O tym, czy i jakie prace domowe zadawać uczniom, decyduje nauczyciel, który powinien uwzględnić obciążenie uczniów innymi przedmiotami oraz ocenić, czy rodzaj prac domowych będzie dostosowany do umiejętności i zainteresowań - napisał wiceminister edukacji Maciej Kopeć w odpowiedzi na wystąpienie RPO ws. przeciążenia uczniów pracami domowymi.
Zaznaczył, że jakiekolwiek regulowanie czy też limitowanie czasu przeznaczanego na prace domowe jest więc z metodologicznego punktu widzenia niewykonalne.
Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar w styczniu tego roku skierował wystąpienie do MEN w sprawie przeciążenia uczniów pracami domowymi. Według RPO, zwracali na to uwagę rodzice w skierowanych do niego skargach. Wynikało z nich, że dzieci są przemęczone i zniechęcone do zajęć szkolnych, nie są w stanie wypocząć, nie rozwijają swoich pasji, a rodzice muszą poświęcać wolny czas na pomoc dzieciom w nadrabianiu zaległości lub pracę nad materiałem w domu.
"O tym, czy i jakie prace domowe zadawać swoim uczniom (w znaczeniu ilościowym i jakościowym) decyduje nauczyciel organizujący proces dydaktyczno-wychowawczy. Celem zadawanych uczniom prac domowych jest wspomaganie pracy dydaktycznej nauczyciela, ponieważ są one cennym sposobem utrwalenia lub sprawdzenia wiadomości zdobytych podczas zajęć lekcyjnych, pod warunkiem, że uczeń opanował treści nauczania w wyniku przeprowadzonych w szkole zajęć i jest w stanie samodzielnie zadania domowe wykonać" - napisał wiceminister edukacji w odpowiedzi na wystąpienie rzecznika.
Według niego, spełnienie tego warunku nakłada na nauczyciela obowiązek zadawania takich prac domowych, do których, w wyniku realizacji zajęć lekcyjnych, uczeń został przygotowany. "Samodzielne wykonanie pracy domowej powinno być dla ucznia źródłem satysfakcji i motywacji do nauki. Podejmując decyzję dotyczącą liczby oraz jakości zadawanych prac domowych nauczyciel powinien brać również pod uwagą obciążenie uczniów wynikające np. z realizacji innych przedmiotów. Im młodszy wiek dziecka, tym więcej czasu po powrocie ze szkoły powinno ono odpoczywać i bawić się. Natomiast im starszy uczeń i wyższy etap edukacyjny, tym cenniejsza jest jego praca samodzielna" - zaznaczył Kopeć.
Przypomniał, że każdy nauczyciel na początku roku szkolnego ma obowiązek poinformować uczniów oraz ich rodziców m.in. o wymaganiach edukacyjnych oraz sposobach sprawdzania osiągnięć edukacyjnych ucznia. "Wtedy również może poinformować o tym, w jakiej liczbie i formie będą zadawane prace domowe i za pomocą jakich kryteriów będą oceniane" - wyjaśnił. Jednocześnie przypomniał, że nauczyciel nie ma obowiązku zadawania uczniom prac domowych.
Wiceminister podkreślił, że jednym z podstawowych obowiązków nauczyciela jest dostosowanie wymagań edukacyjnych do indywidualnych potrzeb rozwojowych i edukacyjnych oraz możliwości psychofizycznych ucznia. "Zadaniem szkoły jest rozpoznanie i zaspokojenie tych potrzeb oraz zdiagnozowanie indywidualnych możliwości psychofizycznych i czynników środowiskowych wpływających na funkcjonowanie ucznia w szkole. Stosownie do ww. warunków, nauczyciel jest zobowiązany do indywidualizacji procesu edukacyjnego (w tym prac domowych, jako integralnej części tego procesu). W praktyce szkolnej oznacza to, że nauczyciel, zadając pracę domową, powinien uwzględnić obciążenie uczniów wynikające z realizacji programów nauczania innych przedmiotów, jak również powinien ocenić czy rodzaj zadań i poziom ich trudności będzie dostosowany do umiejętności i zainteresowań uczniów, czy ich wykonanie w domu nie będzie zbyt czasochłonne oraz czy uczniowie mają właściwe warunki do ich wykonania (dostęp do źródeł informacji, technologii cyfrowych)" - czytamy w piśmie.
