Odkryty został przypadkowo przez miejscowego nauczyciela, szybko stał się światową sensacją. Choć początkowo miejscowe władze uznały go za „wariata. O tożsamość jego mieszkańców przez wiele lat toczył się spór między archeologami polskimi i niemieckimi. W zależności od strony miał być zamieszkany przez prasłowian lub pragermanów, co miało uzasadnić roszczenia w kwestii przynależności ziem do jednego z tych krajów. Biskupin – osada sprzed 2700 lat – został odkryty 31 sierpnia 1933 r.
Grodzicho
Gdy w 1932 r. nauczyciel Walenty Szwajcer przyjeżdżał do małej wioski k. Żnina traktował to trochę jak zesłanie. Opowiadał później, że musiał zgodzić się na pracę wiejskiej szkole ze względu na wielki kryzys. Jadąc na zapadłą wieś, nie mógł przypuszczać, że właśnie podąża drogą do odkrycia, które zelektryzuje nie tylko całą Polskę, ale także zostanie uznane za jedno ze 100 najważniejszych archeologicznych odkryć świata w XX w. Początkowo jego odkrycia nikt w okolicy nie potraktował poważnie.
O „Grodzichu” jak miejscowi nazywali to miejsce usłyszał od uczniów, którzy chodzili tam wypasać kozy. Chłopcy opowiadali, że z wody wystają tam czarne drewniane bale, znajduje się też wiele kawałków drewna, które po wysuszeniu służyły im jako opał.
„No i poszedłem na te Grodzicha, zwykła trawa na tej łące, półwysep okolony trzcinami, a w trzcinach na brzegu wychodzą rzędy skośnie wbijanych czarnych bali, skosy ku półwyspowi. Ponieważ tej wiosny pogłębiono poziom rzeczki Gąsawki, lustro jeziora obniżyło się o blisko metr. Dlatego te rzeczy się wynurzyły” – opowiadał 30 lat później w serialu dokumentalnym zrealizowanym przez telewizję Polską.
Miejscowi patrząc na drewniane pozostałości najczęściej wzruszali ramionami, choć nie wszyscy. „Nawet jeden taki ciekawy typek kopał tam torf z całą swoją rodziną, żeby nikt go nie podpatrzył, bo liczył, że tam będzie złoto. Znalazł co prawda kilka szpil i poszedł do złotnika, żeby to spieniężyć, a nie wiedział bidak, że wtedy żelazo cenniejsze było od złota” – wspominał Szwajcer.
Nauczyciel ponawiał spacery zaczął też zbierać zabytkowe przedmioty – m.in. fragmenty ceramiki. Początkowo odkryciem z naukowcami dzielić się nie chciał. „Miałem zamiar opracować naukowo znalezisko, napisać raport i dopiero wtedy zawiadomić archeologów, zyskując sławę i rozgłos. W popłoch wpadłem dopiero wiosną, kiedy właściciel łąki zaczął kopać torf. Zebrał on warstwę ziemi i aby dostać się do torfu począł rąbać dębowe belki konstrukcji drewnianych, zalegające na głębokości 70-80 cm pod powierzchnią ziemi” – opowiadał.
Wówczas najpierw poszedł do starostwa powiatowego. „Urzędnicy mnie tam przyjęli dość humorystycznie, stukali się po głowach, jakiś pomylony typ chyba. Ja im powiedziałem dość sensacyjnie o tej rzeczy”. Także milicja nie zainteresowała się tematem. Wreszcie postanowił napisać list do archeologa prof. Józefa Kostrzewskiego.
„Tłumaczył to jako dachy zatopionych domów, to oczywiście było niemożliwe, bo nigdy by nie zatonęły tak głęboko, to był falochron” – wspominał po latach Kostrzewski.
Profesor informacji nie zlekceważył, tym bardziej, że już kilka lat wcześniej penetrował okolice jeziora i znalazł nawet fragmenty ceramiki. Nad jezioro Kostrzewski poszedł razem z Szwajcerem. W pewnym momencie profesor wyciągnął dwie łopatki. „Klęka na ziemi i dłubie w tym piachu. Tu obok przechodzi taka ścieżka (…) co rusz ktoś przechodził. Ja co chwileczkę tę łopatkę zakrywałem, bo nie chciałem by mnie ludzie uznali za pomylonego jak w starostwie. Nauczyciel, a w piasku się bawi z takim gościem co po polu lata i oziminy niszczy” – wspominał Szwajcer.
