Choć hipisowska rewolucja poniosła klęskę, pozostawiła trwałe ślady w kulturze masowej i obyczajowości; emancypacja kobiet, czy prawa mniejszości stały się trwałym elementem zachodniej cywilizacji - pisze Bogusław Tracz z IPN w książce poświęconej polskim hipisom.
W pracy pt. „Hippiesi. Kudłacze. Chwasty. Hipisi w Polsce w latach 1967-1975” autor przedstawił genezę, narodziny i rozwój ruchu hipisowskiego, stosunek hipisów do polityki, katolicyzmu, rewolucji seksualnej i narkotyków oraz to, w jaki sposób zwalczał ich aparat PRL – za styl bycia, wygląd, a przede wszystkim poglądy, zwłaszcza odrzucenie jurysdykcji państwa i negatywny stosunek do służby wojskowej.
Tracz wyraził przekonanie, że subkultury młodzieżowe były forpocztą kulturowych i obyczajowych przemian zachodniej cywilizacji, które z opóźnieniem docierały także nad Wisłę. Hipisi pojawili się na ulicach polskich miast w czasie, gdy ruch hipisowski w Ameryce i w Europie Zachodniej osiągnął swoje apogeum.
W Stanach Zjednoczonych hipisi brali wówczas udział w demonstracjach sprzeciwu wobec wartości kultywowanych w tym kraju i wojnie w Wietnamie. Tracz ocenia, że rodzimi hipisi, którzy początkowo mówili o sobie „hippiesi”, nie pojawiliby się w PRL, gdyby nie przemiany, które nastąpiły podczas „odwilży” 1956 r. Chodzi o częściowe otwarcie granic, zwiększenie wymiany towarowej i rozwój ruchu turystycznego z Zachodem.
Autor przyjął, że ruch hipisowski w Polsce narodził się w 1967 r., w czym istotne znaczenie odegrały właśnie kontakty z ludźmi, przebywającymi na stałe lub czasowo za „żelazną kurtyną”. Tracz opisuje losy urodzonego w Stanach Zjednoczonych rodzeństwa Polaków, które - wypełniając wolę dziadka - przyjechało studiować na Politechnice Śląskiej w Gliwicach. Od razu zainteresowała się nimi SB, nie tylko ze względu na kraj, z którego przyjechali przede wszystkim z powodu ekstrawaganckiego ubioru i liberalnego stylu bycia.
Autor przyjął, że ruch hipisowski w Polsce narodził się w 1967 r., w czym istotne znaczenie odegrały właśnie kontakty z ludźmi, przebywającymi na stałe lub czasowo za „żelazną kurtyną”. Tracz opisuje losy urodzonego w Stanach Zjednoczonych rodzeństwa Polaków, które - wypełniając wolę dziadka - przyjechało studiować na Politechnice Śląskiej w Gliwicach. Od razu zainteresowała się nimi Służba Bezpieczeństwa, nie tylko ze względu na kraj, z którego przyjechali przede wszystkim z powodu ekstrawaganckiego ubioru i liberalnego stylu bycia.
„Wynajmowane przez nich mieszkanie szybko stało się miejscem spotkań gliwickiej młodzieży. Słuchano tam głośnej muzyki i urządzono prywatki i bez opieki i kontroli dorosłych (...) Przechodnie widzieli, że gospodarze chodzą po mieszkaniu nago, a na ulicy noszą pomalowane ubrania oraz kożuchy (...) ozdobione dzwoneczkami” - pisze historyk z katowickiego IPN.
Ruch rozwinął się przede wszystkim w dużych miastach – np. w Warszawie, Krakowie i Wrocławiu. Wśród pierwszych liderów ruchu hipisowskiego autor wymienia Józefa Pyrza, zwanego „Prorokiem” i Ryszarda Terleckiego ps. Pies.
Ze względu na styl bycia i wygląd przez władze PRL hipisi zostali uznani za „zjawisko o potencjalnych warunkach kryminogennych” oraz zagrożenie dla wychowawczych i ideologicznych działań wobec młodzieży. Od połowy 1970 r. funkcjonariusze SB inwigilowali hipisów nad Wisłą w ramach sprawy operacyjnego rozpracowania o kryptonimie „Kudłacze”. W licznych artykułach prasowych o hipisach najczęściej negatywnie lub z pobłażaniem, czasem nazywano ich „chwastami”.
