Argument, że ktoś nie wyobraża sobie modlitwy po śląsku, jest kompletnie nietrafiony. Kiedyś nie modlono się nawet w języku polskim, a język regionalny nie musi obsługiwać wszystkich sfer życia – mówi prof. Jolanta Tambor z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.
Prof. Jolanta Tambor jest autorką m.in. podręcznika i ćwiczeń do fonetyki i fonologii języka polskiego, dyrektorką Szkoły Języka i Kultury Polskiej UŚ, współtwórczynią i kierowniczką Podyplomowych Studiów z Wiedzy o Regionie, przewodniczącą Rady Naukowej Programu Edukacji Regionalnej, wiceprzewodniczącą Rady Języka Śląskiego. Przygotowała uzasadnienie projektu ustawy ws. uznania języka śląskiego za język regionalny, którego pierwsze czytanie w Sejmie RP odbędzie się 21 marca 2024 r.
PAP: Co z perspektywy językoznawczej oznacza pojęcie „język regionalny”?
Prof. Jolanta Tambor: Nic. Język regionalny nie jest pojęciem językoznawczym, ale prawno-politycznym, wprowadzonym przez Europejską Kartę Języków Mniejszościowych lub Regionalnych, a później powtórzonym w powołującej się na nią Ustawie o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz języku regionalnym z 2005 r. W związku z tym rozpatrywanie tej kwestii w perspektywie językoznawczej nie ma właściwie sensu. Choć oczywiście chyba wszyscy jesteśmy zgodni, że lekt, który chcemy uznać za język regionalny, powinien spełniać pewne kryteria, także okołojęzykoznawcze.
PAP: Co to za kryteria?
J.T.: Przede wszystkim te, które przez lata formułowano jako zarzuty w dyskusji na temat języka śląskiego – dotyczyły one braku jego odmiany literackiej oraz kodyfikacji. Dziś wydają się bezpodstawne, ponieważ te warunki w błyskawicznym tempie zostały spełnione. Często język śląski jest porównywany do kaszubskiego. W przypadku kaszubskiego proces wypracowywania odmiany literackiej oraz kodyfikacji trwał około 150 lat, rozpoczynając się w drugiej połowie XIX w. dzięki działalności Floriana Ceynowy. W przypadku śląskiego ten proces „powtórzono” w ciągu ostatnich 30 lat. Możliwość takiego przyspieszenia ma oczywiście związek z faktem, że dziś dużo łatwiej publikować teksty, upowszechniać je za pośrednictwem mediów społecznościowych. Kilkanaście lat temu rzeczywiście brakowało tekstów literackich w języku śląskim. Dziś jest ich naprawdę wiele. Dużą rolę w zmianie tego stanu rzeczy odegrał wówczas i nadal odgrywa konkurs na jednoaktówkę po śląsku. Z czasem zaczęło powstawać sporo książek (opowiadań, esejów, wierszy, dramatów) oraz tłumaczeń. Mam nadzieję, że w miesięczniku „Śląsk” ukażą się wkrótce wiersze Mirosława Syniawy z przekładem na język polski i omówieniem jego poezji. To jeden z ważniejszych poetów piszących po śląsku.
PAP: Na jakim etapie jest dzisiaj kodyfikacja języka śląskiego?
