„Piaśnica” - film o masowych egzekucjach, głównie polskiej ludności cywilnej na Pomorzu, rozpoczętych jesienią 1939 r. przez Niemców, będzie miał swoją ogólnopolską premierę w poniedziałek w warszawskim Multikinie „Złote Tarasy”.
Wydarzenie patronatem honorowym objął wiceminister kultury Jarosław Sellin. Film w reżyserii Mariusza Sławińskiego zrealizowany został przez Muzeum Piaśnickie w Wejherowie, a sfinansowany ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Dokument powstał w ramach cyklu "Młyny historii".
Składający się z dwóch ok. 25-minutowych odcinków film wzbogacony został archiwaliami fotograficznymi i filmowymi, scenami fabularyzowanymi i animacją.
"Przychodzi chwila, kiedy film trzeba oddać widzom. Każdy widz jest ważny, szczególnie jednak zależy mi na młodych widzach. Żeby historia się nie powtórzyła" - podkreślił reżyser.
W informacji prasowej podano, że pierwsza część filmu traktuje o "codziennym wykuwaniu polskości Pomorza w dwudziestoleciu międzywojennym rękoma patriotów, którzy po inwazji niemieckiej w 1939 r. zginęli w Piaśnicy". Część druga to opowieść o mechanizmie zbrodni w Lasach Piaśnickich, zacieraniu przez Niemców jej śladów i ekshumacji ofiar.
"W czasie pracy nad scenariuszem zrozumiałem, że nie ma już wśród nas bezpośrednich świadków wydarzeń. Ludzi, którzy mogliby zaprosić odbiorców filmu do swojego świata, podzielić się pamięcią i prawdą o Piaśnicy. Historia potrzebuje takich bohaterów – ludzi, którzy przeżyli krwawą jesień, doświadczyli jej własnymi oczami. Stracili wtedy bliskich. Dlatego zdecydowaliśmy, że naszą +Piaśnicę+ wzbogacą fragmenty filmu Tadeusza Wudzkiego +Las Piaśnicki+. Ten film stał się dla mnie punktem wyjścia do dalszej pracy" - zdradził Sławiński.
Dodał, że do wybranych wypowiedzi świadków wydarzeń tam zarejestrowanych dodane zostały dokumenty pozyskane przez Muzeum Piaśnickie z niemieckich archiwów. "Te dokumenty to zeznania bezpośrednich sprawców piaśnickiej zbrodni. Obcowanie z tymi relacjami to trudne doświadczenie. Długo zastanawiałem się czy i jak je zilustrować. Ostatecznie zdecydowaliśmy, że w opowiedzeniu historii pomogą nam również wypowiedzi ekspertów, archiwalia, sceny inscenizowane oraz sceny wykonane w technice animacji. W tych ostatnich chciałem umieścić najtrudniejsze obrazy. Sceny egzekucji i zbrodnie popełniane przez Niemców" - podkreślił reżyser.
Zdjęcia do "Piaśnicy" powstawały w ciągu czterech dni listopada m.in. w Piaśnicy, Muzeum Techniki Wojskowej "Gryf" w Dąbrówce, Skansenie w Nadolu, na terenie starego Młyna Cyrklafa przy ulicy 12 Marca w Wejherowie, Kalwarii Wejherowskiej i Mini Muzeum - Bankowcu w Gdyni, czyli największym kubaturowo budynku mieszkalnym międzywojennej Gdyni; wykonał je Sebastian Jaworski.
Sławiński zwrócił uwagę, że ekipa realizacyjna składała się tylko z kilku osób. "Na planie pracowali: reżyser, operator, drugi operator odpowiedzialny za zdjęcia lotnicze, dwie osoby odpowiedzialne za produkcję, kostiumy i charakteryzację oraz kierowca. Ważną rolę pełnił koordynator grup rekonstrukcyjnych. Każdy z nas wykonywał pracę, za którą w +normalnej+ produkcji odpowiada kilka osób" - zauważył.
Jak mówił, w większość ról wcielili się aktorzy amatorzy, rekonstruktorzy, a nawet zwerbowana chwilę przed zdjęciami młodzież ze Strzelca. "Wszyscy bardzo zaangażowali się w projekt, jednak dopiero na planie uczyli się obcowania z kamerą" - dodał.
