Nie będzie tradycyjnego, wielkanocnego bziukania w Koprzywnicy (pow. sandomierski). Po raz drugi z rzędu kultywowanie wieloletniej tradycji uniemożliwiła pandemia.
Bziuki to tradycja związana z wieczorną mszą Wigilii Paschalnej w kościele Matki Bożej Różańcowej w Koprzywnicy. Podczas procesji "bziukacze", czyli strażacy Ochotniczej Straży Pożarnej wydmuchują ustami naftę na płonące pochodnie, tworząc kilkumetrowe słupy ognia. Według tradycji w ten sposób strażacy niosą światło, by oświetlać drogę Chrystusowi.
"Dawniej w uroczystości udział brali jedynie mieszkańcy, ale z czasem o tej tradycji zrobiło się głośno i było też sporo przyjezdnych. Niestety w tym roku znowu nic z tego nie będzie. W planach było, aby chociaż w sposób symboliczny doszło do bziukania z udziałem ograniczonej liczby osób, ale po rozmowie z proboszczem okazało się, że to niemożliwe, ponieważ nie można organizować procesji" – powiedział PAP prezes koprzywnickiej OSP Zdzisław Cebuchowski.
Nietypowa tradycja sięga prawdopodobnie czasów Powstania Styczniowego, kiedy władze carskie zabroniły świętowania Zmartwychwstania Chrystusa. Strażacy nabierali nafty w usta i wydmuchiwali ją na płonące pochodnie, miało to być sposobem na ciche świętowanie. Powstające w ten sposób słupy ognia okoliczni mieszkańcy nazwali "bziukami".
Nazwa "bziukanie" wzięła się od specyficznego odgłosu, jaki towarzyszy wydmuchiwaniu nafty na płonące pochodnie. Często słupy ognia, które sprawiają wrażenie, jak gdyby wydostawały się z ust strażaków, mają wysokość nawet kilku metrów. (PAP)
Autor: Wiktor Dziarmaga
wdz/ robs/