J.T.: Kodyfikacja języka śląskiego nie jest jeszcze w pełni gotowa, ale to dla mnie jasne, że kodyfikacja każdego języka, nawet najstarszego i najbardziej uznanego, dokonuje się nieustannie, w sposób ciągły. Nie ma takiego momentu, kiedy język i jego zapis uznaje się za idealny i ukończony. Sto lat temu w Turcji zmieniono alfabet arabski na łaciński, a mniej więcej w tym samym czasie Koreańczycy odrzucili pisownię chińskimi znakami, wprowadzając swój własny alfabet – Hangul. W Polsce ogromną reformę ortografii przeprowadzono w 1936 r. Kolejna była konieczna np. w 1997 r., kiedy wprowadzono m.in. zasadę o łącznej pisowni „nie” z imiesłowami przymiotnikowymi. Teraz Rada Języka Polskiego przymierza się do ogłoszenia nowej reformy ortografii, a drobne zmiany są wprowadzane nieustannie. Ewolucja języka to normalny proces. Dawniej ustaliliśmy w tzw. zespole ślabikorzowym, kiedy powstawał pierwszy elementarz ślonski godki, pewne zasady i reguły ortograficzne, a w ślad za tym poszły ustalenia gramatyczne (spisane choćby przeze mnie w artykule opublikowanym w „Socjolingwistyce”) i leksykalne. Później powstawały np. tłumaczenia wielkich dzieł światowej literatury autorstwa Grzegorza Kulika czy Rafała Szymy, książki Marcina Melona, więc trzeba było podejmować kolejne decyzje. W końcu powstały „Zasady pisowni języka śląskiego” autorstwa prof. Henryka Jaroszewicza. To obecnie najbardziej kompleksowe ujęcie tematu, ale też nie ostateczne. Dlatego powołano Radę Języka Śląskiego, a w niej zespół standaryzacji, który będzie się tym zajmował, żebyśmy w końcu doczekali się słownika języka śląskiego z prawdziwego zdarzenia – obecne są zbyt popularne – bez aparatu naukowego – lub właśnie zbyt naukowe, specjalistyczne.
PAP: Przeciwnicy uznania języka śląskiego za język regionalny podkreślają, że to tylko dialekt polszczyzny, czyli jej odmiana.
J.T.: Podkreślam raz jeszcze, że język regionalny to pojęcie prawno-polityczne, a język oraz dialekt to pojęcia z zupełnie innego poziomu, o których jako badacze dyskutujemy w ramach językoznawstwa czy dialektologii. O ustanowieniu języka regionalnego decyduje parlament oraz prezydent. Tak było w 2005 r., kiedy przyjęto ustawę o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz języku regionalnym, którego status otrzymał kaszubski. Wówczas też częstokroć pisano, że to „tylko” dialekt. Takie oceny pojawiały się nawet później, bo część artykułów naukowych ze względu na proces wydawniczy została opublikowana w 2006 czy 2007 r. Sama na przełomie XX i XXI w. prezentowałam studentom kaszubski jako jeden z dialektów języka polskiego, ale z czasem diametralnie zmieniłam swój pogląd na tę kwestię. Oczywiście do dziś można wskazywać, że kaszubski nosi cechy dialektu, tak samo można zrobić z językiem śląskim. Można też odwrotnie, pokazać to w taki sposób, że to lekty rozwijające się równolegle do polszczyzny, często się z nią stykające, ale często z kolei kształtujące się odrębnie.
PAP: W mediach społecznościowych często podawany jest wywiad „Dziennika Zachodniego” z prof. Janem Miodkiem, wybitnym językoznawcą z Górnego Śląska, który o uznaniu języka śląskiego za język regionalny w 2011 r. mówił: „cała ta dyskusja o śląskim języku w piśmie jest żenująca”, „nikt tej kodyfikacji nie dokona”. Mylił się?
J.T.: Wolałabym szeroko nie odnosić się do słów profesora, które dla zwolenników przeciwnej tezy były co najmniej nieprzyjemne, na dodatek nie wiem, czy teraz by się z nich nie wycofał, ale tak – mylił się. Argumentami podobnymi do tych, które pojawiły się w tym wywiadzie, posługiwali się przeciwnicy uznania języka kaszubskiego za język regionalny. Nie jest tajemnicą, że mowa różni się w poszczególnych rejonach Kaszub, tak jak na Śląsku. Mimo to stworzono literacką odmianę tego języka. Nie dokonano tego w ten sposób, że usiadło trzech naukowców i coś ustaliło. Reguły przygotowuje się na bazie tego, jak ludzie mówią i piszą. Mamy już wystarczająco dużo tekstów napisanych w języku śląskim, aby na ich podstawie wyciągnąć wnioski i ujednolicić (znormalizować) pisownię, np. zdecydować o tym, gdzie stawiamy „o z kreską” („o”) czy w jaki sposób zapisujemy germanizmy. Kodyfikujemy to, co już istnieje. Nikt nie nakazuje i nie będzie nakazywał ludziom mówienia inaczej niż do tej pory.
PAP: Znam osoby, które obawiają się, że po kodyfikacji ich ślonsko godka zostanie zastąpiona czymś nowym, dla nich sztucznym. Słusznie?
