Powszechność nauczania była osiągnięciem państwa polskiego – mówi PAP prof. Barbara Wagner, historyk z UW. Pierwsze dziesięciolecie niepodległego państwa zostało skutecznie wykorzystane na edukację – dodaje.
PAP: Z jakimi problemami musiało się zmierzyć polskie szkolnictwo po odzyskaniu niepodległości?
Prof. Barbara Wagner: Podstawowym problemem było zapóźnienie cywilizacyjne. Już w 1918 r., na początku nowej państwowości, jasne było, że prześladowanie polskiej szkoły przez zaborców spowodowało ciemnotę ludu.
Zaborcy doprowadzili do zacofania cywilizacyjnego i kulturowego. W żadnym państwie europejskim nie było tak dramatycznego braku szkół ludowych, jak w Polsce, zwłaszcza na ziemiach dawnego zaboru rosyjskiego. Inna sytuacja była na ziemiach zaboru pruskiego, gdzie, co prawda, były szkoły, ale nauka odbywała się po niemiecku – nie była to zatem szkoła polska z punktu widzenia ideologii wychowawczej.
PAP: Czego brakowało?
Prof. Barbara Wagner: Właściwie wszystkiego. Przede wszystkim nie było budynków szkolnych. Odnosi się to głównie do ziem zaboru rosyjskiego i Galicji.
Drugim problemem był brak nauczycieli – skoro nie było możliwie szerokiej, dostępnej polskiej edukacji na szczeblu średnim i wyższym, to nie było również polskich nauczycieli. Pewien ratunek stanowili absolwenci gimnazjów galicyjskich, którzy decydowali się na podjęcie pracy.
Prof. Barbara Wagner: Po 1920 r. łatwo było uzyskać pozwolenie na budowę szkoły, natomiast trzeba było mieć grunt pod budowę. Państwo wydzielało takie grunty. Sprzyjała temu parcelacja majątków, zwłaszcza państwowych, a także różne akcje scalania gruntów, a także podział gruntów gromadzkich.
PAP: Jak zatem rozwiązano problem braku budynków szkolnych?
Prof. Barbara Wagner: Po 1920 r. łatwo było uzyskać pozwolenie na budowę szkoły, natomiast trzeba było mieć grunt pod budowę. Państwo wydzielało takie grunty. Sprzyjała temu parcelacja majątków, zwłaszcza państwowych, a także różne akcje scalania gruntów, a także podział gruntów gromadzkich.
Kiedy miało się już grunt, można było zacząć samą akcję budowlaną. Co prawda nauczać można było w każdej izbie, ale potrzebna była izba przystosowana dydaktycznie.
Wszyscy działacze oświatowi i politycy piętnowali nędzę szkolną. Wskazywano na przeludnienie izb lekcyjnych, brak ławek, brak ustępów. Nie mówię już nawet o braku elektryczności na polskiej wsi – tylko 3 proc. wsi miało elektryczność przed II wojną światową.
Pierwsze dziesięciolecie niepodległego państwa było jednak skutecznie wykorzystane ie na realizację powszechności nauczania. W 1929 r. odsetek dzieci objętych nauczaniem szkolnym wzrósł z 64 do ponad 90. To było imponujące. Później ten odsetek dochodził niemalże do stu – stu nigdy nie osiągnął, ponieważ to społecznie niemożliwe. Powszechność nauczania stanowiła osiągnięcie państwa polskiego.
PAP: Powszechne szkolnictwo wprowadził Janusz Jędrzejewicz w swojej reformie z roku 1932.
Prof. Barbara Wagner: Mamy tzw. reformę jędrzejewiczowską z 1932 r., którą firmuje swoim nazwiskiem piłsudczyk – Janusz Jędrzejewicz. Wprowadził on szkołę powszechną w życie, natomiast idea szkoły powszechnej jest dużo wcześniejsza – wywodzi się z konstytucji marcowej z 1921 r. To wówczas wprowadzono obowiązek nauki do osiemnastego roku życia w ramach szkoły powszechnej. Zatem Jędrzejewicz tego nie wymyślił, tylko realizował to, co było zawarte w konstytucji.