Kilka miesięcy później do Biskupina przyjechała pierwsza wyprawa archeologów z Poznania. Budżet na badania mieli bardzo skromny – zaledwie ok.300 zł! Jak mówił Szwajcer naukowcy dorabiali oprowadzaniem turystów, którzy przyjechali oglądać odkrycie, za co dostawali 50 groszy od osoby, a także sprzedawali im zdjęcia wykopalisk.
„Początki były bardzo trudne. To był niesłychany prymityw” – przyznawał w wywiadzie dla polskiego radia prof. Kostrzewski. Archeologów przyjechało 6, zatrudnionych zostało też 20 bezrobotnych do kopania.
Efekty były nadzwyczajne! „Już podczas pierwszej kampanii wykopaliskowej (...) odkryliśmy całą ulicę, domy, części wałów, które otaczały osadę i falochron”.
To był przełom! Pierwsze artykuły pojawiły się w polskiej prasie już wczesną jesienią. Sprawa stała się głośna nie tylko w Polsce. „Zaczęli przyjeżdżać korespondenci z całego świata” - opowiadał prof. Kostrzewski.
W listopadzie ukazał się artykuł w „Kurierze Poznańskim”, w kolejnym roku o odkryciu zaczęły pisać także zagraniczne gazety w tym „Ilustrated London News”.
Archeologiczna wojna o tożsamość
Biskupin szybko zaczęto nazywać „polskimi Pompejami”, polskim Herkulanum, ale też grodem stojącym „na straży prasłowiańskiego «Lebensraumu»” (niem. siedliska).
Archeologiczne znalezisko stało się elementem wojny ideologicznej na temat przeszłości tych ziem. Można to nazwać wyścigiem, kto mieszkał tu pierwszy – Germanie, czy Słowianie.
„Na terenie wykopalisk w Biskupinie przekonać się możemy naocznie, jak oczernili nas wrogowie naszego narodu. Nie byli przodkowie nasi bynajmniej dzikusami, skoro poziomem swej kultury dorównywali najbardziej kulturalnym narodom im współczesnym. (...) Jeśli więc po dobie rozkwitu kultury prasłowiańskiej przychodzi jej zmierzch, a raczej zahamowanie, zawdzięczamy to właśnie owym włóczącym się rabusiom germańskim, którzy (...) dziś jeszcze patrzą okiem łakomem na nasze dziedziny odwieczne, na których siedzimy już czwarte tysiąclecie” – pisał już w 1935 r. Kurier Poznański.
Także profesor Kostrzewski był zdecydowanym zwolennikiem tezy, że gród zamieszkiwali prasłowianie.
Niemieccy archeolodzy jeszcze przed wojną próbowali kontratakować. „Kultura łużycka (...) nie jest ani słowiańska, ani germańska; jej przedstawiciele są raczej pochodzenia iliryjskiego” – pisał prof. Gustaf Kossinna.
Wpisywało się to w znacznie szerszy konflikt ideowy. Na podstawie znalezisk archeologicznych niemieccy naukowcy próbowali udowodnić niemieckość zachodnich ziem Polski, i na tej podstawie uzasadnić roszczenia do tych terenów. Jednym z najważniejszych autorów tej teorii był właśnie Kossinna. Uznawał on, że większość terenów Polski w starożytności i we wczesnym średniowieczu zamieszkiwali Germanie, a prasłowianie tylko błota Prypeci i byli ludem prymitywnym. „Hołdowali oni już wówczas pewnego rodzaju bolszewizmowi, złagodzonemu jedynie przez niemożliwość zbierania się w większych gromadach i przez skrajny brak potrzeb. Dla Germanów, których zawsze, a przede wszystkim w czasie wojny, ożywia pragnienie prawa i ładu (!), byli oni przedmiotem wstrętu i ohydy” - pisał.
Kossina wydała 3 książki, w których twierdził, że Pomorze i Wielkopolska była prakolebką Germanów, a ludność słowiańska pojawiła się tam później.
Prof. Kostrzewski, były uczeń Kosinny, stał się jego ideowo-archeologicznym przeciwnikiem.
Idea o prasłowiańskości Biskupina została w Polsce powszechnie przyjęta. Pozostałości osady stały się symbolem słowiańskości. Odwiedzali ją najważniejsi politycy z prezydentem Ignacym Mościckim, czy gen. Edwardem Rydzem- Śmigłym i rzesze turystów. Jeszcze w latach 30-tych postawiono pierwsze rekonstrukcje i postawiono dwa pomosty widokowe. Szacuje się, że wykopaliska do wybuchu wojny obejrzało około 400 tys. osób, z czego 15 procent stanowili obcokrajowcy.