J.T.: Nie rozumiem, z czego wynika ta obawa. Język polski jest skodyfikowany i nikt nikomu nie zabrania mówić inaczej, po swojemu np. w domu. To co dla mnie jest jagodami, dla kogoś innego w innej części Polski jest borówkami.
PAP: To, co w Radzionkowie jest kołocem, gdzieś indziej może być kołoczem.
J.T.: Tak, dokładnie. Oczywiście mamy z tym pewne problemy „normalizacyjne”. Długo debatowaliśmy nad połączeniem pewnych cech śląszczyzny z różnych części regionu. Przykładem może być końcówka wyrazów w pierwszej osobie liczby pojedynczej czasu teraźniejszego. Ona od dawien dawna w centralnej części Śląska brzmi jako „a” ustne („robia”), a na Śląsku Opolskim występuje unosowienie („robia”), co zapisujemy z tyldą nad samogłoską. Fakt, że ta cecha powoli zanika, nosówki są wszak trudne w wymowie, a pozbywanie się nosówek obserwujemy także w języku polskim. Przecież nie mówi się „kąt” z unosowionym „o”, wszyscy wymawiają „kont”, ale w pisowni utrzymujemy „a” z ogonkiem. Uznaliśmy, że w ramach kodyfikacji języka śląskiego warto wprowadzić „a” z tyldą („a”), aby zachować tę piękną cechę języka Śląska Opolskiego, a czasem choć pamięć o niej. Dzięki temu osoby, które mają tę cechę wymawianiową w swoim idiolekcie, widzą poszanowanie dla swojej mowy. Osoby, u których to zanika, mogą zwrócić na to uwagę i starać się proces odnosowienia powstrzymać. Z kolei osoby, które nie unasawiają tej końcówki, po prostu nie muszą owej nosowości realizować – „a” przeczytają jako „a”. Więcej problemów normalizacyjnych mamy z uwzględnieniem niektórych cech charakterystycznych dla Śląska Cieszyńskiego – w tych miejscach, gdzie na Śląsku centralnym i północnym jest owo „a”, w cieszyńskiej mowie jest „ym” (trudno tu o wspólny zapis), ale liczę, że cieszynioki włączą się w nasze działania i razem dojdziemy do celu.
PAP: Prof. Miodek powoływał się m.in. na rozmowy z biskupami, którzy mieli sobie nie wyobrażać nabożeństw w języku śląskim, ponieważ one zawsze były w języku polskim. Tutaj warto przypomnieć, że te wprowadził sobór II watykański dopiero w 1965 r. Poza tym podkreślił, że język śląski w tekstach filozoficznych brzmi groteskowo.
J.T.: Jest takie popularne powiedzenie, że Ślązacy zawsze mówili po śląsku, modlili się po polsku i liczyli po niemiecku. Rzeczywiście pamiętam, że w moim dzieciństwie kupowało się w sklepie np. pół funta cukru albo liczyło zapłatę „cwajoncwanciś” (zwei und zwanzig). Modliło się po polsku? Tak, ponieważ Ślązacy przejęli od Polaków niemalże wszystko, co związane z wiarą, również modlitwy. To nie oznacza jednak, mogą rozmawiać z Bogiem po śląsku. W kilku rybnickich parafiach wygłaszane były (zapewne i są nadal) kazania po śląsku. Poza tym argument, że ktoś nie wyobraża sobie modlitwy po śląsku, jest kompletnie nietrafiony. Po pierwsze, kiedyś nie modlono się nawet w języku polskim. Po drugie, język regionalny nie musi obsługiwać wszystkich sfer życia. Od tego jest język urzędowy. Język regionalny jest językiem pomocniczym, co zapisano w Karcie Języków Mniejszościowych lub Regionalnych oraz Ustawie o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz języku regionalnym. Jestem zdecydowaną zwolenniczką uznania języka śląskiego za język regionalny, ale nie widzę potrzeby uczenia w języku śląskim matematyki. Ktoś mógłby się wręcz zastanawiać, czy w dzisiejszych czasach ma sens uczenie matematyki w języku polskim. Czy nie powinniśmy zacząć uczyć jej po angielsku, bo w końcu coraz bardziej liczy się wspólnota naukowa, a ważne wynalazki powstają w międzynarodowych zespołach?
PAP: Czy jest coś deprecjonującego język śląski w tym, że przez lata był on przede wszystkim językiem kontaktów domowych lub zawodowych?