Ta obowiązkowość była realizowana w różnych warunkach lokalowych. Jędrzejewicz wprowadził ustrój szkolny, który opierał się na szkołach powszechnych pierwszego, drugiego i trzeciego stopnia.
PAP: Czy była odpowiednia liczba miejsc do nauczania?
Prof. Barbara Wagner: Był ustawowy obowiązek mówiący o trzykilometrowym zasięgu szkoły. Oznaczało to, że dziecko miało iść do szkoły oddalonej maksymalnie o trzy kilometry od domu. Radzono sobie z tym, wynajmując izby. W województwach zachodnich było wynajmowanych jedynie 3 proc. izb, natomiast w centralnych aż 69 proc.
Była to izba wynajmowana od chłopa, który wynajmował główne pomieszczenie swojego domu, tam znajdował się piec. Do tego pomieszczenia wchodziła jednoklasowa szkoła, dzieci siadały na ławach, czasami nawet nie było tablicy. Przez tę izbę przechodził chłop, a czasami nawet świnie, bo często z sieni głównej tych domów od razu wychodziło się do obory.
PAP: Czy ta sytuacja się poprawiła?
Prof. Barbara Wagner: To się zaczęło zmieniać w latach trzydziestych, kiedy zaczął się wyż demograficzny w szkołach. Ani państwo, ani gminy, które były zobowiązane do zapewnienia szkoły, ani też pojedynczy obywatele nie byli jednak w stanie budować szkół.
W drugiej połowie lat trzydziestych ruszyło budownictwo szkolne dzięki Towarzystwu Popierania Budowy Publicznych Szkół Powszechnych. Pieniądze pochodziły ze składek, sprzedawania znaczków, nalepianych na podręczniki i świadectwa szkolne. Składali się również dzieci, nauczyciele, przedsiębiorcy. Organizowano imprezy i zbiórki w czasie Tygodni Szkoły Powszechnej.
Szkoły były budowane z pieniędzy społecznych. Do 1925 r. państwo udzielało pożyczek, ale potem nie dawało rady pomagać w ten sposób. Towarzystwo także udzielało nieoprocentowanych pożyczek, np. gminie. Gmina budowała szkołę, a potem zwracała tę pożyczkę albo nie. Czasami ta pożyczka była jedyną gotówką na budowę szkoły, jaką dysponowała wieś lub miasto.
Promowane były niektóre regiony. Takie szkoły akcyjne powstały w powiecie łowickim (bo był to reprezentacyjny region), w osiedlach podwarszawskich (gdzie było najwięcej dzieci), a w Sulejówku taka szkoła powszechna została wybudowana jako swego rodzaju pomnik po śmierci marszałka Piłsudskiego. W czasie kryzysu gminy były niechętne budowie, ale później szkoły zaczęły masowo powstawać.
PAP: Czy były odgórnie opracowane plany budowy szkół?
Prof. Barbara Wagner: Brakowało polskiej tradycji wznoszenia budynków użyteczności publicznej, zwłaszcza na wsi. Po 1918 r. powstały piękne, architektoniczne pomysły na wznoszenie szkół, były jednak zbyt kosztowne i pozostawały w biurkach architektów.
Znakomitym rozwiązaniem były publikacje zawierające projekty budynków szkolnych, rozwiązywały one sytuację w skali makro. Akcję tę rozpoczął resort oświaty w 1925 r., gdy wydrukowano obszerny zeszyt – broszurę. Kolejne pozycje ukazywały się z różną częstotliwością. Całość dokumentacji projektu można było dostać za niewielkie pieniądze od Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Te projekty zachowały się zresztą do dziś.
