Dla 4,6 mln uczniów we wtorek rozpoczął się nowy rok szkolny 2020/2021, a szkoły wracają do stacjonarnego nauczania. Mają w nich obowiązywać wytyczne sanitarne. W razie wystąpienia w szkole zakażenia koronawirusem część lub wszyscy uczniowie będą na oznaczony czas przechodzić na naukę zdalną.
Premier Mateusz Morawiecki wziął udział w inauguracji roku szkolnego w Szkole Podstawowej w Dalikowie oraz Szkole Podstawowej Nr 1 z Oddziałami Integracyjnymi i Dwujęzycznymi im. Filipa de Girarda w Żyrardowie. Marszałek Sejmu Elżbieta Witek uczestniczyła w inauguracji w I Liceum Ogólnokształcącym im. gen. W. Sikorskiego we Włoszczowie, a minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski w Zespole Szkół Mechanicznych im. Stefana Czarnieckiego w Łapach.
Premier dziękował nauczycielom za trud nauczania, rodzicom za cierpliwość podczas zdalnej nauki, a uczniom za dostosowanie się do warunków - tych sprzed wakacji, i tych obecnych. Zaapelował do uczniów o przestrzeganie norm sanitarnych.
Ze względu na sytuację epidemiczną w tym roku inauguracje nowego roku szkolnego wyglądał inaczej niż zazwyczaj. Decydowali o tym dyrektorzy szkoły czy placówki oświatowej. Mieli zorganizować je w taki sposób, aby zapewnić uczniom, nauczycielom czy rodzicom, którzy będą towarzyszyć dzieciom, bezpieczne warunki. Przykładowo w zespole szkół w Łapach w uroczystości wzięło udział około 80 uczniów, tylko z klas pierwszych. Uczniowie mieli maseczki, niektórzy także rękawiczki. Uczniowie i zaproszeni goście siedzieli na krzesłach ustawionych w odstępach.
W Nowym Sączu i w powiecie nowotarskim, które są w tzw. strefie czerwonej dzieci, które przyszły na rozpoczęcie roku spotkały się z wychowawcami w przydzielonych klasach o wyznaczonych godzinach. Dyrekcje szkół wyznaczały strefy, w których mogli przebywać uczniowie z danych klas, a w miarę możliwości były także uruchamiane dodatkowe wejścia do szkół. Podobnie wyglądał początek roku w szkołach w Zakopanem, które jest w strefie żółtej. Dzieci były podzielone na mniejsze grupy, które oddzielnie spotykały się z nauczycielami. Podczas uroczystości miały założone maseczki.
Szef MEN, który po uroczystości w Łapach spotkał się z dziennikarzami, wyraził zadowolenie, że uczniowie i nauczyciele wrócili do budynków szkolnych i przedszkolnych. "Wiem, że zdecydowana większość uczniów, nauczycieli i rodziców chciała powrotu do tradycyjnych zajęć. I w końcu można to było zorganizować. Te wytyczne, zalecenia, które przygotowaliśmy już niemal miesiąc temu, pozwalają na to, aby bezpiecznie wrócić do nauki stacjonarnej" - powiedział.
Zgodnie z wytycznymi przygotowanymi przez resorty zdrowia i edukacji wraz z głównym inspektorem sanitarnym do szkoły może uczęszczać uczeń bez objawów infekcji dróg oddechowych i gdy domownicy nie przebywają na kwarantannie lub w izolacji.
W wytycznych wskazano, że w szkołach będą obowiązywać ogólne zasady higieny: częste mycie rąk (bezzwłocznie po przyjściu do szkoły), ochrona podczas kichania i kaszlu oraz unikanie dotykania oczu, nosa i ust. Osoby wchodzące do budynku szkoły powinny mieć możliwość skorzystania z płynu do dezynfekcji rąk. Jeżeli jest taka możliwość, w szatni należy udostępnić uczniom co drugi boks lub wprowadzić różne godziny przychodzenia do szkoły.
W miarę możliwości rekomenduje się też taką organizację pracy, która umożliwi zachowanie dystansu między osobami przebywającymi szkole i ograniczy gromadzenie się uczniów. Wskazano, że mogą to być np. różne godziny przerw lub zajęć na boisku. Należy także unikać częstej zmiany pomieszczeń, w których odbywają się zajęcia. Sale lekcyjne mają być wietrzone.
Uczniowie i nauczyciele na lekcjach nie muszą mieć maseczek zasłaniających usta i nos, ale – jak zaznacza MEN – jeśli będzie taka potrzeba, będą musieli ich użyć. Jak wyjaśnił, przez taką potrzebę rozumie np. większe szkoły i niewielkie powierzchnie wspólne, w których jednocześnie przebywa dużo młodzieży lub podwyższone zagrożenie epidemiczne (chodzi m.in. o korytarze szkolne). Wtedy dyrektor szkoły powinien wprowadzić tego typu obostrzenia.
W szczególnych sytuacjach dyrektorzy szkół w porozumieniu z organami prowadzącymi i przy pozytywnej opinii inspektora sanitarnego będą mogli decydować o przejściu na kształcenie w systemie mieszanym (łączącym kształcenie stacjonarne oraz kształcenie na odległość) bądź całkowicie zdalnym.
Minister Piontkowski mówiąc o przepisach na konferencji prasowej zastrzegł, że decydujący głos w kwestii przejścia na edukację zdalną będzie miał inspektor sanitarny, aby "nie decydowały subiektywne wrażenia dyrektora szkoły, nauczycieli, części rodziców, tylko doświadczenie inspektorów sanitarnych". "Stąd wyraźne zalecenie, że bez zgody powiatowego inspektora nie można podejmować tych działań, które by odchodziły od kształcenia stacjonarnego" – podkreślił szef MEN. Dodał, że przygotowane przepisy dają także możliwość reagowania na przypadki indywidualne wobec uczniów na kwarantannie.
