Przy wprowadzaniu każdej dużej reformy, a reforma edukacji właśnie taka jest, pojawia się niepokój. Dlatego reagowałam na każdy sygnał, razem z kuratorami pomagaliśmy szkołom - powiedziała w rozmowie z PAP minister edukacji narodowej Anna Zalewska, podsumowując rok szkolny 2017/2018.
PAP: Mijający rok szkolny był pierwszym wprowadzania reformy edukacji - uczniowie, którzy w czerwcu ub.r. skończyli VI klasę szkoły podstawowej, zamiast pójść we wrześniu do gimnazjum, rozpoczęli naukę w VII klasie, zaczęło się wygaszanie gimnazjów...
Anna Zalewska: Aby tak się stało, musiało się zadziać wiele rzeczy. Najpierw uchwalona została przez parlament i podpisana przez prezydenta Andrzeja Dudę ustawa Prawo Oświatowe. Potem trzeba było zmienić ponad 100 rozporządzeń. Opracować nowe podstawy programowe i nowe podręczniki. Ze wszystkim zdążyliśmy. Mogliśmy spokojnie wejść w nowy rok szkolny.
PAP: Wprowadzaniu reformy towarzyszył opór części rodziców, nauczycieli i samorządowców. W zeszłym roku o tej porze związkowcy alarmowali, że w wyniku reformy wielu nauczycieli straci pracę.
A.Z.: Przed wprowadzeniem reformy deklarowaliśmy, że wszystko mamy zaplanowane i policzone. Deklarowaliśmy, że nie będzie zwolnień nauczycieli, za to pojawią się dodatkowe miejsca pracy. I rzeczywiście pojawiło się 17 768 dodatkowych etatów.
PAP: Po rozpoczęciu roku szkolnego w mediach i w internecie pojawiały się jednak informacje, że są problemy, że szkoły podstawowe są przepełnione z powodu dodatkowego rocznika, że w niektórych pojawiła się dwuzmianowość.
A.Z.: Przy wprowadzaniu każdej dużej reformy, a reforma edukacji właśnie taką jest (dotyczy ona prawie 5 mln uczniów i słuchaczy, a także ponad 600 tys. nauczycieli) pojawia się niepokój. Reagowałam na każdy sygnał, nie polemizując, ale sprawdzając i wyciągając wnioski. Razem z kuratorami oświaty pomagaliśmy szkołom, kiedy pojawiał się jakikolwiek problem i gdy była taka potrzeba. Jeśli chodzi o tzw. dwuzmianowość, nie wynika ona z reformy edukacji, ale z tego, że subwencja oświatowa naliczana jest na konkretne dziecko. Samorządy mają naturalną pokusę, aby kumulować dzieci w jednym budynku, a nie w dwóch, bo to samorząd ponosi koszty utrzymania. Udało się jednak mimo niepokojów czy głośnych dyskusji, dotrzeć do świadomości społecznej i przypomnieć, że za infrastrukturę szkolną oraz sieć szkolną odpowiadają właśnie samorządy. Miło jest słyszeć, że wszyscy kandydaci na prezydentów wielkich miast, także Warszawy, już nie polemizują, nie dyskutują, ale mówią, że trzeba budować nie tylko żłobki i przedszkola, ale także szkoły. To po stronie samorządów jest odpowiedzialność za dążenie do tego, by we wszystkich szkołach była jedna zmiana i te rozwiązania chcemy wspierać.
PAP: We wrześniu obecni siódmoklasiści rozpoczną naukę w klasach ósmych, w gimnazjach będzie mniej uczniów o kolejny rocznik. Czy tak jak w tym roku MEN będzie monitorować, jak wygląda nauka w szkołach podstawowych, jakie będą warunki nauki? Czy będzie monitorować zatrudnienie nauczycieli, zwolnienia?
A.Z: Jeżeli chodzi o etaty nauczycielskie, stało się tak jak zapowiadałam, jest ich więcej o ponad 17 tys. Jeżeli w ubiegłym roku dochodziło do ruchu kadrowego, który jest naturalnym procesem, to był on na takim poziomie jak rok, dwa czy trzy lata temu, łącznie z urlopami dla poratowania zdrowia czy odejściami na emeryturę. Przypominam, że rząd Zjednoczonej Prawicy zrealizował deklarację o powrocie do wcześniejszego wieku emerytalnego - 60 lat dla kobiet, 65 lat dla mężczyzn. To miało wpływ na podejmowanie decyzji o wcześniejszym przechodzeniu na emeryturę także przez nauczycieli.
W wyniku reformy edukacji powstało nie tylko ponad 17 tys. nowych etatów, ale także zwiększyła się liczba godzin. Średnio na jednego nauczyciela przypada jedna godzina więcej. Dla przykładu wiceprezydent Warszawy przed wejściem w życie reformy mówił o zwolnieniach ponad 2 tys. nauczycieli, tymczasem ma ponad tysiąc ofert pracy. Tak samo będzie w nowym roku szkolnym - od września pojawią się dodatkowe miejsca pracy dla nauczycieli.
