Tzw. podwójny rocznik to katastrofa edukacyjna i wychowawcza - powiedział w poniedziałek na antenie TVN24 Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Tzw. podwójny rocznik - uczniowie, którzy skończyli szkoły podstawowe i gimnazja - spotkają się w nadchodzącym roku szkolnym w szkołach ponadpodstawowych. Dyrektorzy szkół, zgodnie z zaleceniami Ministerstwa Edukacji, zwiększyli liczbę oddziałów w placówkach. Nie gwarantuje to jednak, że wszyscy uczniowie dostaną się do wymarzonych szkół.
"To katastrofa edukacyjna i wychowawcza, to jest porażka tego systemu, jeżeli rodzice mówią do dziecka: wyrażamy zgodę, żebyś przez rok nic nie robił, ale nie idź do szkoły, do której nie chcesz" - powiedział Broniarz.
"W naszym liceum będzie 12 oddziałów - 6 po gimnazjum, a 6 po szkole podstawowej. W stosunku do ubiegłorocznych 5., to ogromny wzrost, ale miejsc może i tak dla wszystkich nie wystarczyć" - powiedział Marcin Konrad Jaroszewski, dyrektor Liceum im. Jana Śniadeckiego w Warszawie.
Dyrektor obawia się zwiększonej liczby uczniów: z 400. do 700. Może to jego zdaniem spowodować problemy lokalowe, liczy się również z problemami kadrowymi. "Brakuje nauczycieli, mamy 7 wakatów, a nauczycieli na rynku nie ma" - powiedział.
Zdaniem szefa ZNP coraz więcej osób po skończeniu studiów nie wybiera pracy w szkole, coraz więcej pedagogów rezygnuje z pracy. "Zawirowania w oświacie "odbijają się na atmosferze w szkole i na tym, że nauczyciele odchodzą z zawodu" - powiedział Broniarz.
"Zmiana prawa, niestabilność zatrudnienia, zmiany w karcie nauczyciela sprawiły, że nie jest to atrakcyjna praca, choć samorządy robią co mogą, żeby przyciągnąć nauczycieli. Miasto stołeczne Warszawa podwyższyło wynagrodzenie o 300 zł, żeby przyciągnąć młodych, a i tak są problemy cały czas" - powiedział Jaroszewski.
"To są dalekosiężne skutki reformy, przed którymi my dyrektorzy, nauczyciele i samorządowcy przestrzegaliśmy jeszcze trzy lata temu jak weszły te założenia reformy" - powiedział.
"16 lipca w Warszawie zostaną ogłoszone wstępne wyniki. Na dzień dzisiejszy brakuje 4 tys. miejsc dla kandydatów. Miasto robi co może, żeby te miejsca znaleźć. Nie wiemy, jak to się skończy 25 lipca, gdy będą ogłoszone listy przyjętych. Należy się spodziewać rozczarowań, frustracji, odwołań od decyzji komisji rekrutacyjnych" - dodał.(PAP)
Autorka: Monika Witkowska
mowi/ mhr/