J.T.: Dawniej język śląski był przede wszystkim językiem kontaktów domowych, ale to już się skończyło. Tłumaczona jest na ten język światowa literatura. Powstają doskonałe utwory literackie w języku śląskim. Zbigniew Kadłubek napisał eseje filozoficzne po śląsku, oprócz tego tłumaczy na śląski dzieła starogreckie. Powstał pierwszy językoznawczy artykuł naukowy w języku śląskim autorstwa Kamila Czaińskiego. Jak tu mówić o języku kontaktów domowych? Śląskiego używa się w sklepach, restauracjach czy urzędach, gdzie można znaleźć naklejki z napisem „godomy po slonsku”. Kiedyś uznawano, że aby dany lekt uznać za język, należy m.in. przetłumaczyć w nim Biblię. Mamy już Nowy Testament i fragmenty Starego Testamentu w tłumaczeniu dr Gabriela Tobora, burmistrza Radzionkowa. Co prawda nie w przekładzie z języków oryginalnych, ale to wydaje się być tylko kwestią czasu. Amerykańskie towarzystwo, które zajmuje się m.in. tłumaczeniem Biblii na języki małe i mniejszościowe, zauważyło już potrzebę stworzenia tłumaczenia z języków oryginalnych na język śląski. Zbiera się w tym celu zespół, ale prace mogą potrwać nawet kilkanaście lat.
PAP: Dlaczego to dzieje się właśnie teraz, a nie pół wieku temu, kiedy – podejrzewam – więcej osób posługiwało się godkom?
J.T.: Czasem ktoś pyta, gdzie zwolennicy języka śląskiego jako języka regionalnego byli przed rokiem 1990. Po pierwsze, niektórzy jeszcze w piaskownicy. Po drugie, nie mogli walczyć o język regionalny, ponieważ nie było takiej kategorii. Wprowadziła ją dopiero Europejska Karta Języków Mniejszościowych lub Regionalnych, która została otwarta do podpisu w 1998 r.
PAP: Dzisioj niy ma gańby godać po ślonsku?
J.T.: Mam tutaj na uczelni koleżankę, która jest góralką z Łącka, ale lata temu przeprowadziła się do Chorzowa. Jest jedną z największych propagatorek śląszczyzny. 15 czy 20 lat temu ściągnęła mnie do swojej parafii, żebym tam opowiadała o języku śląskim. Nieustannie chwaliła mi się, jak jej synowie przynosili z podwórka lub szkoły śląskie słowa, pytała o ich znaczenie. Z kolei inna koleżanka, też bez śląskiego pochodzenia, jakieś 25 lat temu twierdziła, że gdyby w szkole były lekcje języka śląskiego, to zapisałaby na nie swoje dzieci, a chętnie i sama by na nie chodziła. Warto znać język, którym mówią ludzie wokół nas, bo przez język poznaje się ich duszę, mentalność i sposób patrzenia na świat. To nigdy nie był wstyd. Byli i tacy, którzy mówili, że język śląski jest wulgarny. Może i bywa, kiedy zna się go tylko z wulgarnych wiców (żartów). Nic na to nie poradzimy. Komuś język może się podobać, komuś innemu nie, choć i to się zmienia. Dawniej za wulgarne uważano wibrujące „r” w języku francuskim, które dziś jest uważane za normalne, a czasem nawet za bardzo „sexy”.
PAP: MSWiA w 2018 r.: „Uznawanie istnienia kolejnych dialektów jako języków regionalnych mogłoby w rezultacie doprowadzić do paradoksalnej sytuacji, w której społeczeństwo Rzeczypospolitej Polskiej składałoby się wyłącznie z osób posługujących się odrębnymi językami regionalnymi bez istnienia narodowego języka ogólnego”. To słuszna obawa?
J.T.: Jeszcze raz powtórzmy: języki regionalne są językami pomocniczymi. Uznanie języka śląskiego za język regionalny nie uszczupli nijak obszarów użycia języka urzędowego i w żaden sposób nie zagraża językowi polskiemu. Mało tego, mam nadzieję, że bardzo szybko jako kolejny za język regionalny zostanie uznany język wilamowski, który wymaga zachowania i pielęgnowania.
Rozmawiał: Patryk Osadnik (PAP)
pato/ wj/