Instytut Pamięci Narodowej zaprasza na dyskusję Dyplomata, czyli szpieg?, która odbędzie się we wtorek 8 kwietnia, o godz. 17:30, w Centrum Edukacyjnym IPN im. Janusza Kurtyki Przystanek Historia, ul. Marszałkowska 21/25 w Warszawie.
Wezmą w niej udział:
Stephen Mull – ambasador USA w Polsce od września 2012 roku, w służbie dyplomatycznej od 1982 roku, zaczynał od placówki dyplomatycznej w Warszawie,
Robin Burnett – ambasador Wielkiej Brytanii w Polsce od sierpnia 2011 roku, w służbie dyplomatycznej od 1980 roku, zaczynał od placówki dyplomatycznej w Warszawie w 1982,
Bernard Margueritte – od 1966 roku wieloletni korespondent mediów francuskich w Polsce, z przerwą w latach 1971–1977, kiedy został zmuszony przez władze do opuszczenia Polski,
Pretekstem do dyskusji jest oczywiście książka Patryka Pleskota Dyplomata, czyli szpieg? Działalność służb kontrwywiadowczych PRL wobec zachodnich placówek dyplomatycznych w Warszawie (1956–1989).
dr Patryk Pleskot – autor książki „Dyplomata, czyli szpieg? Działalność służb kontrwywiadowczych PRL wobec zachodnich placówek dyplomatycznych w Warszawie (1956–1989)".
Moderatorem dyskusji będzie dziennikarz Radia RMF FM Konrad Piasecki.
Co z czasów PRL-u najbardziej utkwiło im w pamięci? Co zachodni dyplomaci i korespondenci chcieli wiedzieć o Polsce? Jak pozyskiwali informacje? Jak wyglądały ich kontakty z przedstawicielami komunistycznych władz? Co mieli do ukrycia przed bezpieką? Jak wyglądało ich życie pod czujną obserwacją „smutnych panów"?
Pretekstem do dyskusji jest oczywiście książka Patryka Pleskota Dyplomata, czyli szpieg? Działalność służb kontrwywiadowczych PRL wobec zachodnich placówek dyplomatycznych w Warszawie (1956–1989).
Kontrwywiad w PRL był po prostu częścią Służby Bezpieczeństwa, czyli policji politycznej i zajmował się inwigilacją cudzoziemców, tj. wszystkich tych dziedzin życia, w których występował tzw. styk z zagranicą. Niechętnie patrzono na wszelkie kontakty Polaków z przedstawicielami Zachodu. Władze komunistyczne miały obsesję na punkcie „przecieków", a Służba Bezpieczeństwa otrzymała zadanie wykrycia ich źródeł. Zachodnich dyplomatów uważano także za główne źródło „dywersyjnej" propagandy, a do ich śledzenia wykorzystywano wszystkie dostępne metody inwigilacji.
PRL była postrzegana przez państwa Zachodu jako jeden z najważniejszych elementów strategicznych bloku wschodniego. Zachodnie służby wywiadowcze jak najbardziej realnie usiłowały rozpoznać rozmieszczenie i wyposażenie oddziałów Armii Radzieckiej stacjonujących w Polsce, nie lekceważąc też Wojska Polskiego.
Jednocześnie, ze względu na znaczny stopień liberalizacji systemu po 1956 roku, w Polsce łatwiej było zdobyć wiadomości o wydarzeniach politycznych i społecznych niż w innych krajach za „żelazną kurtyną". Decydowała o tym także postawa samych obywateli, którzy byli zwykle otwarci na kontakty z cudzoziemcami i nierzadko niechętni komunistycznej władzy. Bezpieka nie miała łatwego zadania…
Departament II MSW zatrudniał kilkaset osób i nawet jeśli dodać do tego funkcjonariuszy z Biura „B" MSW, zajmujących się tajną obserwacją, nie był w stanie kontrolować wszystkich podejrzanych. Skupiano się zatem przede wszystkim na inwigilacji przebywających w Polsce obywateli, w tym dyplomatów, czterech najważniejszych państw Sojuszu Północnoatlantyckiego: USA, Wielkiej Brytanii, Francji i RFN.