Płytę nagrobną działającego w XVII w. szczecińskiego ludwisarza Johanna Jacoba Mangoldta odnaleziono przypadkiem podczas prac ewidencyjnych na dawnym cmentarzu w Szczecinie-Dąbiu. Nie wiadomo, jak barokowa płyta trafiła na przedwojenną leśną nekropolię.
"Planowaliśmy wczoraj prowadzić zwykłe ewidencyjne prace na jednym z cmentarzy w Dąbiu. Chcieliśmy znaleźć i zinwentaryzować nagrobki z lat 30. XX w. – do tej pory zachował się tylko jeden. W trakcie prac, gdy sondowaliśmy ziemię przy pomocy pręta, wyszła nam płyta, zaczęliśmy ją odkrywać, pokazały się napisy pochodzące z epoki baroku" – relacjonował w rozmowie z PAP w poniedziałek policjant i historyk, koordynator wojewódzki ds. zabytków Komendy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie kom. dr Marek Łuczak.
"To jedna z największych płyt barokowych, jakie widziałem. Rewelacyjna rzecz" – dodał. Znalezisko ma 2,9 m długości i 1,7 m szerokości.
Płyta poświęcona została Johannowi Jacobowi Mangoldtowi i jego żonie Dorothei, wyryto na niej datę 1699. Mangoldt, znany szczeciński ludwisarz, w latach 1690-1699 odlał 24 dzwony, m.in. dla kościoła św. Jakuba (obecnej bazyliki archikatedralnej pw. św. Jakuba), kościoła św. Mikołaja czy dla kościołów w Baniach i Włodyniu (obecnie Wollin po niemieckiej stronie granicy).
"Data na płycie odnosi się prawdopodobnie do jego małżonki Dorothei, która mogła umrzeć podczas porodu lub w wyniku powikłań po porodzie" – wskazał Łuczak.
Na płycie znajdują się inskrypcje – główna precyzuje, dla kogo została przeznaczona, wraz z formułką, według której grób ma być zachowany po śmierci "dzieci dzieci" małżonków przez kolejne 18 lat. Jest też cytat z Listu św. Pawła do Koryntian. Pomiędzy nimi wkomponowany został kartusz cechu ludwisarskiego z dzwonem, armatą i kotłem odlewniczym.
Płyta najprawdopodobniej zakrywała wejście do krypty. Nie wiadomo, jak znalazła się na leśnym cmentarzu.
"Tutaj nie było żadnego kościoła, cmentarz (w Dąbiu - PAP) działał od drugiej połowy XIX w., więc absolutnie nie ma szans, aby płyta XVII-wieczna znalazła się tutaj. Okoliczne kościoły – w Wielgowie, w Załomiu – są XVIII-wieczne. Wiemy, że Mangoldt pracował w Szczecinie, tam miał odlewnię (…), z całą pewnością należał do parafii św. Jakuba. Najprawdopodobniej tam znajdowała się płyta, choć w grę wchodzą jeszcze nieistniejący kościół Mariacki i kościół św. Mikołaja" – wyjaśnił Łuczak.
Dodał, że najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem jej przeniesienia jest ewakuacja podczas II wojny światowej. "Z drugiej strony, wiemy, co zostało ewakuowane i wiemy, dokąd. Na przykład ołtarz, ambona i organy z katedry zostały wywiezione do zamku w Pęzinie. Trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś ukrywał płyty – tego nie robiono" – wskazał policjant.
O odnalezieniu zabytku powiadomione zostały służby konserwatorskie. "To wyjątkowe znalezisko, jedyne w swoim rodzaju, zupełnie zaskakujące w tym miejscu. (…) Płyta jest bardzo dobrej klasy artystycznej, świetna kamieniarka z końca XVII w., duże wrażenie robi ten rodzaj gmerku czy też herbu cechowego" – powiedział PAP miejski konserwator zabytków Michał Dębowski.
Zaznaczył, że wydobycie płyty może być dużym problemem technicznym, m.in. ze względu na to, że jest ona w kilku miejscach spękana.
"Zabytek na pewno wart jest eksponowania, być może w którejś ze szczecińskich świątyń, ale musi być zachowana cała procedura, aby formalnie przekazać taki obiekt. Miejscem wskazanym przez przepisy jest placówka muzealna, myślę, że Muzeum Narodowe będzie nim zainteresowane" – wskazał Dębowski.(PAP)
autorka: Elżbieta Bielecka
emb/ dki/