W gronie rodziny i przyjaciół świętował swe setne urodziny ppor. Stefan Abramowicz, ułan 13. Pułku Ułanów Wileńskich w Nowej Wilejce. Były córki: Mary Muston z Darby z mężem Jimem, Janet Rynkiewicz z Manchesteru z mężem Ryszardem, dwoma córkami: Renatką i Lucynką Jones wraz z mężem Martinem i córeczką Izabelą. Byli też przyjaciele córek, rodzice Martina i Zuzia – harcerka.
Nie było nikogo z grona jego przyjaciół, znajomych z wojska lub pracy. Wszyscy oni już nie żyją. Z jego rocznika i młodszych - został sam jeden.
Od świtu w polu, potem w garbarni
Stefan Abramowicz urodził się 20 stycznia 1915 roku w małym miasteczku Kleck (woj. Nowogródek), blisko majątków książąt Radziwiłłów, których rezydencja rodowa mieściła się w Nieświeżu. Dzieciństwo nie było łatwe. Od świtu zaczynał w polu, czy ogrodzie, potem pracował w garbarni ojca – co było typowym zajęciem Tatarów.
Do polskiej szkoły poszedł w wieku 10 lat. W Klecku dopiero co otworzono siedmiooddziałową szkołę powszechną. Stefan uczył się do południa, potem uczęszczał prywatnie do szkoły muzułmańskiej, ucząc się zasad Islamu i czytania w jęz. arabskim. Rodzina Stefana to polscy Tatarzy. Edukację szkolną przerwał z powodu braku funduszy na czesne. W wieku 15 lat ukończył zaledwie pięć oddziałów szkoły powszechnej.
Kto nie umiał wskoczyć, dostawał batem po siedzeniu
15 września 1937 roku wszystko uległo zmianie. Miał 22 lata, gdy został powołany do czynnej służby w kawalerii. Blisko dwuletnia służba w wojsku zaważyła na jego dalszym życiu. W drodze do koszar Stefan znalazł się w pociągu do Wilna. Na każdej stacji wsiadali młodzi chłopcy – rekruci, obładowani paczuszkami i kuferkami. Stefan myślał o rozstaniu z rodziną i o tym kiedy znowu ich zobaczy. Pocieszał się tym, że będzie miał kontakt z końmi i jazdą w siodle. W Wilnie przeżył szok widząc piękne miasto z ogromną stacją kolejową i plątaniną torów.
Żandarmeria kierowała ich do koszar 13. Pułku, gdzie d-cą był płk Kazimierz Żelisławski. W pułku były cztery szwadrony, a jeden pluton był tatarski wyróżniał się spośród innych jednostek kawaleryjskich orientalnym buńczukiem, czyli znakiem rozpoznawczym oddziału. Rekruci o wschodzie słońca doglądali koni i ujeżdżali je. Kto nie umiał wskoczyć, dostawał od kaprala ułana batem po siedzeniu. Podoficerowie krzyczeli: „Siedzisz jak baba na nocniku, a nie jak żołnierz w siodle na koniu”.
Codziennością były ćwiczenia z szabelką przy ścinaniu łóz, cięcia pozornika z gliny, pchnięć w manekiny, posługiwania się lancą i na tzw. „kobyłce”- drewnianym koniu oraz strzelanie do celu ze ślepej amunicji. Na manewrach rekruci jeździli na koniach po trzech obok siebie, a Stefan zazwyczaj był w środku jako „koniowód”. Trzymał za cugle konie swych bocznych kompanów, kiedy oni walczyli spieszeni.
Nie wiedzieli czy witać Rosjan czy do nich strzelać
Do zakończenia służby zostało zaledwie 2 tygodnie, gdy wybuchła wojna z Niemcami. Warkot samolotu i wybuch bomb oznajmił atak wroga z powietrza na stację kolejową Nowa Wilejka i koszary. Kompletnym zaskoczeniem był 17 września 1939 roku. Dowódcy oddziałów nie dostali dyrektyw od zwierzchników: nie wiedzieli czy witać Rosjan czy do nich strzelać. Było ogromne zamieszanie, panika.
27 września 1939 r. Stefan wraz ze swoimi kolegami został ujęty przez Sowietów i doprowadzony do punktu zbornego, gdzie były już setki polskich żołnierzy, policjantów, cywilów. Całą noc ładowano ich w bydlęce wagony, które zostały skierowane w stronę Mińska, stolicy sowieckiej Białorusi. Zatrzymali się na małej stacji kolejowej Kozielsk. Zmarznięci szli o głodzie ok. 10 km do miejsca odosobnienia dla tzw. łagierników – wrogów nowego porządku bolszewickiego. Jak wspomina, panował straszny głód, przeraźliwy chłód i plaga insektów, wobec których jeńcy byli bezradni. Podczas snu robactwo natrętnie wchodziło śpiącym do oczu, uszu, nosa, ust – kąsając ich ciała i przerywając sen.