SB prowadziła działania przeciwko hipisom przez sześć lat, z różnym natężeniem. Były to inwigilacje liderów, budowa sieci tajnych współpracowników, zatrzymania, przeszukania, uniemożliwianie wyjazdów na zloty. Autor ocenia, że SB nie zlekceważyła ruchu hipisowskiego, wyolbrzymiała jego możliwości i znaczenie.
Tracz podkreśla, że w Polsce hipisi nie stworzyli ruchu masowego, nie byli też w stanie dostosować pochodzącej z USA ideologii do ówczesnej sytuacji w PRL, ograniczając się najczęściej do zewnętrznych atrybutów. „Za nieprawdziwe należy uznać twierdzenia pojawiające się w prasie z lat 1967-75 i powtarzane w późniejszych publikacjach, że polscy hipisi byli tzw. bananową młodzieżą bądź znudzonymi dziećmi z dobrych domów” - wskazał autor.
W opinii Tracza, wbrew dzisiejszym twierdzeniom niektórych dawnych członków hipisowskiej subkultury, polscy hipisi nie byli ani ruchem politycznym, ani opozycją antysystemową w takim znaczeniu, jakie przypisuje się legalnej lub nielegalnej opozycji politycznej. Choć uczestniczyli w protestach studenckich w 1968 r., a interwencja w Czechosłowacji była ważnym punktem odniesienia, to już kampania antysemicka, grudzień 1970 r. i późniejsza zmiana na szczytach władzy nie miały zasadniczego wpływu na sytuację w ruchu. Nigdy też polscy hipisi nie zbudowali trwalszych struktur – przekonuje Tracz.
Historyk pisze, że hipisi nie spowodowali w PRL gwałtownych zmian w sferze seksualności, natomiast byli katalizatorem różnych eksperymentów ze środkami odurzającymi. To właśnie narkotyki stanowiły początkowo najważniejszą przyczynę zwalczania ich przez państwo.
Hipisi przestali już być widoczni w drugiej połowie lat 70. Długie włosy nie raziły już tak jak wcześniej, wiele zwyczajów, uważanych wcześniej za ekscentryczne upowszechniło się, a sam ruch stracił na popularności.
„Hipisowska rewolucja poniosła klęskę, a projekt stworzenia społeczeństwa +pokoju i miłości+ okazał się kolejną utopią. Większość dzieci kwiatów z czasem obcięła włosy i brody, a kolorowe stroje zamieniła na miej wyzywające ubrania” - napisał w zakończeniu autor.
Mimo to - zaznaczył Tracz - ruch hipisowski pozostawił trwałe ślady w kulturze masowej i obyczajowości. „Kwestie emancypacji kobiet, praw mniejszości, przemian w sferze seksualności, ekologii itp. stały się trwałym elementem zachodniej cywilizacji i wciąż są podnoszone przez kolejne pokolenia radykałów” - przypomniał.
Dodał, że kontrkultura lat 60. pozostawiła też po sobie sceptycyzm wobec autorytetów – szkoły, rodziny i religii. „Jej dziedzictwem pozostaje też bezsprzecznie problem narkotyków i narkomanii” - wskazał Tracz.
Dawni członkowie ruchu poszli różnymi drogami. Niektórzy wyjechali z Polski, inni podjęli przerwaną naukę lub zawarli związki małżeńskie.. „Prorok” wyjechał z kraju jeszcze w latach 70., do Francji, gdzie przez lata specjalizował się w rzeźbie sakralnej w drewnie. Do dziś identyfikuje się z ruchem hipisowskim.
Terlecki ukończył studia historyczne, w czasach PRL działał w opozycji demokratycznej, a w wolnej Polsce kontynuował karierę naukową i polityczną. Dziś jest wykładowcą akademickim i posłem PiS. W latach 2006-2007 był szefem krakowskiego IPN. Nie wypiera się udziału w ruchu hipisowskim, ale też nie uważa się już za hipisa, traktując ten rozdział życia za zamknięty.
Książka została wydana przez katowicki IPN i Wydawnictwo Libron.(PAP)
kon/ dym/