PAP: Powiedziała pani, że ustrój szkolny wprowadzony przez Janusza Jędrzejewicza opierał się na trzystopniowym szkolnictwie. Czym była szkoła pierwszego stopnia?
Prof. Barbara Wagner: Do takiej szkoły chodziły głównie dzieci na wsi. W szkole pierwszego stopnia uczyły się przez siedem lat, ale realizowały wówczas tylko cztery klasy. Pierwsza i druga klasa trwały po rok, trzecia dwa lata, a ostatnia klasa trwała aż trzy lata.
PAP: Jak praktycznie wyglądało nauczanie w takiej szkole?
Prof. Barbara Wagner: Część klasy uczyła się głośno, a część cicho. Była jedna nauczycielka na całą szkołę przez całe siedem lat nauczania. Obowiązek był realizowany, ale dziecko chłopskie mogło ukończyć tylko cztery klasy. Oznaczało to, że nie mogło iść dalej do gimnazjum, a następnie do liceum.
PAP: Na czym polegały szkoły drugiego i trzeciego stopnia?
Prof. Barbara Wagner: Szkoła drugiego stopnia realizowała program sześciu, lat nauki, klasy I–V miały jednoroczny kurs, klasa VI dwuletni. Trzeci stopień był najwyżej zorganizowany – przez siedem lat uczeń uczył się w każdej klasie przez rok. Aby pójść wyżej, wcale nie trzeba było skończyć siedmiu lat. Siódma klasa była taką „czapką”, jak to nazywano złośliwie, która zamykała edukację. Można oczywiście było pójść dalej, ale aby kontynuować naukę w gimnazjum, było potrzebne ukończenie tylko sześciu klas.
PAP: Który typ szkoły był dominujący?
Prof. Barbara Wagner: Dominującym typem szkoły w mieście była szkoła 7-klasowa, czyli ta najwyżej zorganizowana. W latach trzydziestych było ich 78 proc. Natomiast na wsi szkół najwyżej zorganizowanych było 3 proc. Przeważały szkółki jednoklasowe, z jednym nauczycielem – ich było aż 51 proc. Kiedy dodamy jednoklasówki i dwuklasówki na wsi, to wychodzi 77 proc. szkół niżej zorganizowanych. Jest to co prawda osiągnięcie. Dawano szkołę wszystkim, tylko nie zawsze była to szkoła wysoko zorganizowana.
PAP: Jak wyglądała ideologia wychowania w międzywojniu?
Prof. Barbara Wagner: Po przewrocie majowym w 1926 r. sanacja przystąpiła do zmiany ideologii wychowawczej. Nie nastąpiło to jednak od razu – na dobre przystąpiono od tego w 1928 r. Postanowiono wówczas zmienić oblicze ideowe szkoły. Ideologia wychowawcza mówiła o konieczności wychowania bojownika i pracownika, kogoś, kto odda swoją energię, co istotne, państwu.
Prof. Barbara Wagner: Po przewrocie majowym w 1926 r. sanacja przystąpiła do zmiany ideologii wychowawczej. Nie nastąpiło to jednak od razu – na dobre przystąpiono od tego w 1928 r. Postanowiono wówczas zmienić oblicze ideowe szkoły.
Ideologia wychowawcza mówiła o konieczności wychowania bojownika i pracownika, kogoś, kto odda swoją energię, co istotne, państwu. Ideologia endecka była narodowa, piłsudczycy natomiast chcieli stworzyć silne państwo kierowane centralnie przez grupę polityków, a światłością był marszałek. Przy Piłsudskim miały zbiegać się wszystkie ideały: honor, ojczyzna, poświęcenie dobra własnego.
Obywatele mieli być karni – karny miał być uczeń w szkole, dziecko w domu, w ogóle młode pokolenie. Mieli być zapatrzeni w ideały. Chodziło o ideały, które przynieśli legioniści – zbrojna walka o ojczyznę, uwielbienie wysiłku zbiorowego narodu od czasu Powstania Styczniowego. Tradycje rodzinne, emocje i myśli marszałka Piłsudskiego były związane ze zrywem styczniowym.