Kopeć poinformował w nim także, że ewentualne sprawy sporne powinny być zgłaszane do wychowawcy klasy lub do dyrektora szkoły, który sprawuje w szkole nadzór pedagogiczny. "W ramach sprawowanego nadzoru pedagogicznego dyrektor szkoły kontroluje przestrzeganie przez nauczycieli przepisów prawa dotyczących działalności dydaktycznej, wychowawczej i opiekuńczej oraz innej działalności statutowej szkoły, a także monitoruje pracę szkoły. Zatem w zakresie kompetencji dyrektora szkoły pozostaje obserwowanie, analizowanie i ocena sposobu realizacji procesu edukacyjnego, w tym dostosowanie przez zatrudnionych w szkole nauczycieli wymagań edukacyjnych do indywidualnych potrzeb rozwojowych i edukacyjnych oraz możliwości psychofizycznych uczniów tej szkoły" - napisał.
Wyjaśnił, że szczegółowe regulacje dotyczące m.in. zakresu zadań nauczycieli (także sposobu i formy wykonywania zadań dostosowanych do wieku i potrzeb uczniów), warunków i sposobu oceniania wewnątrzszkolnego, praw i obowiązków uczniów, zgodnie z przepisami ustawy Prawo oświatowe, określa statut danej szkoły.
"Stanowiąc o dopuszczalnym obciążaniu uczniów pracami domowymi, powinien on uwzględnić zarówno: 1) prawa ucznia (prawo do wypoczynku i czasu wolnego, do uczestnictwa w zabawach i zajęciach rekreacyjnych, stosownych do wieku dziecka, oraz do nieskrępowanego uczestnictwa w życiu kulturalnym i artystycznym); 2) prawa nauczyciela {prawo do swobody stosowania takich metod nauczania i wychowania, jakie uważa za najwłaściwsze spośród uznanych przez współczesne nauki pedagogiczne, oraz do wyboru spośród zatwierdzonych do użytku szkolnego podręczników i innych pomocy naukowych) jak też regulować kwestie prac domowych w zależności od etapu edukacyjnego i wieku ucznia" - czytamy w piśmie.
Dlatego - według wiceministra - rozwiązań organizacyjnych w tej sprawie należy zawsze poszukiwać na poziomie szkoły i regulować te kwestie w przepisach wewnątrzszkolnych. "Pozwoli to dostosować rozwiązania do wieku uczniów i etapu edukacyjnego, zróżnicowanych oczekiwań uczniów i rodziców wobec szkół oraz różnego poziomu aktywności uczniów i ich gotowości do realizacji zadań dodatkowych" - wyjaśnił.
Zaznaczył, że ważnym podmiotem w tej sprawie są rady rodziców działające w szkołach. "Rada rodziców może występować do dyrektora i innych organów szkoły lub placówki, organu prowadzącego szkołę lub placówkę oraz organu sprawującego nadzór pedagogiczny z wnioskami i opiniami we wszystkich sprawach dotyczących funkcjonowania szkoły lub placówki" - przypomniał Kopeć.
Przywołał najnowsze opracowanie OECD "Education at a Glance - 2018", które wskazuje, że polscy uczniowie cyklu lower secondary (czyli w przybliżeniu: dwóch ostatnich klas szkoły podstawowej) spędzają w szkole obowiązkowo średnio 827 pełnych godzin zajęć obowiązkowych rocznie. Tymczasem średnia dla państw OECD wynosi 913 godzin, dla 22 państw Unii Europejskiej objętych badaniem z kolei sięga 894 godzin. Spośród państw członkowskich OECD jedynie uczniowie litewscy i łotewscy spędzają w szkole mniej czasu: odpowiednio 787 i 794 godzin. Podobnie kształtują się odczyty dla Rosji, wskazując 803 godziny rocznie.
Zauważył, że zróżnicowana długość trwania godziny lekcyjnej (od 45 do 60 minut) w różnych państwach zmusiła autorów opracowania OECD do operowania godzinami zegarowymi, a nie lekcyjnymi. "Tym samym dwie polskie godziny lekcyjne to półtorej godziny zegarowej wedle "Education at a Glance". Po doliczeniu zajęć uznanych dla celów statystycznych za nieobowiązkowe (np. religii czy wychowania do życia w rodzinie, godzin finansowanych przez organy prowadzące) wskaźnik dla Polski wynosi 891 godzin - wciąż poniżej średniego odczytu dla państw członkowskich OECD. Osiąga on wyższe stany np. we Francji (1135 godzin), Niemczech (916 godzin), czy Danii (1200 godzin). Warto podkreślić, że polskie ramowe plany nauczania wyraźnie różnią się od większości tego typu dokumentów tworzonych w innych państwach europejskich. Opisują bowiem nie minimalny wymiar godzin, lecz de facto wymiar maksymalny i ograniczone możliwości jego zwiększenia przez organ prowadzący szkołę na jego własny koszt" - napisał Kopeć.
