Dla rządu i MEN jest oczywiste, że nauczyciele zarabiają za mało i mają prawo do protestu – powiedziała w czwartek wiceszefowa MEN Marzena Machałek. Zaznaczyła, że od 2012 r. nie było podwyżek dla nauczycieli, dlatego obecny rząd konsekwentnie realizuje podwyżki w oświacie.
W czwartek w Sejmie trwa dyskusja w związku z wnioskiem klubu PO-KO o informację MEN "w sprawie kryzysu w oświacie i planowanego protestu nauczycieli".
Przedstawicielka wnioskodawców Urszula Augustyn (PO-KO) podkreśliła, że sytuacja w polskich szkołach z dnia na dzień staje się coraz trudniejsza. "Nigdy w historii edukacji nie było takiego momentu, żebyśmy mieli taki chaos, taki bałagan i żebyśmy mieli do czynienia z taką arogancja" – powiedziała. Dodała, że "nauczyciele zapowiadają przystąpienie do strajku, a rząd uważa, że tego problemu nie ma". "Wygląda na to, że rząd nie chce rozwiązać problemu, ponieważ zasiada do rozmów ostatniej szansy ze związkowcami zupełnie nieprzygotowany, bez żadnej nowej oferty" – oceniła.
"40 mld na tuszowanie afer PiS-owskich ze Srebrną w roli głównej znalazło się z dnia na dzień. Kilku miliardów na podwyżki dla nauczycieli znaleźć się nie da, bo się po prostu nie chce" – mówiła posłanka.
"Gdzie jest ta wasza prawdziwa troska o dzieci, kiedy rodzice siódmoklasistów i tegorocznych ósmoklasistów mówią o tym, jak dzieci są przemęczone, jak jest przeładowany program, w jakim żyją stresie, jakie mają koszmary, lęki, depresje i schorzenia na tle nerwowym. Wtedy wasza troska się nie odzywa? Wtedy nie martwicie się o to, że nabałaganiliście tak, że te dzieciaki w dwa lata uczą się tego, co ich rówieśnicy uczyli się w trzy lata? Teraz tej troski nie widać" – powiedziała Augustyn.
Zaznaczyła, że to samorządy organizują sztaby kryzysowe i starają się zorganizować opiekę dla dzieci. "Gdzie w tym wszystkim jest pani (Anna) Zalewska? Nie ma jej, bo nawet rząd uznał, że lepsza będzie w negocjacjach pani premier (Beata) Szydło. Jest czwartek, z nikim nie rozmawia, negocjacji nie prowadzi. Pani minister się spakowała i wyjeżdża. Mam nadzieję, że za to, że spakowała wcześniej polską edukację, wyborcy wystawią jej rachunek" – podkreśliła posłanka PO-KO.
Przedstawiając informację wiceminister edukacji Marzena Machałek zapewniła, że dla rządu i MEN jest "oczywiste", że nauczyciele "zarabiają za mało i mają prawo do protestu i do tego, by walczyć o godne płace". "I to jest jasne. Tylko jest pytanie, dlaczego dzisiaj tak jest, dlaczego nauczyciele dzisiaj są tak zdeterminowani? I przypomnę, że od 2012 r. nie było żadnych podwyżek" – powiedziała. Dodała też, że minister edukacji w rządzie PO-PSL, planując budżet na 2016 r., nie przewidziała pieniędzy na podwyżki dla nauczycieli.
"Przypomnę, co zastaliśmy w 2015 r.: 43 tys. nauczycieli straciło pracę, nauczyciele musieli pracować za darmo w ramach tzw. godzin karcianych, zlikwidowano de facto nadzór pedagogiczny w szkołach, zredukowano kształcenie ogólne, wypchano na siłę sześciolatki do szkół, szkoły zawodowe kształciły tak, że wielu ich absolwentów po ukończeniu szkoły było osobami bezrobotnymi. I to była rzeczywistość, z którą od 2015 r. się mierzymy" – powiedziała wiceminister.
Machałek podkreśliła, że rząd konsekwentnie realizuje podwyżki zapowiedziane przed dwoma laty przez minister Annę Zalewską i premier Beatę Szydło.
Wyraziła nadzieję na porozumienie w rozmowach rządu z oświatowymi związkami zawodowymi. "Rozmowy są dalej zapowiadane, dalej będą przedstawiane propozycje. Mamy nadzieję, ufamy, że dojdziemy do porozumienia" – powiedziała. Podała, że w sumie w 2019 r. nauczyciele otrzymają 15 proc. podwyżki (pierwsza była zrealizowana od stycznia, kolejną nauczyciele mają otrzymać we wrześniu).
Wiceminister mówiła, że po wdrożeniu tej podwyżki wynagrodzenie zasadnicze nauczyciela stażysty wyniosłoby 2780 zł, nauczyciela kontraktowego 2860 zł, nauczyciela mianowanego 3248 zł, a dyplomowanego 3815 zł. Średnie wynagrodzenie nauczyciela stażysty to 3335 zł, nauczyciela kontraktowego 3702 zł, nauczyciela mianowanego 4803 zł i nauczyciela dyplomowanego 6137 zł.
