Zdaniem nauczycieli szkoły nie były przygotowane na drugą falę epidemii ani pod względem bezpieczeństwa w szkolnych murach, ani powrotu do nauki zdalnej – wynika z badania Fundacji Centrum Cyfrowe. Badanie zarysowało problem zdalnych wagarowiczów i nauczycieli, którzy zaniechali zdalnego uczenia.
"Edukacja zdalna w czasie pandemii" to druga edycja badania Centrum Cyfrowego we współpracy z Centrum Edukacji Obywatelskiej i Fundacją Szkoła z klasą. Wzięło w nim udział prawie 700 nauczycieli ze szkół podstawowych, średnich i branżowych. Badanie ilościowe i jakościowe zrealizowano między 21 sierpnia a 10 października.
68 proc. nauczycieli korzystało z 6 lub więcej metod pracy zdalnej. Było to głównie wysyłanie linków do materiałów w internecie, komunikacja z uczniami i rodzicami za pośrednictwem dziennika elektronicznego, indywidualne konsultacje online, a także lekcje na żywo. Z Youtube'a i innych serwisów wideo korzystało 84 proc. nauczycieli (w przypadku nauczycieli szkół branżowych - 75 proc.).
W badaniu zauważono, że przejście na zdalną edukację odsłoniło problem niskich kompetencji cyfrowych nauczycieli, ale jednocześnie zmobilizowało ich do podnoszenia umiejętności - głównie na własną rękę lub z pomocą kolegów z pracy i dyrekcji. Zaskoczeniem okazały się często niskie kompetencje cyfrowe uczniów. "Dzieci i młodzież biegła w obsłudze mediów społecznościowych oraz komunikatorów nie potrafi odebrać maila, wejść we wskazany link, wysłać załącznik, ani skorzystać z narzędzi pakietu Office" – napisano w raporcie podsumowującym badanie.
Z odpowiedzi nauczycieli wynika, że wielu uczniów uczyło się zdalnie za pośrednictwem telefonu. To - zdaniem autorów badania - powinno być brane pod uwagę przy planowaniu zdalnej edukacji zważywszy na ograniczenia wynikające z wielkości ekranu smartfonów.
Jako najbardziej problematyczne w prowadzeniu edukacji zdalnej nauczyciele wskazali przede wszystkim jej czasochłonność, stres i zmęczenie oraz braki sprzętowe uczniów. Nauczyciele narzekali też na problem z organizacją przestrzeni i czasu w domu na czas lekcji. 13 proc. przyznało, że ich głównym problemem jest to, że nie mają odpowiedniego sprzętu do pracy. 5 proc. jako główny problem wskazało obsługę narzędzi.
Zapytani, czy mają poczucie, że otrzymali wsparcie merytoryczne i techniczne w prowadzeniu zdalnego nauczania, nauczyciele najczęściej wskazywali na wsparcie ze strony innych nauczycieli ze szkoły lub spoza niej, np. na grupach na Facebooku i ze strony dyrekcji. 5 proc. oceniło, że mieli wsparcie ze strony resortu edukacji.
Ankietowani uznali, że szkoły nie zostały przygotowane na drugą falę epidemii – ani pod względem bezpieczeństwa podczas nauki stacjonarnej, ani pod względem merytorycznym. "Wbrew oczekiwaniom nauczycieli nie przygotowano ani narzędzi do nauki zdalnej, ani podstawy programowej tak, aby mogła być realizowana zdalnie" - napisano w raporcie.
Według ankietowanych problem uczniów, którzy zniknęli z systemu edukacji, tzn. nie pojawiali się na lekcjach online, nie odczytywali wiadomości z zadaniami do wykonania i nie odsyłali prac domowych bądź robili to sporadycznie, był częsty i dotyczył uczniów na wszystkich poziomach edukacji. 48 proc. nauczycieli szkół podstawowych, liceów i techników i 58 proc. nauczycieli szkół branżowych wskazało, że zniknął co najmniej jeden z ich uczniów. "W związku z niejasnymi wytycznymi dotyczącymi frekwencji (w wielu szkołach uznano, że nie można wstawiać nieobecności za edukację zdalną) często takie uczennice i uczniowie uzyskiwali promocję do następnej klasy" - zauważyli autorzy badania.
Zdaniem nauczycieli, w przypadku młodszych dzieci najczęstszym powodem nieuczestniczenia w zdalnej edukacji był brak internetu i sprzętu, ponadto niezainteresowani lub niekompetentni cyfrowo rodzice i opiekunowie. W przypadku starszych uczniów częstszą przyczyną był brak motywacji i "olewactwo". Wśród uczniów szkół branżowych i techników absencja na zdalnych lekcjach była często spowodowana równoczesną pracą zarobkową. Z systemu zniknęło też wiele uczennic i uczniów borykających się z problemami psychicznymi.
Dużo więcej niż uczniów w ogóle nieuczestniczących w kształceniu na odległość było zdalnych wagarowiczów. Tacy uczniowie pojawiali się na lekcjach online wybiórczo, uczestniczyli w nich pozornie, np. grając w tym czasie w gry lub oglądając filmy czy też nagminnie nie odsyłali zadań we wskazanym terminie. W ocenie nauczycieli, częściowo mogło być to spowodowane brakiem rutyny związanej z docieraniem do szkoły, a przez to zaburzeniem dobowego rytmu dnia i spędzaniem nocy na granie w gry czy oglądanie seriali.
Okazało się też, że podczas wiosennej zdalnej edukacji zniknęli również nauczyciele, choć jak zastrzegają autorzy badania - było to zjawisko marginalne. Byli to nauczyciele, którzy prawie nie kontaktowali się z uczniami, nie przesyłali im żadnych materiałów ani nie wymagali żadnych informacji zwrotnych lub zrobili to tylko kilka razy w ciągu całego okresu zamknięcia szkół. Oceny wystawili na podstawie stopni uzyskanych przed zamknięciem szkół.
Zdaniem nauczycieli, epidemia uwydatniła podział na nauczycieli nastawionych na rozwój i samodoskonalenie się, często własnym kosztem i w ramach czasu wolnego oraz takich, którzy od lat przekazują uczniom wiedzę z tych samych notatek. "Byli nauczyciele w-f, muzyki czy plastyki, którzy twierdzili, że nie są w stanie uczyć zdalnie i tacy, którzy organizowali dzieciom (a często całym rodzinom) w-f online, uczyli grać na pianinie przez aplikacje albo organizowali zwiedzanie wystaw w wirtualnych muzeach z całego świata. Podobnie było w przypadku nauczycieli przedmiotów zawodowych" - podkreślają autorzy badania.(PAP)
Autor: Karolina Mózgowiec
kmz/ mhr/