Potem były trwające trzy tygodnie przesłuchania. Pytano o imię i nazwisko, imię ojca, wiek, adres i co się robiło w domu, przynależność do różnych kółek i organizacji, wykształcenie, stopień i funkcję, jaką się pełniło w wojsku. Niemało dowódców podało się za zwykłych żołnierzy. Niestety większość nie spodziewając się jaki okrutny los ich spotka – nie uczyniła tego. Wtedy odseparowano szeregowych od oficerów, których trzymano pod ścisłą strażą.
W pewien mroźny październikowy poranek wszystkich jeńców-szeregowców, spędzono na ogromną polanę, otoczoną lasem. Uzbrojeni funkcjonariusze NKWD z psami pilnowali a „naczalstwo” wywoływało po nazwisku. Stefan i jego ziomkowie zostali przeniesieni do innego obozu, niedaleko Kozielska. W połowie listopada 1939 r. oznajmiono, że czeka ich wymarsz. Rano otoczeni bojcami z psami ruszyli w stronę stacji kolejowej, pozostawiając w Kozielsku odizolowanych oficerów.
Droga była daleka i zawiodła Stefana do Ałma-Aty, potem do Taszkientu i Samarkandy.
Baczność, wychodzicie na wolność!
30 lipca 1941 r. w Londynie gen. Władysław Sikorski podpisał z ambasadorem ZSRS Iwanem Majskim układ dot. wznowienia stosunków dyplomatycznych, współpracy na rzecz pokonania Niemiec oraz powstania polskiej armii w ZSRS. Dodatkowy protokół przewidywał zwolnienie z więzień i łagrów obywateli polskich.
Dwa tysiące polskich żołnierzy, jeńców wojennych z obozu w Starobielsku, gdzie przebywał Stefan, usłyszało upragnioną polską komendę: „Baczność, wychodzicie na wolność!”. Ale formowanie Armii Polskiej w ZSRS napotkało na wiele trudności. Władze sowieckie nie wywiązywały się z umowy zawartej ze stroną polską i nie dostarczały Polakom wystarczającej ilości broni oraz wyposażenia. Polscy żołnierze zmuszeni byli do bytowania w złych warunkach, zmagając się z niedostatkiem ubrań, lekarstw i żywności. Zapadła decyzja o ewakuacji armii do Iranu.
W kwietniu 1942 r. Stefan wraz ze swymi towarzyszami niedoli przypłynął okrętem z Krasnowodzka do Persji (Iranu). Potem był Bagdad w Iraku, Transjordania, Palestyna i kąpiel w Jordanie, Jerozolima, Tel-Aviv, Betlejem, Nazaret, Gaza. W 1943 r. polscy żołnierze trafili do Egiptu, a stamtąd w kwietniu 1944 r. dopłynęli do Italii, gdzie II Warszawska Dywizja Pancerna II Korpusu została włączona do VIII Armii wojsk sprzymierzonych.
Stefana przydzielono jako czołgistę do jednostki bojowej II Dywizji Pancernej II Korpusu. Z Armią Andersa dotarł do wzgórz Monte Cassino, które wydarli Niemcom, 18 maja 1944 r.
W Liverpoolu nikt radośnie nie witał polskich żołnierzy
Wędrówki kres nie nadszedł jednak wraz z wyzwoleniem. Stefan nie wrócił do Polski. Jego koledzy z wojska, którzy powrócili do domów w Polsce, zostali aresztowani i wywiezieni z całymi rodzinami znów na Syberię. Jednak na tych co zdecydowali się pozostać czekały kolejne obozy, tym razem na terenie Wielkiej Brytanii. W porcie w Liverpoolu nikt radośnie nie witał polskich żołnierzy, jak to było w Italii. Odczuli, że są niemile widziani.
Wędrówka Stefana – wiecznego tułacza, znalazła spełnienie w Manchesterze. Tu w 1949 roku założył szczęśliwą rodzinę z panną Helen Milkamanowiczówną, z którą przed ślubem widział się tylko dwa razy. Zaczęli wspólne życie. „Ale niedostatek nie był aż tak ważny, najważniejsze było to, że codziennie po pracy czekała na mnie moja piękna żona z ukochaną córeczką. To było dla mnie prawdziwe szczęście” - wspominał.
Po 34 latach w 1971 roku po raz pierwszy po wojnie odwiedził swój dom rodzinny w Klecku, a w nim mamę, bo ojciec już nie żył. Wtedy skorzystał z okazji, by na własne oczy zobaczyć piękny zamek w Nieświeżu.
Tekst Xenia Jacoby
zdjęcia Xenia i Martin Jones