Indywidualne nauczanie to czasowa edukacja w domu, prowadzona dla dzieci chorych; dzieci ze specjalnymi potrzebami, niepełnosprawne są w XXI wieku objęte edukacją włączającą - podkreśla minister Anna Zalewska. Według niej kontrowersje wokół tematu są wywołane "niezrozumieniem".
Obecnie nauczanie indywidualne może być realizowane w domu ucznia lub w pomieszczeniach szkoły czy przedszkola. W projekcie nowego rozporządzenia MEN, które jest w fazie konsultacji, ograniczono tę formę tylko do domu. Przeciwko takiemu rozwiązaniu protestują rodzice dzieci z niepełnosprawnościami, argumentując m.in., że jest to pozbawianie dzieci kontaktu z rówieśnikami.
Minister edukacji powiedziała w piątek, że indywidualne nauczanie "jest w sposób precyzyjny zdefiniowane".
"Indywidualne nauczanie (...) to po prostu czasowe określenie edukacji w domu wtedy, kiedy dziecko, także dziecko niepełnosprawne, ze specjalnymi potrzebami po prostu zachorowało i nie może realizować obowiązku w szkole" - powiedziała przy okazji konferencji o finansowaniu oświaty szefowa MEN.
"To jest kwestia tylko niezrozumienia czym jest indywidualne nauczanie" - dodała. Jak podkreśliła Zalewska, w XXI wieku, w przypadku dzieci z niepełnosprawnościami, mówimy o "edukacji włączającej".
"Mamy XXI wiek, w związku z tym mamy włączać dzieci, być razem z dziećmi i dorosłymi ze specjalnymi potrzebami. Nie tylko finansowo, ale logistycznie zwiększamy odpowiedzialność za dzieci ze specjalnymi potrzebami" - powiedziała minister Zalewska.
Zaznaczyła, że dzieci, które czasowo, ze względów zdrowotnych uczą się w domu mogą też - w uzgodnieniu z dyrektorem szkoły - uczestniczyć w niektórych zajęciach organizowanych na terenie szkoły.
Taki przepis znajduje się w dotychczasowym rozporządzeniu dot. nauczania indywidualnego, jak i w projekcie nowego. Jest tam mowa, że dzieciom objętym domowym nauczaniem indywidualnym umożliwia się uczestnictwo w różnych formach życia przedszkola lub szkoły w celu ich "integracji ze środowiskiem i zapewnienia im pełnego osobowego rozwoju". "Dyrektor w szczególności umożliwia udział w zajęciach rozwijających zainteresowania i uzdolnienia, uroczystościach i imprezach przedszkolnych lub szkolnych" - głosi projekt rozporządzenia.
W uzasadnieniu do niego MEN napisało m.in., że nauczanie indywidualne przeznaczone jest tylko dla dzieci i młodzieży, których stan zdrowia "znacznie utrudnia lub uniemożliwia" realizację obowiązku nauki. Obecnie zaś - jak zwraca uwagę MEN - nauczanie indywidualne w szkołach i przedszkolach obejmowało także uczniów sprawiających trudności wychowawcze, niedostosowanych społecznie.
Według MEN, powinni oni być w szkołach objęci wsparciem odpowiednim do zdiagnozowanych potrzeb czyli pomocą psychologiczno-pedagogiczną lub kształceniem specjalnym, z kolei szkoła powinna usuwać bariery utrudniające funkcjonowanie uczniów (np. architektoniczne).
MEN przewiduje przepisy przejściowe, tzn. uczniowie, którzy przed dniem 1 września 2017 r. uzyskali orzeczenie o potrzebie kształcenia indywidualnego, które może być prowadzone w szkole czy przedszkolu, będą je kontynuować do "czasu na jaki zostało wydane orzeczenie".
Według Agnieszki Niedźwiedzkiej ze Stowarzyszenia Nie-Grzeczne Dzieci, im. Hansa Aspergera, które pomaga dzieciom z ukrytymi niepełnosprawnościami zmiany w rozporządzeniu przyniosą więcej szkód niż pożytku. Jak podkreśliła, przesłanki jakimi kieruje się MEN są słuszne, gdyż nauczanie indywidualne często służy "wypychaniu dzieci chorych czy niepełnosprawnych ze szkół, bo te są niedostosowane do ich potrzeb".
"Całkowita likwidacja nauczania indywidualnego w szkołach nie doprowadzi do tego, że te problemy znikną" - powiedziała Niedźwiedzka. (PAP)
js/ bos/