Zapytany o to, ile szkół nie rozpoczęło roku szkolnego, wyjaśnił, że są to pojedyncze przypadki w tych powiatach czy miejscach, gdzie pojawiły się jakieś zakażenia. W części będzie przez krótki czas nauczanie hybrydowe, a w części zdalne. Zaznaczył, że są to wyjątki w skali 22 tysięcy szkół. Poinformował, że były też pojedyncze placówki, które nie rozpoczęły roku szkolnego z powodu trwających tam jeszcze remontów. "Jest to więc zupełnie niezwiązane z epidemią" - wskazał.
We wtorek nowy rok szkolny nie rozpoczął się m.in. w Szkole Podstawowej nr 47 w Bydgoszczy z powodu stwierdzenia zakażenia koronawirusem u dwóch pracowników pedagogicznych. W związku z tym, po zasięgnięciu pozytywnej opinii Powiatowego Inspektora Sanitarnego w Bydgoszczy i za zgodą organu prowadzącego, którym jest miasto, zajęcia w szkole zawieszono do 7 września. Ze względu na początkowy etap roku szkolnego organ prowadzący wyraził zgodę na nieprzystępowanie w tym okresie do prowadzenia kształcenia na odległość. Obecnie kwarantanną objętych jest tam 57 osób - nauczyciele i ich bliscy.
Z uwagi na dużą liczbę zakażonych koronawirusem nie odbyło się też rozpoczęcie roku szkolnego w szkole podstawowej wsi Krempachy w pow. nowotarskim. Do 11 września, lekcje będą odbywały się tam zdalnie.
W dwóch szkołach w woj. pomorskim wprowadzono zdalne nauczanie po tym, jak u dwóch nauczycieli pracujących w tych placówkach wykryto koronawirusa. W obu przypadkach wszyscy pedagodzy zostali objęci kwarantanną.
Z kolei o przesunięcie rozpoczęcia roku szkolnego do 8 września wystąpiły do sanepidu władze miasta i dyrekcja szkoły podstawowej w Biskupcu w woj. warmińsko-mazurskim. Zrobiły tak po tym jak w poniedziałek po południu okazało się, że jedna z nauczycielek tej szkoły mieszka z osobą zakażoną koronawirusem.
Prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz ocenił we wtorek, że "na tyle, na ile dyrektorzy, nauczyciele, samorządy mogli to zrobić, to są przygotowani" do nowego roku szkolnego. "Na pewno można sobie zadać pytanie, dlaczego to robiliśmy na ostatnią chwilę, dlaczego to było robione w takim pośpiechu, niestety tak chaotycznie" - dodał. Ocenił też, że epidemia może narastać w sposób niekontrolowany, bo dzieci być może łagodniej przechodzą zakażenie, ale także przenoszą koronawirusa.
Broniarz zaznaczył także, że większość nauczycieli chce powrotu do nauczania tradycyjnego. Praca w szkole - wskazał - była dla nauczycieli dużo prostsza i lżejsza od pracy zdalnej. W ocenie ZNP decyzje o powrocie do takiej edukacji powinien jednak móc podejmować dyrektor szkoły w porozumieniu z samorządem - nawet jeśli placówka znajduje się w tzw. zielonej strefie.
Z początkiem nowego roku do szkół wrócą też słuchacze szkół policealnych i szkół dla dorosłych, a także liczniej niż dotąd przedszkolaki do przedszkoli.
We wtorek rano przed niektórymi przedszkolami w Lublinie utworzyły się kolejki. W internecie, m.in. na portalach społecznościowych, opublikowane zostały zdjęcia, na których widać rodziców stojących w deszczu z dziećmi przed wejściem do przedszkoli. Podobne sytuacje miały miejsce w wielu innych miastach w Polsce.
Wiceprezydent Lublina Mariusz Banach tłumaczy, że wynika to z wprowadzenia wraz z rozpoczęciem roku szkolnego wielu obostrzeń związanych z panującą epidemią. W ocenie władz Lublina kolejki przed przedszkolami to "efekt tzw. pierwszego dnia" i mają związek z koniecznością uzupełnienia dokumentacji przez rodziców. Jak tłumaczy rzeczniczka prezydenta Lublina Katarzyna Duma, dyrektorzy placówek są zobowiązani do zebrania od rodziców wszystkich zgód, związanych m.in. z możliwością pomiaru temperatury u dzieci czy wyjścia poza budynek przedszkola. "Mamy nadzieję, że jutro już do podobnej sytuacji nie dojdzie" – dodała.
Minister edukacji zapytany o pokazywane w mediach kolejki rodziców i uczniów przed niektórymi placówkami oświatowymi, podkreślił, że procedury m.in. dostępu rodziców do placówki powinny być opracowane w taki sposób, by nie tworzyć niepotrzebnych zatorów. "Myślę, że po doświadczeniach dzisiejszego dnia czy kolejnych dwóch, trzech dni dyrektorzy będą mogli zmienić zasady, które dotąd przyjęli, aby były one racjonalne, by nie blokowały wejść. To jest też być może kwestia tego, że rodzice nie są jeszcze przyzwyczajeni do nowych zasad" - powiedział.
Zapewnił, że kuratorzy zbierają informację na temat tego, co się dzieje w szkołach i przedszkolach. "Gdyby były jakieś niepokojące sygnały, będziemy tam interweniowali" - zapowiedział.(PAP)
Autorka: Danuta Starzyńska-Rosiecka
itm/