Mięsopusty, zapusty lub szalone dni – tak w tradycji ludowej i dworskiej Podkarpacia nazywano kilkanaście ostatnich dni przed Wielkim Postem. Bawiono się zarówno w karczmach, chałupach jak i dworach. Choć zabawy te znacznie się różniły, to wszędzie żegnano karnawał bardzo hucznie.
Używano także - podobnie jak dziś – określenia ostatki. Jednak „szalone dni” – zdaniem rzeszowskiego etnografa Andrzeja Karczmarzewskiego - najtrafniej oddają atmosferę, w jakiej spędzano ostatnie chwile karnawału, bowiem najweselej bawiono się przez trzy ostatnie dni przed Środą Popielcową.
Przygotowywano wtedy bardzo dużo jedzenia. Obfitość pożywienia miała służyć w tym czasie nie tylko dla uciechy, ale także dla zaklinania, prowokowania urodzaju i dobrobytu na cały rok. „Należało więc jeść tyle razy, ile razy pies zamerdał ogonem” – wyjawił etnograf.
Wśród najczęściej podawanych potraw były pierogi, wieprzowe żołądki nadziewane kaszą, tzw. maćki; smażone albo gotowane jajka, a także mięso. Chętnie próbowano też piwa i wódki, przy wypijaniu których śpiewano: "Jak cię nie żałować, miły mój zapuście, cztery szpyry w grochu były, a piąta w kapuście".
Karczmarzewski zaznaczył, że w zapusty goszczono się w domach tak długo, aż wszystko zjedzono, a wtedy przenoszono się do kolejnego domu. Inaczej bawiono się w dworach, gdzie zapustowe bale mogły trwać nawet 11 dni.
„Projekt karnawału z 1780 r. w pałacu dukielskim zakładał, że bale będą trwały przez 11 dni - od niedzieli mięsopustnej aż do Środy Popielcowej. Jedynie w piątek miał być bal bez tańców +z assamblami y spektakl iakowy+” – mówił Karczmarzewski.
Doskonałą zabawę gwarantowały poszczególne punkty programu dnia, które zakładały obfitość i różnorodność rozrywek odbywających się w określonej kolejności. Dzień rozpoczynało uczestnictwo w porannym nabożeństwie, po którym składano sobie wzajemne wizyty, uprawiano gry towarzyskie, jak np. bilard.
Wczesnym popołudniem goście jedli wspólny obiad, po którym zapraszano na przedstawienie. Dopiero wieczorem rozpoczynał się bal z tańcami i wystawna kolacja.
Aby zapobiec posądzeniom, że nie jest to tylko zabawa, ale np. zebranie patriotyczne, na bale zapraszani byli także oficerowie wojsk austro-węgierskich i władze zaborcze, którzy bawili się wspólnie z innymi gośćmi.
Dworskie zabawy miały charakter składkowy i każdego dnia bawiono się w innym dworze. Można było bal zorganizować również np. w klasztorze, czy innych dużych budynkach, gdyby się okazało, że pałac jest za mały dla zaproszonych gości.
„Już ksiądz Wujek w XIX wieku ubolewał, że +mięsopusty od czarta wymyślone bardzo pilnie zachowują+” - przypomniał Karczmarzewski.
Z kolei na wsiach przez ostatnie dni karnawału po domach chodzili przebierańcy, nazywani drabami, i składali życzenia.
Zdaniem Karczmarzewskiego draby były tak doskonale ucharakteryzowane, że nawet sąsiedzi nie mogli ich rozpoznać. Miały twarze wysmarowane sadzą lub zakryte maskami, najczęściej z króliczych skórek. Ponadto miały duże, czerwone nosy i wystające zęby. Na plecach przyczepiały sobie garby, a na głowy wkładały wysokie, szpiczaste czapki ze słomy lub sitowia. Ich ciała okręcone były słomianymi powrósłami.
Wierzono, że odwiedziny drabów przynoszą domowi i mieszkającej w nim rodzinie szczęście. Wiarę w to potwierdzały życzenia składane przez przebierańców: "Gdzie drab przybędzie, tam szczęście będzie".
W karczmach i chałupach bawiono się przy muzyce. Gospodynie zbierały się osobno i tańczyły „na len i konopie”, wyskakując w czasie tańca jak najwyżej, by rośliny te rosły wysoko. Czasem mogło to przypominać sabaty czarownic, bo kobiety tańczyły z kociubami do rozgarniania węgli w piecu, gromko przy tym pohukując. Często też porywały do tańca przechodzącego obok mężczyznę i tańczyły z nim tak długo, aż się wykupił piwem lub wódką.
Mężczyźni z kolei tańczyli w karczmach przez trzy dni, nie zaglądając nawet do domów. „Mawiano, że za każdą parą tańczy diabeł lub siedzi na piecu i spisuje tańczących, zwłaszcza tych, którzy nie zauważyli, że minęła północ i zaczęła się Wstępna czyli Środa Popielcowa” - opowiadał Karczmarzewski.
Wesoła zabawa, śpiewy i muzyka cichły jednak o północy z wtorku na Środę Popielcową. Na znak nadejścia postu basista zrywał strunę, kobiety zdejmowały ozdoby i korale, aby założyć je dopiero na Wielkanoc. W domach szorowano wrzątkiem garnki, aby nie został w nich tłuszcz z gotowanego wcześniej mięsa. Odtąd aż do świąt Wielkiej Nocy jedzono tylko postne potrawy: kaszę, ziemniaki i żytni barszcz. (PAP)
autor: Agnieszka Pipała
api/ agz/