Odwiedzanie domów przez mężczyzn lub kobiety o świcie w wigilię, zakaz opuszczania domów w Boże Narodzenie, czy wprowadzanie do domu konia – to niektóre z zapomnianych zwyczajów okresu świąt Bożego Narodzenia, które dawniej miały zapewnić dobrobyt i szczęście.
Etnografowie przypominają, że w tradycji ludowej Boże Narodzenie, nazywane Godami było nie tylko świętem kościelnym, ale rozpoczynało również nowy rok. Nabierało przez to charakteru święta początku, od którego zależała przyszłość. Stąd wiele zjawisk, zdarzeń, które działy się w wigilię Bożego Narodzenia traktowane były przez ówczesnych ludzi jako wróżby, zaklinanie losu, by sprzyjał ludziom.
Praktykowano też wiele tajemniczych i obecnie zupełnie niezrozumiałych zwyczajów, które miały zapewnić dobrobyt, szczęście, obfitość pożywienia. Wiele tych zwyczajów zostało zapomnianych, a te, które nadal są praktykowane, straciły swoje pierwotne znaczenie i symbolikę.
Jedną z takich tradycji były odwiedziny wczesnym rankiem małych chłopców tzw. połaźników, którzy składali życzenia gospodarzom i dzięki temu zapewniali pomyślność i spokój domowi, czy też mężczyzn lub starszych chłopców, którzy tuż po północy wyruszali ze swoich domów, by zdążyć odwiedzić wszystkich krewnych jeszcze przed świtem.
Zgodnie ze zwyczajem odwiedzających mężczyzn domownicy częstowali ciastem, wędliną, ofiarowywali pieniądze, albo bułeczki, zwane szczodrakami. Tradycja ta zwana właśnie „na szczodraka”, pochodząca ze wschodnich kresów, w większości domów jest całkiem zapomniana, w nielicznych rodzinach na Podkarpaciu praktykowana jest do dziś.
Rzeszowski etnograf Andrzej Karczmarzewski wyjaśnił, że wizyty te związane były z przekonaniem w niektórych częściach regionu o fatalnych skutkach odwiedzin kobiety jako pierwszej osoby przychodzącej w dniu wigilii. Przypomniał, że łączyło się ono z symboliką dnia początku. Powszechnie wierzono, że taka wizyta ściągnie na dom i jej mieszkańców zmartwienia i niepowodzenia w gospodarstwie, chorobę, a nawet śmierć.
„Kobieta, która nieostrożnie weszła w obręb zagrody mogła być posądzona o czarowanie i narażona była na wyzwiska oraz przegonienie, nie zawsze grzeczne i uprzejme. W niektórych regionach Podkarpacia za taką kobietą rzucano też cebulą, której ostry smak i silny zapach miał odstraszyć złe moce” – mówi naukowiec.
Szefowa Muzeum Etnograficznego Elżbieta Dudek-Młynarska zauważyła, że były rejony, gdzie właśnie wizyta mężczyzny rankiem w wigilię, na dodatek ubranego w kożuch, przynosiła pecha, natomiast wizyta kobiety jako pierwszej miała zapewnić szczęście i dobrobyt.
„W Rzeszowskiem, Przeworskiem i wśród Lasowiaków pojawienie się w drzwiach kobiety odczytywano pomyślnie, bowiem jej wizyta zapowiadała, że w gospodarstwie rodzić się będą cieliczki i kokoszki” – wyjaśniła etnografka.
Innym szczególnym i zupełnie niezrozumiałym zwyczajem było trzymanie w dłoni łyżki przez cały czas trwania wieczerzy. Łyżki nie wolno było ani odłożyć na stół, ani tym bardziej upuścić na podłogę. Odczytywano to bowiem jako złą wróżbę, że osoba, która ją upuściła, nie doczeka następnej wigilii.
Podobnie interpretowano wywrócenie choinki, która nawiązywała do zielonej gałęzi symbolizującej życie.
Niezrozumiałym dzisiaj zwyczajem był zakaz, w niektórych miejscowościach regionu, napicia się wody w czasie wigilii. Dudek-Młynarska wyjaśniła, że wodę uważano za główne „pożywienie” roślin i człowiek nie powinien zabierać jej roślinom. Uważano również, że wypicie w wigilię wody spowoduje ciągłe pragnienie.
