Zuzanna Ginczanka uznawana była za jedną z najbardziej utalentowanych poetek dwudziestolecie międzywojennego. Była niezwykle piękną kobietą o oryginalnej, nieco egzotycznej, urodzie. Jej owiana legendą postać przesłoniła jednak w pewnej mierze obraz jej twórczości.
Książka "Ginczanka. Nie upilnuje mnie nikt" Izoldy Kiec jest próbą przywrócenia proporcji pomiędzy biografią a dziełem artystki; jest zarazem portretem poetki, jak i jej twórczości.
Autorka, wnikliwa badaczka twórczości Ginczanki korzysta z ogromnej liczby źródeł; czerpie z nich, zderza je ze sobą, analizuje, poddaje krytyce, polemizuje z nimi, przedstawia własne odkrycia i interpretacje.
Kreśli portret poetki, którą fascynuje Tuwim, która w swoich utworach inspiruje się poezją Skamandra i odwołuje do wielu innych twórców „rozpoetyzowanej” epoki międzywojennej: Leśmiana, Czechowicza, żagarystów. Jej talent nie zdążył w pełni się rozwinąć - jesienią lub zimą 1944 aresztowało ją gestapo. Została rozstrzelana na dziedzińcu więzienia przy Montelupich, zaledwie kilka tygodni przed wejściem do Krakowa Armii Czerwonej.
Zuzanna Ginczanka, czyli Sara Polina Gincburg urodziła się w 1917 r. w Kijowie, wychowała w Równem na Wołyniu, w zamożnej mieszczańskiej zasymilowanej rodzinie żydowskiej. Prawdopodobnie przyczyną wyjazdu Gincburgów z Kijowa była obawa przed rewolucją październikową. Wydaje się bardziej prawdopodobne, że małżonkowie z kilkumiesięczną córką uciekali na skutek pogromów ludności żydowskiej.
W domu babki Chaji Sandberg,pochodzącej z rodziny znanych farmaceutów, która opiekowała się Ginczanką i u której poetka spędziła wakacje w 1939 r., mówiło się po rosyjsku. Ginczanka sama nauczyła się polskiego i pod wpływem utworów Ewy Szelburg-Zarembiny i Juliana Tuwima zaczęła pisać wiersze.
Będąc jeszcze uczennicą polskiego gimnazjum w Równem zadebiutowała w 1931 r. utworem pt. „Uczta wakacyjna”, zamieszczonym w szkolnej w gazetce. W 1934 r. jej wiersz „Gramatyka” został wyróżniony na Turnieju Młodych Poetów ogłoszonym przez "Wiadomości Literackie". Rok później – w 1935 r. zdała maturę.
Jak pisał, przytaczany przez autorkę poeta Józef Łobodowski, w gimnazjum Zuzanna Gincznka nie znała rzeczywistości ortodoksyjnych Żydów, zetknęła się z nią dopiero w Warszawie, podobnie jak z antysemityzmem.
Po przeniesieniu się do Warszawy na wyższe studia pedagogiczne na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Warszawskiego, była przerażona. „Nie tylko widocznym na każdym kroku antysemityzmem, jeszcze bardziej przeraziła ja żydowska dzielnica Warszawy: Nalewki, Gęsia, Muranów… Wołyńscy Żydzi nie nosili chałatów ani jarmułek” – pisał Łobodowski.
Zuzanna Ginczanka, choć zapisując się na Uniwersytet w księdze immatrykulacyjnej w rubryce wyznanie wpisała: mojżeszowe, to jednak w sferze kultury czuła się Polką, a sprawy różnorodności rasowej specjalnie jej nie interesowały, przecież dom rodzinny Sandbergów w Równem był domem świeckim.
I jak zaznacza autorka Izolda Kiec za Łobodowskim, Zuzanna Ginczanka nie wiedziała jak sobie z warszawską rzeczywistością poradzić. Świat dzielnicy żydowskiej nie był jej bliski, nie był jej dotąd znany. Ona sama młoda, piękna i utalentowana uczestniczyła w życiu literackim i towarzyskim stolicy.
Powszechnie podziwiana stała się legendą przedwojennej Warszawy. Bywała w ulubionym lokalu skamandrytów - kawiarni Ziemiańskiej - przyjaźniła się z Tuwimem, Gombrowiczem.
Publikowała w „Wiadomościach Literackich” i „Skamandrze”. Od 1936 r. współpracowała z tygodnikiem satyrycznym „Szpilki”, gdzie ukazywały się m.in. jej zjadliwe satyry przeciw rosnącemu antysemityzmowi i faszyzmowi. W 1936 r. wydała swój jedyny tomik poezji – „O centaurach”.
W lipcu 1939 r., gdy Zuzanna Ginczanka przebywała już u babci w Równem, właśnie „Wiadomości Literackie” opublikowały jej wiersz pt. „Maj 1939”. „Jeden z najbardziej wieloznacznych, a może tajemniczych jej utworów” – zauważa autorka książki. Utwór ten do pewnego stopnia był uznawany za polemikę z Antonim Słonimskim, który 4 czerwca 1939 r. na pierwszej stronie „Wiadomości Literackich” zamieścił wiersz pod tym samym tytułem „Maj 1939.