Ideały wychowawcze wyrastały z walki o niepodległość, której ukoronowanie to okres Legionów. Legiony to była gloria. „Pierwsza Brygada” była najważniejszą i obowiązkową pieśnią w szkole. Przerabiało się ją kilka razy – na lekcjach śpiewu, języka polskiego i historii.
To wszystko Jędrzejewicz umieścił w programach nauczania i założeniach szkoły.
PAP: Ideały były zatem oparte na polskości. Jednak jedną trzecią społeczeństwa II Rzeczypospolitej stanowiły mniejszości narodowe…
Prof. Barbara Wagner: Założenie było takie, że chcemy dać wszystkim obywatelom taką samą szkołę, ale jedna trzecia z nich nie poczuwała się do polskości, a nawet do państwowości polskiej.
Piłsudczycy mówili, że szkoła dla wszystkich obywateli ma być szkołą, która pokaże wielkość państwa polskiego, konieczność poświęcania się. A mniejszości narodowe miały poznawać przeszłość i teraźniejszość pod kątem tego, jak wielki wkład one same wniosły do budowy państwa polskiego.
Do częstych i groźnych napięć doszło na styku polityki oświatowej państwa i ukraińskich wyobrażeń narodowych. Najliczniejsza w II Rzeczypospolitej mniejszość ukraińska stanowiła ok. 14 proc. w 1921, i ok. 16 proc. w 1931 r. Ukraińcy nie potrafili zaakceptować polskiej ideologii państwowej.
Prof. Barbara Wagner: Ukraińcy buntowali się przeciwko temu, że w sali lekcyjnej wisiały portrety marszałka Piłsudskiego i prezydenta Ignacego Mościckiego. Nacjonalistyczne organizacje ukraińskie uznawały taką szkołę jako coś skierowanego przeciwko ich dumie narodowej. Mamy wiele przykładów, jeśli chodzi o samą szkołę, zrywania portretów, a dzieci, zapewne namówione przez rodziców, zamazywały w książkach portrety dostojników państwowych.
PAP: Czy powstawały szkoły dla mniejszości ukraińskiej?
Prof. Barbara Wagner: Od ustawy z 1924 r. rozwiązaniem była szkoła utrakwistyczna. We wschodnich i północno-wschodnich województwach wprowadzała ona szkołę wspólną dwujęzyczną. W gminach zamieszkanych przynajmniej w 25 proc. przez ludność niepolską nauczanie odbywało się w dwóch językach. Działo się tak na żądanie przynajmniej 40 rodziców dzieci niepolskich i 20 rodziców dzieci polskich. Nauczanie wyłącznie w języku mniejszości było prowadzone wówczas, gdy żądało tego 40 rodziców, ale nie znalazło się 20 rodziców domagających się języka polskiego.
W tej sprawie co kilka lat odbywały się tzw. plebiscyty szkolne. Pod koniec II RP jednak ich zaniechano, bo wiązały się one z prowokacjami politycznymi.
We wszystkich szkołach jednak obowiązkowy był język polski oraz nauczana po polsku historia (z wiedzą o społeczeństwie). Wszyscy musieli uczyć się historii Polski, stąd też tak duże znacznie tego przedmiotu.
Ukraińcy buntowali się przeciwko temu, że w sali lekcyjnej wisiały portrety marszałka Piłsudskiego i prezydenta Ignacego Mościckiego. Nacjonalistyczne organizacje ukraińskie uznawały taką szkołę jako coś skierowanego przeciwko ich dumie narodowej. Mamy wiele przykładów, jeśli chodzi o samą szkołę, zrywania portretów, a dzieci, zapewne namówione przez rodziców, zamazywały w książkach portrety dostojników państwowych. Były też różne zajścia i prowokacje w rodzaju zrywania godła i zrywania tabliczek ze ściany budynku szkolnego.
