Koniec Wielkiej Wojny w całej Europie oznaczał początek nowej epoki. „Architekci zaczęli szukać nowych form, które odpowiadałyby potrzebom nowego świata” – czytamy w książce „Architektura dwudziestolecia” Heleny Postawki-Lech.
Urbanistyka nie należy jednak to łatwych zajęć. „Miasto jest bardzo skomplikowanym organizmem. Żyje w nim przecież wielu ludzi o odmiennych potrzebach, które trzeba pogodzić w jednej przestrzeni” – zauważa Helena Postawka-Lech.
Budownictwo i architekturę XX wieku zrewolucjonizował żelbet, który pozwalał na tworzenie konstrukcji o różnych kształtach, np. paraboli (możemy ją zobaczyć w Hali Targowej w Gdyni zbudowanej w latach trzydziestych). Kolejną rewolucję w architekturze przyniosły spawane konstrukcje stalowe, które „doprowadziły do upowszechnienia w Polsce wieżowców, niebotyków, jak je nazywano w dwudziestoleciu międzywojennym” – wyjaśnia autorka.
W międzywojniu dużą wagę przykładano do kwestii budowy mieszkań. Państwo musiało zatroszczyć się o tych, którzy utracili w wyniku wojny dach nad głową. Miasta pełne były również nowo przybyłych, którzy postanowili szukać szansy na lepszą przyszłość. Nowe budownictwo musiało zatem sprostać ich potrzebom, a projektowanie mieszkań stało się ciekawym wyzwaniem dla architektów. „Szukali oni sposobu, aby budować ekonomicznie, a równocześnie ergonomicznie – mieszkanie miało być tanie w budowie i użytkowaniu, ale też wygodnie i pasujące do trybu życia nowoczesnego człowieka” – czytamy.
Funkcjonalność mieszkań spełniała się chociażby dzięki ich wyposażeniu, a popularność zyskiwały meble wielofunkcyjne. Nowością były także kanalizacja, elektryczność i gaz, które na szeroką skalę zaczęły pojawiać się w mieszkaniach właśnie w okresie międzywojnia.
Budowano również domy. „Niektóre mniejsze i skromne, inne większe i okazałe, zasługujące na miano willi” – pisze Helena Postawka-Lech.
Problemem miast były industrializacja i przeludnienie. Ludzie potrzebowali połączenia miasta i wsi, czyli miejsca, gdzie będzie dużo zieleni i świeżego powietrza, jednocześnie w niewielkiej odległości od miejsca pracy. W ten sposób powstały założenia miasta ogrodu. „Wiele dzielnic polskich miast, powstałych w dwudziestoleciu, ma charakter miasta ogrodu” – czytamy. Wierna koncepcji Ebenezera Howarda jest Podkowa Leśna, która w całości powstała na gruntach prywatnych należących do rodziny Lilpopów. Podobne osiedla powstawały także w innych miejscach, np. dzielnica Sadyba w Warszawie czy Cichy Kącik w Krakowie. „Przyciągały bogatą klasę średnią – warunki były bardzo atrakcyjne, ale ceny znacznie przekraczające przeciętną. Utopia Howarda nie sprawdziła się w praktyce i zamiast zielonych miast dla wszystkich powstawały ekskluzywne enklawy dla wybranych” – zastrzega autorka.
W międzywojniu powstało „miasto z morza”, czyli Gdynia. Port był nowoczesny, a najbardziej rozpoznawalnym jego elementem do dziś jest Dworzec Morski. Równocześnie z portem powstało miasto. Na przedłużeniu morza powstała ulica 10 lutego, czyli główna arteria. „Wzdłuż niej wzniesiono wysokie, białe budynki o płaskich dachach i pasowo ułożonych oknach. Niektóre z nich, o zaoblonych narożnikach, przypominają statki” – czytamy. W śródmieściu Gdyni mieszczą się m.in. Poczta Główna, Bank Gospodarstwa Krajowego i Urząd Miasta.
Architektura to nie tylko domy, pałace i kościoły – nie można zapominać o obiektach przemysłowych, np. fabrykach. W Centralnym Okręgu Przemysłowym powstawały fabryki, kopalnie, elektrownie i zakłady produkcyjne. „Większość z nich trzeba było wybudować od podstaw. Równocześnie z powstawaniem tych obiektów budowano drogi, stawiano mosty, kładziono tory. W ten sposób COP wzbogacił cały region” – pisze autorka.
W międzywojniu powstawały też letnie rezydencje prezydentów II Rzeczypospolitej. Było ich kilka, a wszystkie zostały wybudowane lub przygotowane dla prezydenta Ignacego Mościckiego.
Jak dowiadujemy się z książki, w II RP popularny był styl dworkowy, który nawiązywał do siedzib szlacheckich w ich XIX-wiecznym kształcie. Architekci często sięgali po schemat polskiego dworku, upraszczając go i nadając mu bardziej nowoczesny wygląd, a to wszystko służyło podkreśleniu polskości i wielowiekowej historii.
Z książki dowiadujemy się również, że architekci i urbaniści planują z dużym wyprzedzeniem. Tak w latach trzydziestych zrobili chociażby architekci Szymon Syrkus i Stanisław Brukalski. „Zaniepokojeni kierunkiem zmian w stolicy, nasilającym się bałaganem architektonicznym i urbanistycznym, zaproponowali miastu zorganizowanie wystawy pod tytułem +Warszawa przyszłości+” – czytamy.
Refleksje nad architekturą miasta zostały zatem przedstawione w formie wystawy. „Przez dwa tygodnie prezentacji wystawę obejrzało ponad 115 tysięcy widzów! Świadczyło to też o tym, że mieszkańcy są zainteresowani przyszłością swojego miasta” – podsumowuje Helena Postawka-Lech.
Książkę „Architektura dwudziestolecia” Heleny Postawki-Lech z ilustracjami Ryszarda Kajzera wydało Narodowe Centrum Kultury. Książka stanowi kolejny tom z serii „20 lat XX wieku”. (PAP)
Autorka: Anna Kruszyńska
akr/ skp /