem na czele, co nastąpiło 25 września 1953 r.
PAP: Prymas Wyszyński został nominowany na kardynała, lecz do Rzymu nie pojechał...
Ewa K. Czaczkowska: Istotnie, konsystorz odbył się 12 stycznia, ale Stefan Wyszyński do Rzymu nie dotarł, ponieważ komunistyczne władze odmówiły mu wydania paszportu. Nominacja dokonana przez papieża Piusa XII była jednak ważna; prymas Polski był pełnoprawnym członkiem kolegium kardynalskiego. Papież w liście do prymasa Wyszyńskiego napisał, że jest przekonany, iż kiedyś osobiście założy mu kardynalski kapelusz na głowę. I rzeczywiście tak się stało, ale dopiero po czterech latach, w maju 1957 r., kiedy po raz pierwszy po wyjściu z więzienia wyjechał do Watykanu. Wtedy, na osobistej audiencji Pius XII wręczył mu insygnia kardynalskie. Było to niezwykle wzruszające wydarzenie. Prymas Wyszyński opisał to w swoim dzienniku "Pro memoria".
PAP: Co działo się pomiędzy nominacją kardynalską a aresztowaniem prymasa we wrześniu 1953 r.? Jakie były reperkusje nominacji?
Ewa K. Czaczkowska: Prawdopodobnie nominacja opóźniła aresztowanie prymasa przez "bezpiekę" o kilka miesięcy. Pewne źródła historyczne wskazują, że aresztowanie Wyszyńskiego komuniści rozważali już jesienią 1952 r. Ogłoszenie nominacji kardynalskiej spowodowało, że władze PRL opóźniły aresztowanie z obawy przed negatywną reakcję światowej opinii publicznej. Już fakt zablokowania wyjazdu prymasa do Rzymu był bardzo źle przyjęty przez media na Zachodzie. Całkiem inaczej to tłumaczyła "Trybuna Ludu" i inne komunistyczne media w Polsce. Nominację opisywały one, jako "nagrodę za wybielanie antypolskiej polityki Watykanu", że prymas rzekomo "wspiera imperialistów amerykańskich". Oskarżano go wręcz o zdradę stanu i ojczyzny. Komunistyczna propaganda zaatakowała prymasa bardzo brutalnie, to była brudna kampania i szkalowanie nowo mianowanego kardynała.
Jak już wspomniałam, niecały miesiąc po nominacji, 9 lutego 1953 r. władze PRL wydały dekret o obsadzie stanowisk kościelnych. Był to dokument brutalnie ingerujący w obsadzanie stanowisk kościelnych od wikariusza po biskupa, całkowicie podporządkowujący personalnie Kościół państwu i władzom politycznym PRL. Nominacja bez zgody świeckich władz państwowych była niemożliwa. Księża, których władza nie akceptowała mieli być pozbawieni urzędu, a ich miejsca zająć księża patrioci. Prymas był totalnie zaskoczony tym dekretem, ponieważ jeszcze tego samego dnia na posiedzeniu Episkopatu mówił o trudnych rozmowach z rządem, jednak nie bez nadziei na ułożenie relacji. Całkowicie stracił ją w marcu, po ostatniej swej rozmowie z wicemarszałkiem Franciszkiem Mazurem, rozumiejąc, że strona państwowa nie jest zainteresowana już żadną rozmową.
Kard. Wyszyński od 1948 r. liczył się z tym, że może zostać aresztowany, jak w wielu innych hierarchów w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, gdzie Kościół był już rozbity. Znał dobrze los prymasa Węgier, kard. Jozsefa Mindszentyego, aresztowanego w grudniu 1948 r. i brał pod uwagę taką możliwość. Między nominacją a słynnym memoriałem "non possumus" z maja 1953 r. prymas podjął jeszcze próbę rozmów, ale bez rezultatów.
Kardynał miał zasadę, że w homiliach, publicznych wystąpieniach o relacjach państwo-Kościół mówił stosunkowo łagodnie, by nie zadrażniać relacji, natomiast w różnych pismach, listach, memoriałach słanych do władz PRL, utrzymywał twardy ton. Tak było także w memoriale non possumus, który w imieniu Episkopatu 21 maja 1953 r. przesłał Bolesławowi Bierutowi – wyliczał w nim wszystkie ataki wymierzone w Kościół katolicki, łamanie przez komunistów ustaleń umowy z 1950 r., punktując m.in. usunięcie religii ze szkół, zamykanie instytucji kościelnych, usuwanie kapelanów ze szpitali, zamykanie czasopism katolickich, szykanowanie duchowieństwa itd. Przeciwstawił się także dekretowi o obsadzie stanowisk kościelnych, jako sprzecznemu z konstytucją i prawami Bożymi.