Sławiński wspominał, że pracowali szybko, bez podglądu, czyli monitora, na którym można ocenić, czy ujęcie się udało i jest poprawne technicznie. "Dopiero w montażowni mogłem zweryfikować efekty pracy. To bardzo stresujące, bo wszyscy ci ludzie zaufali nam. Oddali swoje twarze. Potem marzli, mokli licząc, że ten wysiłek ma sens. Dla wielu z nich prawda o Piaśnicy to ważna część życia. Historia kogoś z rodziny" - podkreślił. "Miałem nadzieję, że widz nie będzie czuł, że kilku profesjonalnym aktorom, którym powierzyliśmy najtrudniejsze zadania partnerują entuzjaści. Nie bałem się o to, jak wypadną rekonstruktorzy. Doświadczenie podpowiadało, że to fachowcy, od których można się uczyć. Trzeba tylko zaufać" - dodał.
Dyrektor Muzeum Piaśnickiego w Wejherowie Teresa Patsidis powiedziała, że projekt powstał po to, by uświadomić rozmiar zbrodni pomorskiej 1939 r., ale również po to, by przywracać należną pamięć o jej ofiarach. "Nasza opowieść filmowa przybliży Bohaterów Niepodległej, którzy swoim zaangażowaniem i codzienną pracą wykuwali polskość Pomorza, za co zapłacili najwyższą cenę" - zaznaczyła.
"Mam nadzieję, że kontakty nawiązane podczas pracy na planie filmowym zaowocują jeszcze wieloma różnorodnymi projektami edukacyjnymi. Dorobek ofiar zbrodni pomorskiej, przedwojennej elity, to dla nas zobowiązanie kontunuowania rzetelnej pracy na rzecz naszej Ojczyzny" - dodała.
W informacji prasowej podkreślono, że "zbrodnia w Piaśnicy określana jest jako największa na Pomorzu i jedna z pierwszych na tak ogromną skalę w Europie". Dodano, że w ramach przeprowadzonej przez Niemców akcji "Tannenberg", a potem "Intelligenzaktion" na Pomorzu zamordowano około 30 tys. osób. Zwrócono uwagę, że szacunkowo w Wielkopolsce zginęło 10 tys., na Śląsku 1500, a na północnym Mazowszu 1000 osób. "W Lasach Piaśnicy z rąk niemieckich katów życie straciło według różnych źródeł od 10 do 14 tys. ludzi" - podano.
Po ogólnopolskiej premierze filmu Muzeum Piaśnickie w Wejherowie na początku 2019 r. planuje premierę kaszubską. O terminie poinformuje wkrótce.
Niemcy rozpoczęli masowe egzekucje w lesie w Piaśnicy w połowie października 1939 r. Hitlerowcy zamordowali tam głównie przedstawicieli polskiej inteligencji: nauczycieli, wojskowych, urzędników, duchownych, działaczy społecznych i politycznych z Pomorza Gdańskiego, ale także cudzoziemców, w tym pacjentów niemieckich szpitali psychiatrycznych przywożonych pociągami z III Rzeszy.
Dla zatarcia śladów zbrodni hitlerowcy sprowadzili więźniów z obozu koncentracyjnego Stutthof, którzy latem i jesienią 1944 r. musieli wydobywać ze zbiorowych grobów zwłoki ofiar i je palić. Trwało to kilka tygodni. Po wykonaniu pracy więźniów rozstrzelano, a ich ciała spalono i pochowano w lesie.
Wielu sprawców mordów w piaśnickich lasach zostało po II wojnie światowej osądzonych. W poszukiwaniu pozostałych winnych w kwietniu 1967 r. Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Gdańsku wszczęła śledztwo. Po zgromadzeniu wielu dowodów i wyjaśnieniu części istotnych okoliczności zbrodni, zostało ono zawieszone w 1975 r. We wrześniu 2011 r. postępowanie zdecydował się podjąć na nowo gdański IPN, którego prokuratorzy próbują ustalić nieznane dotąd okoliczności mordów, a także jak najpełniejszą liczbę i imienną listę ofiar. (PAP)
autor: Katarzyna Krzykowska
ksi/ agz/