Pomysł „okrągłego stołu” ws. podwyżek dla nauczycieli jest bardzo chybiony, ale ZNP zapewne nie odmówi w nim udziału - powiedział w piątek szef ZNP Sławomir Broniarz. Komentując apel Koalicji Europejskiej, zapewnił, że wszystkie dowody wsparcia strajkujący odbierają „bardzo pozytywnie”.
Prezes Związku na konferencji prasowej ocenił, że pomysł "okrągłego stołu" wydaje się być "bardzo chybiony". Dodał jednocześnie, że ZNP zapewne nie odmówi wzięcia udziału w dyskusjach przy "okrągłym stole".
"Jednak mamy bardzo poważne obawy dotyczące tego, po co to wydarzenie jest organizowane. Jesteśmy zwolennikami tego, co było w roku choćby 2008. A więc tego +okrągłego stołu+ zorganizowanego przez śp. Lecha Kaczyńskiego na wniosek ZNP. Tam było rzeczywiście grono ekspertów i osób, które starały się wiele problemów rozstrzygać" - zaznaczył.
"Każda dyskusja o edukacji jest potrzebna, ale podejmowanie decyzji o tym, że zorganizujemy współczesną agorę, gdzie będziemy dyskutować o edukacji na Stadionie Narodowym, każe nam się zastanowić, jaki jest cel tego przedsięwzięcia" - wskazał.
W piątek Koalicja Europejska zaapelowała do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego oraz premiera Mateusza Morawieckiego o zrealizowanie postulatów nauczycieli i zakończenie protestu.
Komentując deklaracje polityków opozycji, Broniarz podkreślił: "najpierw trzeba wygrać wybory parlamentarne, dzisiaj pieniądze i cały proces decyzyjny jest w rękach Prawa i Sprawiedliwości". "Natomiast wszystkie dowody wsparcia dla nauczycieli, bez względu na to, czy one płyną z lewej czy z prawej strony, odbieramy bardzo pozytywnie. Mam nadzieję, że to nie jest tylko i wyłącznie na użytek zwykłego PR-u" - powiedział.
Broniarz odniósł się również do przedstawionej w czwartek przez stronę rządową propozycji, zgodnie z którą - jak mówiła wicepremier Beata Szydło - znaczny wzrost wynagrodzeń nauczycieli rozpocząłby się od września 2020 r. Wynagrodzenia nauczycieli dyplomowanych miałyby wzrosnąć średnio o 250 zł przy jednoczesnym wzroście pensum o 90 minut tygodniowo. "Ten program podwyżek byłby rozłożony w ciągu 2 bądź 3 lat" – informowała Szydło.
Zdaniem szefa ZNP, propozycja rządu wywołała "niebywałą falę emocji". "Była ona bardzo kontrowersyjna z punktu widzenia swojej wartości merytorycznej, po drugie mam wrażenie, że była całkowicie nieprzemyślana i nieprzygotowana" - ocenił.
"Nie można proponować wzrostu wynagrodzenia zasadniczego nauczyciela na poziomie ok. 155 zł, w sytuacji kiedy wzrasta obciążenie, które w żaden sposób nie jest przez ten wzrost wynagrodzenia rekompensowany" - stwierdził szef ZNP. Jak wskazał, "wartość godziny przeliczeniowej w obecnym modelu jest wyższa, niż ta, która powstanie wtedy, kiedy wejdzie w życie projekt zwiększający nasze pensum".
Przypomniał, że związkowcy zaproponowali negocjacje przy udziale dwóch mediatorów, pedagogów: prof. Bogusława Śliwerskiego i prof. Marka Konopczyńskiego. Związki złożyły także nową propozycję kalendarza wypłat podwyżek, który obejmował zrealizowaną w styczniu tego roku podwyżkę w wysokości 5 proc. wynagrodzenia oraz zapowiedziany wcześniej przez rząd na 1 września wzrost płac o 9,6 proc. Kolejne 5-procentowe podwyżki miałaby – według nowej propozycji ZNP i FZZ - wchodzić w życie z początkiem października, listopada i grudnia. Ta propozycja nie spotkała się z aprobatą strony rządowej.
Szef ZNP zwracał także uwagę na sytuację pracowników placówek oświatowych, którzy nie są nauczycielami, wskazywał, że to jest ponad 140 tys. osób. "Pan premier mógłby w odniesieniu do tej grupy zawodowej również wykonać taki wielkanocny gest wsparcia dla postulatów tego środowiska, bo sytuacja woźnej, kucharki, sprzątaczki - tych osób, które są immanentną składową każdej szkoły - jest rzeczywiście czasami bardzo dramatyczna" - powiedział prezes ZNP.
Szef ZNP podkreślił, że mimo przerwy świątecznej strajk w szkołach i placówkach, które go podjęły, jest kontynuowany. "To jest to przerwa świąteczna dla dzieci i uczniów, a nie dla nauczycieli" - podkreślił.
Przekazał, że z prawie 15,5 tys. placówek ok. 2 tys. przestało brać udział w strajku. "Wydaje się, że ten potencjał, ten entuzjazm tych kilku tysięcy nauczycieli wymaga tego, żebyśmy się z szacunkiem do tego odnieśli i dzisiaj nie ma żadnych przesłanek, abyśmy mówili o wygaszaniu tego protestu" - powiedział prezes ZNP.
Broniarz był także pytany o rady klasyfikacyjne i matury. "Ta klasyfikacja nie pojawiła się ad hoc - ona jest w rozporządzeniu ministra edukacji narodowej, ujmowana w kalendarzu, organizacja roku szkolnego także i pani minister już 10 stycznia wiedziała, że jest protest, od 4 marca wiedziała, że jest strajk, wiedziała, kiedy ten strajk będzie, wiedziała, że to będzie kolidowało m.in. z klasyfikacją maturzystów i nic w tej sprawie nie zostało zrobione" - ocenił.
Jak dodał, "dzisiaj kartę w ręku ma rząd i pan premier Morawiecki". "To, co dzieje się w sferze debaty publicznej w kontekście owego protestu, moim zdaniem, jest próbą po pierwsze: przeciągnięcia tego protestu po to, żeby zamęczyć tych nauczycieli, ale z drugiej strony widać, że rząd nie ma żadnego planu, żadnego pomysłu jak z tego konfliktu wyjść" - powiedział.
W jego ocenie, determinacja strajkujących nie maleje, a rośnie. "Skala poparcia dla strajkujących nie maleje i nie maleje też opór tego środowiska" - dodał.
Poinformował, że w piątek o godz. 15 w siedzibie ZNP będzie spotkanie z Warszawskim Międzyszkolnym Komitetem Strajkowym. Z kolei we wtorek o godz. 11 planowana jest manifestacja przed siedzibą MEN, a po południu posiedzenie Rady Dialogu Społecznego, która będzie dyskutowała nad formułą okrągłego stołu ws. oświaty.(PAP)
autorzy: Olga Zakolska, Anna Tustanowska, Mateusz Mikowski, Karol Kostrzewa, Grzegorz Bruszewski
ozk/ amt/ mm/ kos/ gb/ wk/ mhr/