Pierwsze lata wojny Zuzanna Ginczanka spędziła we Lwowie, gdzie dostała pracę księgowej i wyszła za mąż za krytyka sztuki Michała Weinziehera. Musiała ukrywać swoje pochodzenie, co nie było łatwe ze względu na uderzajacą i typowo semicką urodę. Na Ginczankę, jako ukrywającą się Żydówkę, złożyła donos Chominowa, gospodyni kamienicy, gdzie poetka mieszkała. Mimo to udało jej się uciec przed policją, a samo zdarzenie - oraz liczne inne wypadki denuncjacji i szabru - Ginczanka upamiętniła w przepełnionym goryczą wierszu „Non omnis moriar”, jednym z najbardziej przejmujących świadectw cierpienia Żydów, jakie powstały w polskiej literaturze.
W 1943 r. wraz z mężem znalazła bezpieczne schronienie w Krakowie, gdzie ukrywała się w mieszkaniu Elżbiety Mucharskiej. Jednak i tam prawdopodobnie po donosie jednego z sąsiadów, Ginczankę aresztowano i osadzono w więzieniu. 18 kwietnia 1944 r. 27-letnia Zuzanna Ginczanka wysłała z więzienia na ul. Czarnieckiego list z prośbą o „żywność, ocet sabadylowy, jabłka, pantofle na podeszwie sznurkowej nr 38” - to ostatni znany tekst skreślony ręką poetki.
Od początku swojej drogi twórczej Ginczanka opisuje świat odwołujący się do poznania zmysłowego, interesują ją tajemnice kobiecości wynikające z biologii i fizjologii. Te wiersze to świadectwa młodej kobiety rozpoznającej siebie i próbującej określić swoją identyczność jako kobiety. W tym momencie twórczości bliski jest jej Leśmian i jego poetycka rozprawa ze światem zmysłów z punktu widzenia i odczuwania mężczyzny.
Z czasem akcenty się przesuwają i Gincznka przenosi tę tematykę na bardziej interesujący ją obszar mitów i tradycji kultury, np. mitologii Dalekiego Wschodu, co widoczne jest w cyklu utworów Chińskie bajki o La-licie - o gejszy ulepionej z gliny i ożywionej przez zakochanego mężczyznę, mitologii starogermańskiej, np. w wierszu „Zygfryd”, a także do motywów i wątków z kultury śródziemnomorskiej – w utworze „Centaury” oraz żydowskiej – w utworze „Poznanie”, w którym wyraźne są nawiązania do „Pieśni nad pieśniami”.
Stąd pewnie – jak pisze Agata Szwedowicz w swoim szkicu (PAP -11.03.2020) „obdarzoną niezwykłą urodą poetkę porównywano do Sulamitki, oblubienicy z +Pieśni nad pieśniami+, opiewano jej +sarnie oczy+ - każde innego koloru. Tuwim, dzwoniąc, przedstawiał się: + Tu jeden ze starców+”. W towarzystwie Tuwima „stale” widywano zresztą Ginczankę w Małej Ziemiańskiej.
Portret poetki, portret jej twórczości, autorka książki „Ginczanka. Nie upilnuje mnie nikt” wpisuje w tło czasów i miejsc: publikuje fotografie oddające realia i klimat epoki, dokumenty dotyczące samej poetki i bliskich jej osób oraz unikatowe, nieznane dotąd portrety Ginczanki.
Ale przede wszystkim odwołuje się do wspomnień wielu postaci z polskiej kultury związanych z Równem, słowami Juliusza Witora Gomulickiego z „Mojej czarodziejskiej Mazowieckiej” opisuje tę ulicę i kawiarnie oraz restauracje literackie przy niej istniejące, w tym „tzw. szlak hańby od +Oazy+ do +Wróbla+, Małą Ziemiańska, księgarnię Mortkowicza (…) Jakże ta cała Mazowiecka była wtedy atrakcyjna! Głośna, ale nie hałaśliwa. Elegancka, ale nie narzucająca się. Nieco snobistyczna, ale nie pretensjonalna” – pisał Gomulicki.
Izolda Kiec przytacza jeszcze „Wspomnienia polskie” Witolda Gombrowicza z niebywałym pierwszym zdaniem – wielką pochwałą kawiarni literackiej: „Kawiarnia może stać się nałogiem, jak wódka. Dla prawdziwego bywalca nie pójść do kawiarni o oznaczonej godzinie to po prostu zachorować”-pisał Gombrowicz. On sam miał swoje kawiarnie, swoje stoliki w „Zimiańskiej”, Ipsie”, „Zodiaku”, a przy jego stoliku pierwszą zaproszoną i oczekiwaną damą była młoda poetka z Wołynia – Zuzanna Ginczanka. (PAP)
Anna Bernat