Wśród dawnych tradycji bożonarodzeniowych w wielu miejscowościach m.in. na Śląsku, było mocowanie u powały niewielkiej choinki czubkiem w dół. Drzewko było symbolem życia, gwarantowało ciągłość wegetacji, płodność i łączność ze światem zmarłych.
Wieszane czubkiem w dół niewielkie choineczki, nazywano - jak wyjaśnia Małgorzata Paul, kustosz z działu etnografii Muzeum Śląskiego w Katowicach - podłaźnicą, połaźnicą. Powstawały one po ścięciu wierzchołka iglastego drzewa np. jodły czy świerka.
"Podłaźnicę zatykano najczęściej za belkę u powały w świętym kącie. Było to miejsce znajdujące się pomiędzy dwoma oknami w rogu izby, gdzie wisiały obrazy z Matką Boską, Jezusem, świętymi patronami. Miejsce to na czas świąt bądź rodzinnych uroczystości odgrywało szczególną rolę, przystrajano je wycinankami - początkowo z białego papieru, później z kolorowego" - opowiada Paul.
Jak podkreśla, wieszanie podłaźnic jest bardzo starą tradycją związaną z czasami pogańskimi, a jej źródła nie do końca zostały dotąd wyjaśnione. "Zawsze wierzono, że zielone, nieobumierające drzewko symbolizuje nieustające życie i ciągłą wegetację" – podkreśla.
Każdego roku domownicy bacznie obserwowali choinkę, gdyż wierzono, że jest prognozą na najbliższy rok. Jeśli gałązki szybko żółkły i traciły igły, spodziewano się nieszczęść, chorób a nawet nieurodzaju. Jeśli dłużej się utrzymywały - nadchodzące dni miały być pomyślne i szczęśliwe.
Drzewko pozostawiano w domu co najmniej do święta Trzech Króli (6 stycznia) lub do Matki Boskiej Gromnicznej (2 lutego). Każdego roku domownicy bacznie obserwowali choinkę, gdyż wierzono, że jest prognozą na najbliższy rok. Jeśli gałązki szybko żółkły i traciły igły, spodziewano się nieszczęść, chorób a nawet nieurodzaju. Jeśli dłużej się utrzymywały - nadchodzące dni miały być pomyślne i szczęśliwe.
Zdobienia również miały charakter symboliczny. Na Śląsku m.in. przystrajano ją orzechami, jabłkami, które miały zapewnić kontakt ze światem zmarłych, na Żywiecczyźnie kawałkami cukru zawijanymi w sreberko, złotko, czy drobnymi ciasteczkami, a w Beskidzie Śląskim wieszano też kolorowe pióra kacze bądź gęsie, z czasem – jak tłumaczy Paul - pojawiła się też kolorowa bibułka.
"W niektórych domach ozdabiano podłaźnicę wydmuszkami, ozdobami ze słomy oraz tzw. światami lepionymi z opłatka. Najprostsze światy wykonywano z dwóch kółek wykrojonych z opłatka, przeciętych na pół i przyklejonych do źdźbła słomy, tak, że tworzyły kulę" – wyjaśnia.
Podłaźnicy nigdy nie wyrzucano. "Uważano, że wyrzucenie jej mogłoby spowodować nieszczęście. Zdarzało się, że ją palono" - dodaje Paul. W niektórych miejscowościach, gdy podłaźnica wyschła, starannie ją zbierano i kruszono (czasami wykorzystywano ją jako lekarstwo od uroków lub zakopywano w polu na urodzaj), bądź dawano zwierzętom. Najczęściej ogołacano ją z ozdób, wynoszono na strych, gdzie czekała do wiosny, lub do następnej wigilii, czyli do przyniesienia nowej.
Zwyczaj wieszania podłaźnicy był popularny m.in. w śląskich wsiach oraz w rejonach górskich, gdzie zresztą przetrwał on najdłużej.
Podłaźnica nie od razu ustąpiła miejsca świątecznemu drzewku. Proces ten trwał latami - mniej więcej do okresu dwudziestolecia międzywojennego. Wtedy choinka stała się już w zasadzie znana w wielu domach, także na wsi, choć wiele środowisk przyjęło ten nowy wówczas zwyczaj z wielkimi oporami, głównie wskazując na jego niemieckie pochodzenie.
"Drzewko świąteczne pojawiło się w Europie w XVI wieku, a na terenach Polski w XIX wieku i w pewnym sensie nawiązuje do tradycji wieszania podłaźnic. Pierwsze choinki - takie jakie znamy obecnie - pojawiły się w domach protestanckich. Kościół katolicki odcinał się wówczas od nich i nawoływał do stawiania małych stajenek ze Świętą Rodziną nazywanych na Śląsku betlejkami. Jeszcze w 1931 roku czasopismo +Katolik+ krytykowało ten zwyczaj" - dodaje Paul. (PAP)
ktp/ par/