"Tym samym w ramowe plany nauczania wpisane są mechanizmy chroniące uczniów przed przeciążeniem zajęciami szkolnymi. Dotyczą one jednak wyłącznie szkół publicznych - niepubliczne placówki oświatowe mogą zwiększać obciążenie swoich uczniów i często to robią, włączając do programu kształcenia zajęcia pozalekcyjne i fakultatywne" - zaznaczył.
Według niego, drugim istotnym aspektem dotyczącym przeciążenia uczniów ostatnich klas szkół podstawowych jest czas spędzany na nauce łącznie w szkole, poza nią i w domu. "Stosowny wskaźnik udało się skonstruować autorom badania PISA. Oparto go na wypełnianych przez uczniów biorących udział w projekcie kwestionariuszach. Jest to główna przyczyna, dla której do opartych na nich wyników należy podchodzić z pewnym dystansem. Mogą one bowiem odzwierciedlać subiektywne przeświadczenia uczniów" - napisał wiceminister.
Jego zdaniem dane z 2015 r. przynoszą dość zaskakujący w porównaniu z liczbą godzin lekcyjnych obraz. "Uczniów podzielono na trzy kategorie: deklarujących, że uczą się (w szkole w domu) do 40 godzin tygodniowo, poświęcających na naukę między 40 a 60 godzin tygodniowo i uczących się powyżej 60 godzin tygodniowo. Średni rozkład procentowy tych trzech grup 15-latków w państwach OECD kształtuje się odpowiednio w następujący sposób: 48,1 proc., 38,6 proc. i 13,3 proc. Polskie wyniki prezentują się wyraźnie odmiennie: 38,6 proc., 46,9 proc. i 14,5 proc. Oznacza to, że o ile polscy uczniowie mało czasu spędzają w szkole, to stosunkowo dużo uczą się poza nią" - czytamy.
"Należy jednak zwrócić uwagę, że w 2012 r. deklarowana przez polskich uczniów w kwestionariuszu PISA liczba godzin spędzonych na odrabianiu lekcji sięgnęła 6,6 godzin. Jest to więcej niż średnia dla państw OECD (niecałe 5 godzin), ale wydaje się nieprawdopodobne, by trzy lata później odsetek uczniów uczących się powyżej 40 i 60 godzin był tak wysoki wyłącznie z tego powodu. Należy zwrócić tu uwagę na zajęcia pozalekcyjne (głównie językowe) i samodzielną pracę z podręcznikiem" - zaznaczył wiceminister.
Podsumowując, Kopeć stwierdził, że "obciążenie polskich uczniów lekcjami szkolnymi jest na tle innych państw członkowskich OECD niewielkie, mimo że stosunkowo dużo czasu spędzają na nauce poza szkołą". "Należy jednak pamiętać, że struktura kwestionariuszy PISA z 2015 r. nie pozwala ocenić, czy składa się nań przede wszystkim odrabianie lekcji, nauka z podręcznika czy zajęcia pozalekcyjne. Najprawdopodobniej niska liczba godzin, przygotowanie nauczycieli i skala oferty przedmiotów fakultatywnych skutkują samodzielnym przyswajaniem przez uczniów części materiału w domu i uczestnictwem w zajęciach dodatkowych" - ocenił.
Według wiceministra edukacji prace domowe są nieodłącznym elementem systemu oświatowego i stanowią jedno z kluczowych narzędzi kształcenia w dyspozycji nauczycieli. "Badania na uczniach amerykańskich pozwalają określić optymalny nakład czasu na odrabianie prac domowych. Trzeba jednak pamiętać, że uczniowie o różnym potencjale intelektualnym mogą poświęcić na poradzenie sobie z tym samym zadanym materiałem odmienny odcinek czasu. Obszerność prac domowych to kwestia bardzo indywidualna - zależna od metod dydaktycznych stosowanych przez danego nauczyciela i możliwości konkretnej klasy. Jakiekolwiek regulowanie czy też limitowanie czasu przeznaczanego na prace domowe jest więc z metodologicznego punktu widzenia niewykonalne" - wyjaśnił. (PAP)
Autorka: Danuta Starzyńska-Rosiecka
dsr/ krap/