Polski gen wolności jako inspiracja dla węgierskiej opozycji w latach komunizmu był tematem pierwszej debaty, która odbyła się w piątek w Gdyni na XII Festiwalu NNW. Dla nas Polska była krajem, gdzie można było oddychać - podkreślił były węgierski opozycjonista dr Imre Molnar.
Sprzeciw Polaków wobec komunizmu - jak ocenił dr Molnar, historyk i dyplomata - był doświadczeniem, który wywarł wpływ na węgierską opozycję antykomunistyczną.
"Dla nas Węgrów Polska była takim krajem, gdzie można było oddychać, bo było w nim trochę więcej wolności" - podkreślił Molnar, wspominając m.in. działania Komitetu Obrony Robotników i całej polskiej opozycji demokratycznej w latach 70., a przede wszystkim powstanie "Solidarności" po strajkach z lata 1980 r. Zastrzegł też, że uwaga ta nie dotyczy okresu po grudniu 1981 r., gdy władze PRL wprowadziły stan wojenny, który dławił wszelkie ruchy wolnościowe.
Polska jednak - jak ocenił - pozostawała dla węgierskich opozycjonistów symbolem wolności. "Czuliśmy, że serce wolności, naszej wspólnej wolności, bije tu w Polsce" - mówił. Przypomniał przy tym słowa Stanisława Worcella o wielowiekowej przyjaźni obu narodów: "Węgry i Polska to dwa wiekuiste dęby, każdy z nich wystrzelił pniem osobnym i odrębnym, ale ich korzenie, szeroko rozłożone pod powierzchnią ziemi, i splątały się, i zrastały niewidocznie".
"Korzenie splątane są tak, że jak kwitnie jeden to kwitnie i drugi, a jak jeden wysycha to i wysycha drugi. Przeżywaliśmy ogromnie tę kwitnącą Polskę i to na tyle, że kiedyś powiedziałem jednemu z moich polskich przyjaciół: słuchaj, jeżeli Węgrzy wyginą z tej ziemi, to chciałbym być Polakiem" - dodał Molnar.
Okazją do spotkania z byłym węgierskim opozycjonistą, a także m.in. z posłanką PiS Joanną Lichocką i producentem i reżyserem filmowym Maciejem Pawlickim była publikacja "Węgierski łącznik" Grzegorza Górnego i Pawła Cebuli. To zbiór rozmów z Węgrami, którzy w czasach komunistycznych pełnili rolę pośredników między środowiskami opozycyjnymi w Polsce i na Węgrzech. Jednym z bohaterów książki jest dr Imre Molnar.
Historia wolności i Polaków i Węgrów - jak zwróciła uwagę posłanka PiS Joanna Lichocka - ma jednak wielowiekową tradycję. "Wywodzi się z tradycji państwowej Piastów, Andegawenów i Jagiellonów" - wyjaśniła, przypominając m.in. układ w Krewie z 1385 r. Zgodnie z porozumieniem pochodząca z rodu Andegawenów Jadwiga - koronowana na królową Polski - poślubiła Władysława Jagiełłę i oficjalnie dzieląc z nim władzę uczestniczyła w kluczowych wydarzeniach nowego układu sił w Europie.
Parlamentarzystka podkreśliła też, że Polska miała więcej czasu od Węgier na kształtowanie własnej republikańskiej, państwowej tradycji. "Myśmy mieli więcej szczęścia i zbudowaliśmy potężne państwo oparte na bardzo daleko idących wolnościach jednostki, oczywiście przede wszystkim to dotyczyło szlachty, ale nie tylko, bo sytuacja kobiet w Rzeczypospolitej, jeśli chodzi o prawo dziedziczenia, udział w zarządzaniu majątkiem, samodzielność, była nieporównywalnie lepsza niż było to w Europie Zachodniej" - zaznaczyła Lichocka.
Oceniła też, że świetnym przykładem postaci łączącej "polsko-węgierski gen wolności" był Maurycy Beniowski - XVIII-wieczny podróżnik, autor pamiętników, uczestnik konfederacji barskiej, zesłany przez władze carskie na Kamczatkę, skąd zbiegł do Francji, a następnie w jej imieniu dokonał podboju Madagaskaru. "To był Polak, Węgier, Słowak - szlachcic, który był oficerem konfederacji barskiej, i który tak naprawdę powinien być naszym wspólnym - Trójmorza - towarem eksportowym, hollywoodzkim wręcz" - dodała.
Wspomnieniami dotyczącymi relacji polsko-węgierskich w kontekście zmagań z komunizmem podzielił się z kolei Piotr Jegliński, założyciel wydawnictwa "Spotkania", które w okresie PRL-u drukowało zakazane książki. Wydawca zwrócił jednak uwagę, że od przeszłości niemniej ważna jest przyszłość obu narodów. "Bardzo wiele chmur nad nami się zbiera i przypominają mi się słowa na emigracji w Londynie pułkownika Józefa Smoleńskiego - bardzo bliskiego współpracownika Józefa Piłsudskiego z 1. Pułku Szwoleżerów, który powiedział, że jego pokolenie po odzyskaniu niepodległości myślało, że będzie je miało na zawsze, ale okazało się, że o niepodległość trzeba walczyć stale, bo nie jest dana na zawsze" - przypomniał Jegliński.
Debatę o wzajemnych wpływach polsko-węgierskich poprzedził pokaz filmu "Bez śladu" w reż. Tomasa Novaka. Jego bohaterem jest Ede Atzel - węgierski baron, który podczas II wojny światowej podjął najpierw walkę z Niemcami i strzałokrzyżowcami, a następnie - gdy doszło do inwazji Armii Czerwonej - został aresztowany i zesłany do łagru w głąb Związku Sowieckiego. W tle opowieści o Atzelu przedstawiono m.in. działania Smierszu, czyli sowieckiego kontrwywiadu wojskowego, który na Węgrzech - podobnie jak w Polsce - instalował wspólnie z NKWD władze komunistyczne.
XII Międzynarodowy Festiwal Filmowy "Niepokorni Niezłomni Wyklęci" potrwa do niedzieli; w jego trakcie zaplanowano prezentację ok. 100 filmów fabularnych i dokumentalnych, głównie o tematyce historycznej. W piątek uroczystą inaugurację festiwalu zaplanowano z udziałem m.in. wicepremiera, ministra kultury i dziedzictwa narodowego Piotra Glińskiego. Twórcy festiwalu podkreślają, że w tym roku ważne miejsce zajmie tzw. blok węgierski, czyli filmy i debaty dotyczące współpracy Węgier z Polską w XX wieku, szczególnie podczas wojny 1920 roku oraz w II wojnie światowej. (PAP)
nno/ pat/