Przypomniała, że MEN zaproponowało także skrócenie stażu i tym samym przyspieszenie ścieżki awansu zawodowego nauczycieli, określenie minimalnej wysokości dodatku za wychowawstwo (300 zł), dodatek +na start+ dla nauczycieli zaczynających karierę zawodową oraz zmniejszenie biurokracji.
W czasie czwartkowej dyskusji w Sejmie nad przedstawioną informacją posłowie istotnie różnili się w opiniach na temat systemu edukacji w Polsce.
"Jeżeli przez te trzy i pół roku tak wspaniale naprawialiście oświatę, tak wszystko zmieniliście, tak poszliście na rękę nauczycielom, rodzicom, tak bardzo podnieśliście płace, to dlaczego 80 proc. szkół przystąpiło do strajku i dlaczego zagrożone są egzaminy? (…) Jeżeli jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle" – pytała była szefowa MEN Krystyna Szumilas (PO-KO).
Zbigniew Dolata (PiS) mówił, że gdy słyszy głosy troski o nauczycieli z ust posłów PO, to "przypomina mu się ludowe porzekadło – diabeł ubrał się w ornat i ogonem na mszę dzwoni".
Elżbieta Gapińska (PO-KO) oceniła zaś, że obecna sytuacja w oświacie jest najpoważniejsza od 25 lat.
"Trzeba porównywać, co się działo za rządów Platformy, bo tylko wtedy widać, jaka jest różnica, co się zmieniło. Musieliśmy niestety naprawiać to, co zepsuliście" – ripostował Dariusz Piontkowski (PiS).
"To w wyniku deformy systemu oświaty minister Anny Zalewskiej jest chaos i widać to gołym okiem i chyba trzeba być ślepym, by tego nie dostrzegać" – przekonywała Małgorzata Niemczyk (PO-KO). "Zapowiadaliście wielką reformę edukacji, a oto, co wam wyszko: kryzys i to w potężnej skali. Jak mogliście doprowadzić do takiego chaosu w polskiej oświacie?" – mówiła z kolei Małgorzata Pępek (PO-KO).
Rafał Grupiński (PO-KO) wskazywał, że "wielki reformator, także w kwestii wychowania, Jan Jakub Rousseau pisał traktaty o wychowaniu dzieci i młodzieży, a jednocześnie całą piątkę swoich dzieci oddał do przytułków". "Tak mniej więcej wygląda rozdźwięk między tym, co mówicie na temat polskiej szkoły, a tym, co tak naprawdę robicie. To jest kwestia odpowiedzialności moralnej, nie tylko politycznej, ale odpowiedzialności przed przyszłymi pokoleniami" – mówił.
Barbara Dziuk (PiS) podkreślała zaś, że reforma, którą przeprowadza obecnie rząd Prawa i Sprawiedliwości przynosi efekty.
Machałek odpowiadając na pytania posłów stwierdziła, że to opozycja próbuje wprowadzać chaos swoimi "emocjami i manipulacjami".
"Mówmy o edukacji w sposób właściwy, dyskutujmy merytorycznie, nie wykorzystujmy emocji nauczycieli, którzy mają prawo do tych emocji. Jestem urlopowanym nauczycielem i wiem, że nauczyciele nigdy nie zarabiali dobrze. Pamiętam, jak byłam nauczycielem i powiem to w cudzysłowie: widziałam jak nauczyciele klepali biedę. Tę sytuację trzeba naprawić i my ją konsekwentnie naprawiamy" - podkreśliła wiceminister.
"Podnosimy wynagrodzenia nauczycieli, przygotowaliśmy dodatkową podwyżkę i to nie jest nasze ostatnie słowo. Trzeba przygotować system wynagradzania nauczycieli, żeby docelowo można było stworzyć takie warunki, by wszyscy nauczyciele godnie zarabiali" - dodała.
Od ubiegłego tygodnia trwają rozmowy strony rządowej ze związkowcami. Obrady Rady Dialogu Społecznego o sytuacji w oświacie zawieszone do piątku do godz. 8. Jak poinformowała w środę wieczorem wicepremier Beata Szydło w piątek rząd zaprezentuje związkowcom nową propozycję, ma ustosunkować się również do propozycji ZNP i FZZ.
We wtorek ZNP i FZZ wycofały się z żądania podwyżki o 1000 zł od stycznia tego roku, na rzecz 30-procentowego wzrostu wynagrodzeń. Na spotkaniu w środę ZNP i FZZ po raz kolejny zmodyfikowały swój postulat – zaproponowały by wzrost o 30 proc. rozłożyć na dwie raty: 15 proc. od 1 stycznia, 15 proc. od 1 września. (PAP)
Autorki: Danuta Starzyńska-Rosiecka, Olga Zakolska, Karolina Kropiewic, Katarzyna Lechowicz-Dyl
dsr/ ozk/ kkr/ ktl/ mhr/