"Spektakularny wizualnie", "błyskotliwy", "piorunujący" - jak pisali zagraniczni krytycy - thriller Jerzego Skolimowskiego "11 minut", będący polskim kandydatem do Oscara, od piątku można oglądać w kinach. W obsadzie są m.in. Wojciech Mecwaldowski i Dawid Ogrodnik.
"To mój bardzo osobisty film. Zakładałem sobie, że dobrze by było, aby nikt nie pozostał obojętnym wobec niego, żeby reakcją widzów było albo zszokowanie, albo zaniepokojenie, albo odbiór jakiegoś ostrzeżenia" - powiedział o "11 minutach" Skolimowski, który po pierwszych pokazach tej produkcji w Polsce - na festiwalu w Gdyni - pytany był przez dziennikarzy, czy uważa się za katastrofistę.
Thriller, z akcją osadzoną w Warszawie, opowiada o mieszkańcach współczesnego miasta, których losy się przeplatają. Widz obserwuje te same 11 minut z życia różnych postaci - przedstawione w paralelnych wątkach dramaturgicznych.
Nieoczekiwany łańcuch zdarzeń przypieczętuje los bohaterów. Przed upływem ostatniej sekundy jedenastej minuty połączy ich wydarzenie, które definitywnie zaważy na ich życiu. Dojdzie do katastrofy.
"11 minut" to koprodukcja polsko-irlandzka. Skolimowski wyreżyserował ten film na podstawie własnego scenariusza. W obsadzie znaleźli się: Richard Dormer, Wojciech Mecwaldowski, Paulina Chapko, Dawid Ogrodnik, Andrzej Chyra, Agata Buzek, Piotr Głowacki, Mateusz Kościukiewicz, Jan Nowicki, Ifi Ude, Anna Buczek i Łukasz Sikora. Autorem zdjęć jest Mikołaj Łebkowski. Za montaż odpowiada Agnieszka Glińska. Muzykę skomponował Paweł Mykietyn.
Czy ludzkim losem rządzi przypadek, czy też owym przypadkiem steruje jakaś siła - to jedno z głównych pytań, do których skłania najnowszy film Skolimowskiego. Pytany o to w Gdyni reżyser odpowiedział pytaniem ze swojej strony: "Czy nie wydaje się państwu, że coraz bardziej jesteśmy zdezorientowani tym wszystkim, co się wokół nas dzieje?".
"Złowrogi zgiełk współczesnego świata oszałamia nas. Coraz bardziej tracimy kontrolę nad naszymi działaniami. Coraz bardziej stajemy się podatni na przypadek, zbiegi okoliczności. Mechanizm, który rządzi tym światem, doprowadza do sytuacji, które biorą górę nad naszymi zamierzeniami" - uważa Skolimowski.
W Gdyni pytano reżysera o jego podejście do świata i kierunku, w jakim w jego ocenie świat podąża; o to, czy Skolimowski jest optymistą, czy odwrotnie: pesymistą, a wręcz - katastrofistą, czy jest zdania, że świat zmierza ku katastrofie. "Według wszelkich znaków na ziemi i na niebie, nie zmierzamy ku promiennej przyszłości" - odparł Skolimowski.
"Wydaje się, że to, co nas czeka, to bardzo, bardzo trudne chwile - miesiące, lata. Nie widzę źródła, z którego mogłoby nadejść jakieś zbawienie dla tego świata. Wydaje mi się, że to się wszystko pogrąża w chaosie i w niemożności kontroli" - mówił reżyser.
"Ten film ma wiele znaczeń. Ja traktuję go trochę jak poemat, w którym użyte są metafory, symbole, znaki" - powiedział. Nie chciał sam wyjaśniać tych symboli, omawiać ich. Zachęcał, by widzowie sami je sobie przetłumaczyli.
W "11 minutach" przez bardzo krótki moment pojawia się na ekranie człowiek dźwigający krzyż. Dziwne znaki na niebie, tajemnicze punkty, widzą różni, nie znający się nawzajem, bohaterowie - na moment przed katastrofą. Jest też tajemniczy, mówiący coś mężczyzna, którego twarz ukazuje się na chwilę w telewizorze.
"Formuła, którą przyjąłem w tym filmie, polega na tym, że nie ma klasycznego rozwoju akcji, opowiadanej linearnie od a do z" - mówił w Gdyni Skolimowski. "To są strzępki obserwacji życia. Ważne jest to, co doprowadziło tych wszystkich ludzi do tego finału. Wśród nich są ludzie winni i niewinni. Czy ci, co są winni, ponieśli karę; czy ci, co są lekkomyślni, powodują te tragiczne wydarzenia; kto na co zasłużył - to są pytania, które można sobie zadawać po tym filmie" - uważa reżyser.
"11 minut" startowało w konkursie głównym tegorocznego 72. festiwalu w Wenecji. "Spektakularny wizualnie", "pozbawia tchu", "rozrywkowy i błyskotliwy", "piorunujący thriller" - pisano w recenzjach na łamach "La Liberation", "El Mundo", "Screen International", "La Repubblica".
We wrześniu film walczył o Złote Lwy na 40. festiwalu w Gdyni, gdzie jury przyznało ostatecznie Skolimowskiemu Nagrodę Specjalną "za oryginalność koncepcji artystycznej i profetyzm martwego piksela".
Decyzją powołanej przez minister kultury Małgorzatę Omilanowską komisji, "11 minut" jest polskim kandydatem do Oscara w kategorii obraz nieanglojęzyczny.
W Komisji Oscarowej zasiadali m.in.: reżyser "Idy" Paweł Pawlikowski (jako przewodniczący), producentka "Idy" Ewa Puszczyńska i dziennikarka Grażyna Torbicka.
"Wybraliśmy film jednego z najlepszych i najbardziej oryginalnych polskich reżyserów. Jego osoba i twórczość są dobrze znane i cenione na rynku amerykańskim. +11 minut+ to film uniwersalny, zrealizowany dynamicznym językiem filmowym, portretujący chaos, kakofonię i pustkę współczesnego świata" - powiedział o "11 minutach" Pawlikowski.(PAP)
jp/ par/