Sprawa „pragermańskości” Biskupina wróciła po wybuchu wojny. Niemcy zmienili nazwę osady na Urstätt (Pramiasto) i wysłali archeologów. Była to część projektu SS-Ahnenerbe (Dziedzictwo Przodków), który miał za zadanie poszukiwanie śladów rasy aryjskiej. Badania zakrojone były na ogromną skalę – uczestniczyli w nich archeologowie, historycy, etnografowie, antropolodzy, języko i religio-znawcy. Naukowcy dotarli nawet do … Tybetu!
Prace w Biskupinie rozpoczęły się w 1940 r. Cel? Udowodnienie, że osadę zamieszkiwał lud „czysto nordycki, z domieszką środkowoeuropejską”. Badania zakończyły się fiaskiem i w 1943 r. zostały zakończone. Wykopy zasypano piaskiem.
Polscy archeolodzy wrócili do osady po wojnie, a gród znów stał się „prasłowiański”. W prasie pojawiły się artykułu, że Niemcy chcieli „zniszczyć i zasypywać wykopaliska w Biskupinie, by zatrzeć przeciw nim świadczący dowód” – pisał młodzieżowy tygodnik „Wici” w 1946 r. Pogląd przejęła też część środowiska naukowego.
Kwestią polityczną stał się Biskupin przy okazji przygotowań do obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego. Znów wrócono do prasłowiańskiego pochodzenia osady.
„Są jednak wystarczające podstawy, aby z ludnością kultury łużyckiej wiązać na naszych ziemiach wyodrębnianie się (...) słowiańskiej wspólnoty etnicznej” – pisał we wstępie do wielotomowej „Historii Polski” prof. Aleksander Gieysztor. Nazwa Biskupina pojawiała się obok Gniezna, Poznania, czy Ostrowia Lednickiego. Osada została włączona do patriotycznej trasy turystycznej – Szlaku Piastowskiego. Miała ona wykazywać, że Wielkopolska należała do Słowian „od zawsze”.
W wieloletnim sporze ginęły opinie pojedynczych, bezstronnych badaczy. Już przed wojną prof. Marceli Handelsman, pisał, że na podstawie znalezisk nie da się udowodnić „czy ma się tu do czynienia z jednym i tym samym materiałem etnicznym na przestrzeni czasów przedhistorycznych i historycznych, np. germańskość Kossinny, słowiańskość Kostrzewskiego”. Po wojnie – już w 1966 r. prof. Gerard Labuda ocenił spór o Biskupin jako „zadzierżysty nacjonalizm”.
Stary jak Rzym
Zagadka dotycząca przynależności etnicznej mieszkańców Biskupina nadal pozostaje tajemnicą. Należeli oni do kręgu tzw. kultury łużyckiej obejmującej duże tereny obecnej Polski, a także części Słowacji, Czech, wschodnich Niemiec i ukraińskiego Podola. Najprawdopodobniej nie byli to ani Germanie, ani Słowianie, ani Celtowie. Być może „łużyczanie” należeli zresztą do różnych grup etnicznych. „W tej chwili nie mamy żadnych dowodów na charakter etniczny mieszkańców Biskupina” – mówił Polski Wojciech Piotrowski - sekretarz naukowy Muzeum Archeologicznego w Biskupinie w rozmowie z Muzeum Historii Polski.
Łatwiej stwierdzić kiedy zbudowano gród nad jeziorem. Przeprowadzane badanie dendrologiczne określiły bardzo dokładnie czas budowania grodu. Analiza kolejności przyrostu słojów wskazała, że drzewa na budowę zostały ścięte w latach 747-722 p.n.e. Oznacza to, że Biskupin był niemal rówieśnikiem Rzymu! Powstanie „wiecznego miasta” wg tradycji datuje się na rok 753 p.n.e.
Historia wielkopolskiej osady jest jednak znacznie krótsza. Grodzisko – zamieszkiwane przez ok. 1000 mieszkańców, zostało opuszczone już IV w p.n.e. zapewne w związku z podniesieniem się poziomu wody na jeziorze.
Grodzisko nie było zresztą dla ówczesnych miejscem wyjątkowym. 9 kilometrów od Biskupina na półwyspie innego jeziora (dawnej wyspie) w okolicach Izdebna odkryto bliźniaczą konstrukcję, datowaną na V w. p.n.e.
Łukasz Starowieyski
Źródło: Muzeum Historii Polski