„Everything Went Fine” nie jest ani za ani przeciw eutanazji. Tym, co najbardziej przyciągnęło mnie do tej historii, była relacja ojca i córki - powiedział w czwartek Francois Ozon. Jego film z Andre Dussollierem i Sophie Marceau w rolach głównych uczestniczy w konkursie głównym 74. festiwalu w Cannes.
Obraz jest adaptacją autobiograficznej książki "Tout s'est bien passé" Emmanuelle Bernheim, zmarłej w 2017 r. przyjaciółki Ozona, która współtworzyła z nim scenariusze do "Basenu" i "5x2 pięć razy we dwoje". Emmanuelle (grana przez Sophie Marceau) to pisarka, która właśnie dowiedziała się, że jej ojciec, kolekcjoner sztuki i przedsiębiorca Andre (Andre Dussollier) przeszedł rozległy udar. Mężczyzna będzie wymagał stałej opieki lekarskiej i nigdy nie odzyska pełnej sprawności. Dla energicznego, aktywnego Andre ta wiadomość brzmi jak wyrok. Choć Emmanuelle razem ze swoją siostrą Pascale (Geraldine Pailhas) czuwają przy jego łóżku niemal cały czas, Andre nie może pogodzić się z tym, co go spotkało. Pewnego dnia zwierza się Emmanuelle, że chciałby poddać się eutanazji i prosi córkę o pomoc w załatwieniu wszelkich formalności.
Kiedy w 2013 r. książka Bernheim ukazała się na rynku, pisarka zasugerowała Ozonowi, że mógłby przenieść ją na wielki ekran. Jednak reżyser nie był na to gotowy. "Jej historia głęboko mnie poruszyła, ale wydawało mi się, że nie jestem w stanie stworzyć adaptacji. Dałem sobie czas. Po śmierci Emmanuelle ponownie sięgnąłem po jej książkę i uznałem, że może nadszedł właściwy moment. Byłem już wtedy w zupełnie innym punkcie życia – kilka lat starszy, po stracie bliskiej osoby. Zdecydowałem, że tym razem podejmę wyzwanie. Zacząłem pisać scenariusz i myśleć o aktorach, których bardzo cenię, a z którymi nigdy nie miałem okazji pracować. Jedną z takich osób była Sophie Marceau. Zareagowała na moją propozycję bardzo pozytywnie. W ciągu jednego dnia przeczytała książkę i zgodziła się wystąpić w filmie" – wspominał Ozon podczas czwartkowej konferencji prasowej.
Reżyser zaznaczył, że film jest hołdem dla jego zmarłej przyjaciółki, a nie manifestem światopoglądowym. "Tym, co najbardziej przyciągnęło mnie do tej historii, była relacja ojca i córki. Pozostałe kwestie były na dalszym planie. Chciałem pokazać, jak trudne dla tej kobiety było przejście przez cały ten proces razem ze swoim ojcem i jakie ryzyko poniosła - bo we Francji prawo zabrania przeprowadzania eutanazji. Jest ona natomiast legalna w Szwajcarii i kilku innych państwach. Nie sądzę, że mój film opowiada się za lub przeciw. Po prostu prezentuje bardzo osobistą historię i skłania widza do postawienia samemu sobie pytania dotyczącego życia i śmierci. Osobiście nie wiem, co bym zrobił w takiej sytuacji, czy miałbym taką odwagę jak Emmanuelle i Pascale. Trudno powiedzieć jak byśmy się zachowali, dopóki nie doświadczymy czegoś na własnej skórze" – zwrócił uwagę.
Sophie Marceau, która nie znała osobiście Bernheim, budowała jej postać głównie na podstawie rozmów z Ozonem. "Według mnie, Emmanuelle jest osobą kochającą życie, bardzo wspierającą, troskliwą. Chce towarzyszyć swojemu ojcu aż do samego końca i nic dziwnego, że to właśnie ją ojciec prosi, by pomogła mu odejść. Sądzę, że ten film zachęca nas wszystkich do myślenia o sprawach ostatecznych, o tym, jak wyobrażamy sobie naszą śmierć. Mówi o miłości, nieustannie odwołując się do życia - nawet w kontekście śmierci. Bardzo cieszę się, że mogłam zagrać tę rolę. Jest wyjątkowa i wiem, że wiele aktorek chciałoby się znaleźć na moim miejscu" – stwierdziła. Przyznała też, że miała obawy, jak bliscy Bernheim ocenią jej pracę. "Nie chciałam ich zawieść. Zależało mi, by rozpoznali ją we mnie. Sposób bycia, ubrania, kolory – to wszystko mówi o człowieku i musiało być jak najbliższe prawdzie" – wyjaśniła.
O kulisach pracy nad rolą opowiadał także Andre Dussollier. "Al Pacino zwykł mawiać, że im bliższy nam jest dany bohater tym trudniej jest go zagrać. I odwrotnie, kiedy czujesz dystans, zawsze łatwiej jest wykreować postać bliską rzeczywistości. Mój bohater ma barwną osobowość. Do czasu udaru wiedzie życie towarzyskie i seksualne. Także po nim od czasu do czasu zdarzają mu się zabawne momenty. Jak to życiu, pozytywne zdarzenia przeplatają się z trudnymi. Inspiracji podczas pracy było wiele. Francois wysłał mi wideo nagrane przez ojca i dwie córki. Także w filmie mamy moment, w którym Emmanuelle kręci dla swojego ojca film. Bohater tłumaczy, dlaczego chce umrzeć. A poza tym każdy z nas zna kogoś, kto przeszedł udar. Powstało wiele filmów dokumentalnych na ten temat. Francois doradził mi, żebym obejrzał kilka. To wszystko - w połączeniu z moją wyobraźnią - pomogło mi zbudować tę postać" – powiedział.
Obok "Everything Went Fine" w konkursie głównym 74. festiwalu w Cannes biorą udział 23 produkcje, m.in. "The French Dispatch" Wesa Andersona, "Petrov's Flu" Kiriłła Sieriebriennikowa, "Wyspa Bergmana" Mii Hansen-Love, "Titane" Julii Ducournau, "Red Rocket" Seana Bakera oraz "Memoria" Apichatponga Weerasethakula.
Rozstrzygnięcie konkursu nastąpi w sobotę 17 lipca podczas gali, która odbędzie się w Grand Theatre Lumiere. Najlepsze tytuły wyłoni jury w składzie: amerykański reżyser, scenarzysta i aktor Spike Lee (przewodniczący), francusko-senegalska reżyserka i scenarzystka Mati Diop, kanadyjsko-francuska piosenkarka Mylene Farmer, amerykańska aktorka Maggie Gyllenhaal, austriacka reżyserka i scenarzystka Jessica Hausner, francuska aktorka Melanie Laurent, brazylijski reżyser, producent i scenarzysta Kleber Mendonca Filho, francuski aktor Tahar Rahim oraz południowokoreański aktor Song Kang-ho.
Z Cannes Daria Porycka (PAP)
dap/ aszw/