Innym wyjaśnieniem tego zakazu było przekonanie, że woda jest siedliskiem złych mocy, demonów, które mogą zagrażać człowiekowi. Stąd na wieczerzy nie podawano np. potraw pochodzących z wody. Etnografowie przypominają, że popularne współcześnie ryby, dawniej nie były znane jako potrawa wigilijna.
Wigilia obfitowała także w nakazy wykonywania różnych czynności, które miały w nadchodzącym roku zapewnić dobrobyt, siłę, zdrowie. Trzeba było np. mielić mąkę w żarnach, po to, by jej nie brakło przez cały rok. Aby zapewnić sobie siłę, „dźwigano” piec, a aby koniom zapewnić siłę i zdrowie - przeganiano je.
Wierzono, że przy wigilijnym stole gromadzą się nie tylko żyjący, ale również zmarli członkowie rodziny. Specjalnie dla nich palono na polach ognie, by mogli się przy nich ogrzać, szykowano jedzenie, by mogli się najeść oraz miejsce w izbie, by mieli gdzie odpocząć. Usuwano też odzież wiszącą na kołkach w izbie, aby dusze, które przybierały postać niewidzialnych ptaków, miały gdzie przysiąść.
Zostawiano także „kolędę dla wilka”, którego uważano za przybysza z innego świata, w domyśle - świata zmarłych. Zostawiano mu najczęściej miskę grochu. Później ta praktyka miała raczej zapewnić bezpieczeństwo bydła przed drapieżnikami – zauważyła Dudek-Młynarska.
W Boże Narodzenie, które świętowano wyłącznie w gronie najbliższej rodziny, również obowiązywały całkowite zakazy wykonywania rozmaitych czynności. Nie wolno było gotować, nosić wody, nawet kroić chleba. „Zwyczajowo zakazane było nawet czesanie i przeglądanie się w lustrze. Nie zakłócano ciszy, jaka powinna tego dnia panować” - podkreślił Karczmarzewski.
Nie wolno było nawet głośno rozmawiać. Zakazy te podyktowane były przekonaniem, że Boże Narodzenie to wielkie święto i należy je godnie uczcić.
Kolejny zakaz dotyczył opuszczania gospodarstw, wolno było jedynie pójść do kościoła. Zakaz ten wynikał z przekonania, że dom to miejsce bezpieczne, przychylne człowiekowi. W wielu okolicach oczekiwano odwiedzin samego Jezusa, który właśnie w tym dniu miał chodzić po kolędzie. Wcześniej niż zwykle zapalano lampy, które paliły się nieraz przez całą noc, i stawiano w oknach, aby wskazać Mu drogę.
Z powagą i nastrojem Bożego Narodzenia kontrastował nastrój drugiego dnia świąt, czyli dzień św. Szczepana. Dudek-Młynarska podkreśliła, że w tradycji ludowej Podkarpacia dzień ten obfitował w zabawy, odwiedziny i wróżby. Niektóre z nich miały charakter matrymonialny, podobnie jak zwyczaje andrzejkowe.
W tym dniu gospodarze szli z kolędą do koni, a gospodynie do bydła. Dawano zwierzętom kolorowe opłatki, chleb, wigilijne potrawy. Krowy dostawały także czosnek chroniący je przed urokami czarownic.
W sadach wiązano słomianymi powrósłami drzewa owocowe, aby dobrze rodziły, a poświęconym na sumie owsem obsiewano nieurodzajne zagony, żeby ziemia dobrze plonowała. Na pamiątkę ukamienowania św. Szczepana święconym owsem, bobem, lub grochem obrzucano się także w kościele. Miało to także zapewnić urodzaj w nadchodzącym roku.
Etnografka opowiedziała znaną z tradycji lasowiackiej tradycję - współcześnie niezrozumiałą kolędę z żywym koniem. „Wprowadzano do izby konia. Za dobrą wróżbę odczytywano, gdy zwierzę załatwiło w izbie swoją potrzebę fizjologiczną. Miało to przynieść gospodarzowi +kupę szczęścia+” – opowiadała Dudek-Młynarska.
Wieczorami w dniu św. Szczepana goszczono się wzajemnie, czekając na kolędników. Ich wizyta, podobnie jak odwiedziny mężczyzn w wigilię, miała zapewnić pomyślność w nowym roku.
Okres Godnich Świąt rozpoczynało światło gwiazdy oznajmującej rozpoczęcie wieczerzy, kończyło natomiast światło gwiazdy niesionej przez kolędników w dniu Trzech Króli, czyli 6 stycznia następnego roku.
Agnieszka Pipała (PAP)
api/ par/