PAP: Jak szkoła realizowała wychowanie dla ideologii państwowej?
Prof. Barbara Wagner: Bardzo umiejętnie. Programy były naprawdę dobrze napisane pod względem dydaktycznym – precyzyjne, krótkie i całkowicie dopasowane do możliwości percepcyjnych dzieci.
Dziecko w klasie V powinno obowiązkowo znać i pamiętać daty: 966; 1025; 1370; 1410; 1572 oraz 1683. W następnej VI klasie obowiązywały daty: 1772; 3 maja 1791; 1795; 1807; 1815; 1830/31; 1863; 1905, 6 sierpnia 1914; 11 listopada 1918, 1920; 1926.
Był to najważniejszy ideologicznie przedmiot, a realizowano go tylko w tych dwóch klasach – całość dziejów ujęto w dwa lata.
Prof. Barbara Wagner: W programie z 1933 r. i w podręcznikach dla klas V i VI były niewielkie wzmianki o historii powszechnej, natomiast skupiono się na polskich bohaterach narodowych i wydarzeniach z dziejów państwowości. Najważniejszym bohaterem i tym ostatnim, wzorem cnót wszelakich był Józef Piłsudski. Wcześniej jednak znajdował się cały panteon. Bohater miał być wzorem do naśladowania.
PAP: Powiedziała pani, że historia jako przedmiot szkolny miała duże znaczenie. Jak zatem wyglądało jej nauczanie?
Prof. Barbara Wagner: W programie z 1933 r. i w podręcznikach dla klas V i VI były niewielkie wzmianki o historii powszechnej, natomiast skupiono się na polskich bohaterach narodowych i wydarzeniach z dziejów państwowości. Najważniejszym bohaterem i tym ostatnim, wzorem cnót wszelakich był Józef Piłsudski. Wcześniej jednak znajdował się cały panteon. Bohater miał „grzać”, miał być wzorem do naśladowania.
Pierwszym wielkim, od którego imienia rozpoczynano, ze względu na „wjazd do Kijowa” i „odzyskanie Grodów Czerwieńskich”, był Bolesław Chrobry. Mieszko był nieważny, stał się dopiero bohaterem po II wojnie światowej.
Liczyli się również święci: św. Wojciech; św. Kinga; św. Salomea, „św. Jacek na Rusi”.
Kazimierz Wielki został w programie nauczania zapisany jako „król chłopków”. Dla ludowców, potężnej siły opozycyjnej, która zaważyła na życiu politycznym pod koniec niepodległości, nazwanie „królem chłopków” było ujmą.
Bohaterami byli wszyscy waleczni władcy i liczni wodzowie. Wielki był oczywiście Jan Zamoyski nazwany „mężem stanu”, a zwłaszcza Stanisław Żółkiewski traktowany jako „wzór obywatela”. Najdumniej brzmiące hasło tego programu to chyba „sztandary polskie na Kremlu”. To było zresztą jedno z pierwszych haseł, które zostało wyrzucone z edukacji historycznej już w czasie II wojny światowej, wówczas straciło swoją poprawność polityczną. Natomiast dziesięć lat wcześniej, w II Rzeczypospolitej to hasło miało pokazywać uczniom wielkość i siłę militarną Polski.
Dumą była dynastia Jagiellonów – zwłaszcza Władysław Jagiełło, Zygmunt Stary i Zygmunt August. Unie z Litwą stanowiły powód do zadowolenia.
W szkole należało pokazać również mniejszości – omawiano zatem: opiekę Kaźmierza Wielkiego nad Żydami; rozkwit Lwowa i Wilna; a także ucztę u Wierzynka, jako ukłon w stronę mniejszości niemieckiej.