Jednocześnie deklarował, że duchowni będąc wierni powołaniu i sumieniu kapłańskiemu, raczej złożą ofiarę z życia niż poddadzą się władzy świeckiej. Ostatnie słowa 25-stronnicowego memoriału brzmiały: „Rzeczy Bożych na ołtarzach cesarza składać nam nie wolno. Non possumus!". Ani prymas, ani Episkopat nigdy nie otrzymali odpowiedzi od Bieruta. Dla komunistycznych władz dokument ten był "policzkiem". Pięć dni później, 26 maja Bierut za pośrednictwem ambasady sowieckiej w Warszawie zwrócił się do Moskwy o zgodę na rozpoczęcie procesu biskupa Kaczmarka, który miał być wstępem do kolejnego procesu, jaki planowano wytoczyć prymasowi po jego aresztowaniu. Tego samego dnia, 26 maja, w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego rozpoczęto kolejny etap inwigilacji prymasa - tzw. rozpracowanie agenturalne, którego celem była "neutralizacja" kardynała Wyszyńskiego poprzez jego aresztowanie. Wokół prymasa było mnóstwo tajnych współpracowników UB, zarówno osób świeckich, jak i duchownych. Agentami "bezpieki" byli m.in. jego pierwszy szofer Antoni Jędrzejczak, referent prasowy Witold Bieńkowski, związany ze środowiskiem PAX, oraz ksiądz Hieronim Goździewicz z sekretariatu prymasa. Współpracownicy UB donosili na prymasa z każdego miejsca, każdej diecezji, które odwiedzał. Sieć informatorów "bezpieki" była bardzo rozbudowana. Prymas miał pełną świadomość, że jest inwigilowany. Gdy wyjeżdżał, niejednokrotnie widział, że za jego samochodem ostentacyjnie podąża wóz z agentami. UB sięgało po haniebne metody – podczas kazań wyłączano prąd, by wierni nie mogli go słyszeć w głośnikach lub przeciwnie - w okolicy kościoła "przypadkowo" pojawiały się bardzo głośne pojazdy zagłuszające głos kardynała.
Dodam, że prymasa intensywnie inwigilowano także po jego uwolnieniu z więzienia, praktycznie do śmierci duchownego w maju 1981 r. Prymas Wyszyński miał na to swój sposób - określał go słowami: "Żyć w prawdzie". Kierował się wyłącznie prawdą i mimo donosicieli i podsłuchów mówił głośno o tym, co myślał. Jeśli chciał omówić sprawy, które musiały być ukryte przed inwigilacją UB, jechał na przykład do lasu w Laskach i tam rozmawiał podczas spaceru. Mimo zniewolenia kraju prymas Wyszyński żył w wewnętrznej, duchowej wolności. Dlatego 4 czerwca 1953 r. podczas procesji Bożego Ciała w Warszawie powiedział głośno to, co napisał w memoriale. Sprzeciwił się publicznie łamaniu sumień osób duchownych, mówił, że Kościół uczy, iż należy oddać, co jest Cezara - Cezarowi, a co Bożego - Bogu, ale "gdy Cezar siada na ołtarzu, mówimy +nie wolno!+ (łac. non possumus)". Kazania słuchało kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Po tym wystąpieniu najwyższe władze partyjne podjęły ostateczną decyzję o aresztowaniu prymasa, co nastąpiło 25 września 1953 r. w Pałacu Prymasowskim przy ul. Miodowej w Warszawie.
PAP: Jaką rolę odegrał w wydarzeniach pomiędzy styczniem a wrześniem 1953 r. odegrało Stowarzyszenie PAX i jej przywódca Bolesław Piasecki?
Dr Ewa K. Czaczkowska: Piasecki, kolaborujący z komunistycznym reżimem, odegrał wyjątkowo negatywną rolę. Był w owym czasie swoistym nieformalnym "pośrednikiem" pomiędzy władzami PRL a prymasem Wyszyńskim. Niedługo przed aresztowaniem odwiedził prymasa na Miodowej z propozycją, by kardynał wydał oświadczenie potępiające bp. Kaczmarka, którego proces wówczas trwał, a Episkopat odciął się od „działalności antypaństwowej”, co miałoby uchronić prymasa przed aresztowaniem. Wyszyński, który nigdy nie ufał Piaseckiemu, nazywał go chytrym lisem, wtedy ostatecznie przejrzał jego przewrotną rolę i grę. Podejrzewał nawet, że szef PAX miał wtedy w rękawie instalację podsłuchową. We wrześniu 1953 r. spotkali się po raz ostatni. Nigdy więcej już ze sobą nie rozmawiali. Kard Wyszyński uznał go za człowieka niewiarygodnego, wręcz za zdrajcę i renegata. (PAP)
autor: Maciej Replewicz
mr/ dki/