Jeśli chodzi o obawy nauczycieli dotyczące jesieni 2019 r., gdy w systemie nie będzie już gimnazjów, to przypominam, że tylko kilkaset gimnazjów na kilka tysięcy jest wygaszanych. Ponad 60 proc. gimnazjów przed reformą funkcjonowało w zespołach szkół, większość ze szkołą podstawową. Tam nawet nie podejmowano uchwał o połączeniu szkół, bo działo się to na mocy ustawy. Nauczyciele odnajdują się w nowej sytuacji. Nikt nie czeka z szukaniem pracy na ostatnią chwilę. Nauczyciele myślą z wyprzedzeniem o swojej przyszłości zawodowej.
Myślimy też w MEN o tym, czy w jakiś sposób nie wzbogacić wag w subwencji oświatowej, by powiaty, które zatrudnią nauczycieli z gimnazjów w szkołach ponadpodstawowych, dostały na to dodatkowe środki. Przeprowadzamy bardzo dużo spotkań w całej Polsce i mamy jednoznaczne sygnały od starostów, którzy są zainteresowani tym, aby przyjmować nauczycieli w swoich powiatach. Dlatego nie wydaje się, aby był kłopot, ale oczywiście z pokorą wszystko analizujemy. W październiku br. uzyskamy aktualne dane z Systemu Informacji Oświatowej dotyczące zatrudnienia nauczycieli w roku szkolnym 2018/2019 oraz prognozy.
PAP: W mijającym roku szkolnym w kwietniu nauczyciele dostali podwyżkę - ich wynagrodzenia wzrosły o 5,35 proc. Wszystkie związki zawodowe zgodnie mówiły, że to dobrze, że jest podwyżka, ale że za niska. Czy w przyszłym roku mogą liczyć na wyższą?
A.Z.: W ubiegłym roku pod koniec kwietnia zadeklarowałam, że będzie podwyżka - trzy razy po 5 proc. Powtórzyłyśmy to z panią premier Beatą Szydło na rozpoczęciu roku szkolnego. Zapowiedziałyśmy również, że pierwsza podwyżka będzie w kwietniu 2018 r., a następne w styczniu 2019 r. i w styczniu 2020 r. Podwyżka o 5,35 proc. jest pierwsza. Przypominam przy okazji, że poprzedni wzrost wynagrodzeń nauczycieli był w 2012 r. przy jednoczesnym wprowadzeniu tzw. godzin karcianych, czyli przy podwyższeniu pensum. Obniżyłam z powrotem pensum, likwidując "godziny karciane".
Podwyżkę wynagrodzeń nauczycieli od 1 stycznia 2019 r. zgłosiłam już do projektu budżetu na przyszły rok. Dotrzymujemy słowa i będą dodatkowe środki do subwencji oświatowej. To będzie 5 proc. liczone od kwoty podwyższonej w tym roku o 5,35 proc. W styczniu 2020 r. łącznie podwyżka wyniesie 15,8 proc. Dodatkowo będzie już dodatek w wysokości 500 zł dla wyróżniających się dyplomowanych nauczycieli.
PAP: Czy jest możliwe, aby już w przyszłym roku podwyżka była wyższa niż 5 proc.?
A.Z.: Rozumiem nauczycieli, którzy się niecierpliwią, ale takie są możliwości budżetu. Nauczyciele to duża grupa zawodowa - ponad 600 tys. osób. Przykładowo: podwyżka o 5,35 proc. od kwietnia tego roku to dodatkowy koszt dla budżetu wysokości 1 mld 200 mln zł.
PAP: Wspomniany dodatek dla wyróżniających się nauczycieli łączy się z zupełnie nowym system oceny pracy nauczycieli. Przez kilka miesięcy trwała o tym dyskusja - to był trzeci gorący temat obok reformy i podwyżek. Dyskutowano m.in. nad tym, czy jednym z kryteriów może być ocena moralna, jak MEN proponowało w pierwotnym projekcie rozporządzenia. Ostatecznie z tego kryterium zrezygnowaliście. Pozostała jednak, krytykowana przez związkowców, zasada, że kryteria oceny nauczycieli określa minister edukacji narodowej, a wskaźniki oceny dyrektor każdej szkoły w regulaminie.
A.Z.: Krytycy systemu zarzucają, że w efekcie będzie tyle regulaminów, ile szkół, ale tak właśnie powinno być. Szkoły są różne, działają w różnych warunkach, co roku przychodzą do nich inne dzieci.
PAP: Obiecała pani, że MEN przygotuje wzorcowe regulaminy dla szkół. Kiedy je państwo przedstawią? Nowy system oceny nauczycieli wchodzi w życie we wrześniu.
A.Z.: Jesteśmy gotowi z wzorcowym regulaminem. Przedstawimy go jeszcze przed końcem roku szkolnego. Podkreślam - to będzie przykładowy regulamin. Szkoły będą mogły go wykorzystać, przygotować swoje regulaminy na jego podstawie albo przygotować je zupełnie samodzielnie.(PAP)
Rozmawiała: Danuta Starzyńska-Rosiecka
dsr/ wus/ krap/