Czasy saskie nazwano „smutnymi”. Czasy upadku i niewoli państwa polskiego, to też smutny okres, ale w szkolnej wizji zaborów na szczególną uwagę zasługiwały podtrzymywanie ducha narodowego oraz walki o niepodległość. Stąd dydaktyczne przesłanie powstań narodowych, zwłaszcza styczniowego. W okresie wojny światowej, najważniejszym wysiłkiem zbrojnym były walki Legionów. Ilustruje to sformułowanie programu „Obrazki z walk Legionów i działań Polskiej Organizacji Wojskowej. Obrazki z wędrówek i walk innych formacji polskich”.
W ostatniej, nieobowiązkowej, siódmej klasie umieszczono wiedzę o społeczeństwie. Rozpoczynano od tematu o potrzebie silnej organizacji państwowej, konieczności podziału czynności pomiędzy władzę a podwładnych. Nauczano m.in. o przymusie, obowiązkach obywatela, podkreślano równość obywateli w ówczesnej Polsce.
PAP: Jak wyglądała sprawa podręczników do historii?
Prof. Barbara Wagner: Książki także były dostosowane do możliwości percepcyjnych uczniów. To były dobre książki, zwłaszcza Hanny Pohoskiej i Marii Wysznackiej. Nie było w nich nadmiaru wiadomości, jedynie treści ściśle podporządkowane wymaganiom programu nauczania.
Pamiętajmy, że nauczanie było jednak pamięciowe, mniej uwag poświęcano wyjaśnieniu przyczyn i skutków wydarzeń. Umiejętnie realizowano zabieg metody obrazkowej. Przed oczami dzieci, za pomocą słów, był malowany obraz wydarzenia historycznego lub życiorys bohatera.
PAP: Czy szkoła uczestniczyła w życiu państwowym?
Prof. Barbara Wagner: Tak. Wielkimi uroczystościami były imieniny marszałka Piłsudskiego, w szkołach z tej okazji przygotowywano małe wystawy. Po śmierci Marszałka były upamiętniane kolejne rocznice tego wydarzenia. Szkoła, jak zawsze, musiała celebrować, co tylko się dało – Dzień Morza, Święto Ligi Kolonialnej itd.
PAP: Czy powszechna edukacja w II Rzeczypospolitej miała stworzyć nową warstwę inteligencji lub przynajmniej powiększyć tę, która już była?
Prof. Barbara Wagner: Założenie obowiązkowości było już początkiem do powszechnej edukacji. Jednak naukę, dalej w szkole gimnazjalnej, mogli kontynuować tylko niektórzy absolwenci.
Szacuje się, że do szkoły średniej szło ok. 14 proc. uczniów ze szkoły powszechnej. Widzimy tutaj dyskryminację szerokich, najuboższych warstw społecznych. W środowisku ludzi uprawiających wolne zawody aż 80 proc. ich dzieci kontynuowało naukę w szkołach średnich. W środowisku pracowników umysłowych, właścicieli większych przedsiębiorstw oraz większych gospodarstw rolnych i dzierżawców ten odsetek był pomiędzy 65 a 70. Wśród dzieci rolników posiadających od 5 do 15 hektarów było to ponad 4 proc. Ubodzy chłopi posyłali ponad 3 proc. swoich dzieci, robotnicy przemysłowi 4 proc., a robotnicy rolni około 2,3 proc.
Kolejne szacunki pokazują, że na tysiąc dzieci rozpoczynających naukę w szkole powszechnej do progu uczelni dochodziło trzynaścioro z nich. Na tysiąc studentów 536 dzieci pochodziło z rodzin wykonujących wolne zawody, a liczba dzieci właścicieli przedsiębiorstw i dzierżawców dochodziła do ponad 290. Na tysiąc dzieci rolników mamy od 2 do 4 studentów. Jedynie co tysięczne dziecko robotnika rolnego zdobywało wyższe wykształcenie.
Cenzus liceum i wyższych studiów jest wskaźnikiem, jak mogła odradzać się i powiększać liczebnie inteligencja. Można dalej dyskutować, czy inteligencja miała możliwości przygarnąć wielu młodych ludzi z innych grup społecznych.
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
akr/ skp /