W piątek 15 lutego mija 50 lat od premiery filmu Jerzego Hoffmana i Edwarda Skórzewskiego "Gangsterzy i filantropi". "To taka prebarejowska komedia, która fantastycznie przetrwała próbę czasu" – ocenia Andrzej Bukowiecki, krytyk filmowy.
Jerzy Hoffman i Edward Skórzewski poznali się podczas egzaminów wstępnych na studia reżyserskie w moskiewskim Wszechzwiązkowym Państwowym Instytucie Kinematografii. Panów, oprócz przyjaźni, połączyła współpraca zawodowa. Po ukończeniu moskiewskiej szkoły filmowcy wrócili do Polski i wspólnie nakręcili ponad dwadzieścia krótkometrażowych filmów dokumentalnych. Następnie postanowili zająć się filmem fabularnym.
Prace scenariuszowe ciągnęły się ponad dwa lata. Podstawę fabularną składającą się z trzech nowel napisali Hoffman i Skórzewski. Jerzy Bossak, kierownik artystyczny Zespołu Filmowego Kamera, postanowił wysłać nowele do zawodowego scenarzysty.
"Dostał je Stawiński i zwrócił tekst, który przestał być komedią, a stawał się poważnym dramatem. Teraz z kolei my to poprawialiśmy. W końcu za dialogi wziął się Czeszko, a gdy trzecią nowelę odrzucono z powodów cenzuralnych, to drugą trzeba było rozbudować, żeby wypełnić czas kinowy" – wspominał Jerzy Hoffman na kartach książki "Hoffman: chuligana żywot własny" Stanisława Zawiślańskiego.
"... dzisiaj ten film jest w dużej mierze także dokumentalnym. Zdjęcia zrobił tu Jerzy Lipman, który był pierwszym polskim operatorem wyczulonym na rzeczywistość. Możemy zobaczyć prawdziwą Warszawę z początku lat 60., z autentycznymi restauracjami i ulicami, gdzie było 10 samochodów na krzyż" – podkreślił w rozmowie z PAP Andrzej Bukowiecki, krytyk filmowy.
Ostatecznie scenariusz składał się z dwóch nowel. W pierwszej gangster o pseudonimie "Profesor" organizuje napad na samochód wiozący utarg z domu handlowego do banku. Plan jest niezwykle precyzyjny, ale nawet najprzebieglejszy złoczyńca nie jest w stanie przewidzieć wszystkich utrudnień, na jakie można trafić w Warszawie. W drugiej noweli safandułowaty chemik Anastazy Kowalski zostaje w restauracji przypadkiem uznany za kontrolera jakości i zaczyna utrzymywać rodzinę z oferowanych mu przez restauratorów łapówek.
Trzecia, odrzucona przez cenzurę nowela opowiadała o dwóch biedakach, którzy przypadkiem odkrywają, że pusta butelka w skupie jest droższa niż ta sprzedawana z żurkiem w środku. Bohaterowie szybko rozkręcają interes polegający na kupowaniu żurku w spółdzielni, wylewaniu zawartości i sprzedawaniu pustych flaszek. W końcu "biznesmeni" wpadają w ręce milicji z powodu śniętych ryb w rzeczce, do której wylewano żurek.
Film skierowano do produkcji 25 stycznia 1961 roku. Zdjęcia rozpoczęły się 16 kwietnia i trwały do 12 lipca 1962 roku. W pierwszej noweli zagrali m.in.: Gustaw Holoubek, Kazimierz Opaliński i Gustaw Lutkiewicz. W drugiej części przed kamerą pojawili się: Wiesław Michnikowski, Hanka Bielicka, Ryszard Pietruski oraz reżyser Stanisław Bareja w epizodzie gościa w restauracji.
Tandem reżyserski był dobrze oceniany przez wykonawców. "Byli to dwaj sympatyczni, trochę nieśmiali młodzieńcy i naprawdę nie wiem, który z nich przejawiał większą inicjatywę na planie. Omawiali ze sobą każde ujęcie i zgodnie troszczyli się, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Patrzyłam z podziwem na ich codzienną walkę z trudnościami technicznymi" – wspominała Hanka Bielicka przywołana na kartach książki "Filmy, wojny i rozróby: rozmowy z Jerzym Hoffmanem".
Film miał swoją premierę 15 lutego 1963 roku. Krytycy przychylnie odnieśli się do obrazu, choć nie obeszło się bez wytykania pewnych niedociągnięć. "Po filmie pary znanych dokumentarzystów Hoffmana i Skórzewskiego widać, że to debiut. Nie wszystko w tym filmie zapięte jest na ostatni guzik. W drugiej zwłaszcza noweli dają się odczuć dłużyzny. (...) Poza jednak drobnymi zarzutami jest to debiut udany" – oceniał Krzysztof Teodor Toeplitz w czasopiśmie "Świat".
Obraz Hoffmana i Skórzewskiego stanowił także punkt wyjścia dla rozważań o stanie ówczesnej kinematografii. "Zastanawiające jest, że na film w rodzaju +Gangsterów i filantropów+, film przecież nie odkrywający Ameryki, film skromny, bez większych ambicji merytorycznych czy artystycznych, trzeba u nas czekać jak na zbawienie, a kiedy się już pokaże – cieszyć jak z arcydzieła. Czyżby istniało w Polsce tak mało ludzi dowcipnych?" – ubolewał Stanisław Janicki w "Żołnierzu Wolności".
"Przy całej swojej cudnej kreacyjności i stylizacji na angielską komedię w pierwszej noweli oraz troszkę komedię włoską w drugiej, dzisiaj ten film jest w dużej mierze także dokumentalnym. Zdjęcia zrobił tu Jerzy Lipman, który był pierwszym polskim operatorem wyczulonym na rzeczywistość. Możemy zobaczyć prawdziwą Warszawę z początku lat 60., z autentycznymi restauracjami i ulicami, gdzie było 10 samochodów na krzyż" – podkreślił w rozmowie z PAP Andrzej Bukowiecki, krytyk filmowy.
Zgodny i produktywny duet reżyserski, mimo nakręcenia wspólnie jeszcze dwóch filmów, nie wytrzymał próby czasu i nałogu alkoholowego Skórzewskiego. "Edek umawiał się i nie zjawiał. Szukałem go ja, jego żona, matka. (...) Koniec końców nasz duet rozpadł się. Oczywiście, zastanawiałem się, czy potrafię samodzielnie reżyserować, ale nie miałem wyjścia - musiałem. (...) I ja pracowałem dalej, a on coraz więcej pił, niestety" – wspominał Hoffman w książce "Hoffman: chuligana żywot własny".
Jerzy Hoffman już samodzielnie kontynuował karierę i do annałów polskiego kina przeszedł jako twórca takich filmów jak "Pan Wołodyjowski", "Potop", "Trędowata", "Znachor", "Ogniem i mieczem". Jego ostatnim obrazem jest "1920 Bitwa Warszawska" (2011). (PAP)
tpo/ hes/