Choć wydawałoby się, że na temat niemieckich fabryk śmierci – obozów koncentracyjnych - dzięki naukowcom i byłym więźniom wiemy już wszystko, dziennikarka postanowiła podrążyć mroczne tajemnice obozu Gross-Rosen. Jej wnikliwe śledztwo, poświęcone kompleksowi obozu w Sieniawce, przyniosło interesujące efekty, nawet jeśli nie wyjaśniło wszystkich zagadek „laboratorium” podobozu Gross-Rosen.
Po wojnie w budynkach, którymi autorka książki się zainteresowała, powstał szpital psychiatryczny. Przez lata tym, co kryje kompleks w Sieniawce, pasjonowała się właściwie tylko Łużycka Grupa Poszukiwacza, której część członków z lat dziecinnych pamiętała, że bawiła się w tych ruinach i słuchała opowieści starszych o ukrytych rzekomo w istniejących podziemiach skarbach i ciekawych informacjach pozostawionych przez inżynierów Hitlera. To od poszukiwaczy Joanna Lamparska dostała list, zachęcający do pójścia tropem tajemnicy historycznej podobozu w Sieniawce. Miejsca „zapomnianego przez Boga i ludzi”.
Pasjonatki historii i podróżniczki nie trzeba było długo namawiać. „Od lat piszę książki o tajemnicach II wojny światowej, penetruję zamki, pałace i podziemia” - wyjaśnia czytelnikowi. A czytelnicy jej dzieł widzą w nich nierzadko szansę na spełnienie swych marzeń, a także nadziei na dotarcie do ukrytego przez Niemców złota czy odkrycie nieznanej nikomu fabryki albo magazynów z zabytkami.
Tym razem bardzo mocno zachęcał ją do zajęcia się Sieniawką Janusz Witek z Grupy Poszukiwawczej. Nie tylko napisał do Joanny Lamparskiej, ale też regularnie dzwonił. Dziennikarka pojechała więc zobaczyć dziwny kompleks, położony zaledwie trzy kilometry od granicy z Niemcami, i faktycznie poczuła „dreszcz emocji” ukryty w tym miejscu. Szybko zaczęła śledztwo.
A kompleks, kryjący dziwne sale i – prawdopodobnie – przerażające stoły sekcyjne, na których spoczywały kiedyś ciała więźniów – powstawał tu już w maju 1941 r. Zresztą ten podobóz Gross-Rosen cieszył się równie złą sławę, jak i cała fabryka śmierci. Niektórzy więźniowie twierdzili nawet, że to obóz Gross-Rosen był jeszcze gorszy niż Auschwitz czy Buchenwald.
Dziennikarka na potrzeby książki prowadzi bardzo fachowe śledztwo. Konsultuje się ze specjalistami, m.in. z prof. Tadeuszem Doboszem - „legendą” medycyny sądowej z Wrocławia. To ten naukowiec jest jednym z pionierów wprowadzenia technologii związanych z badaniem DNA przy ustalaniu ojcostwa i podczas badań kryminalistycznych w Polsce. To on dokonywał „inspekcji” serca Chopina zatopionego w koniaku, przebadał serce Jana III Sobieskiego, a zespół profesora badał też pierwszy w 2013 r. cudowną hostię z Legnicy, na której pojawiły się krwawe plamy – pisze autorka książki. Do niego trafił pasiak Maksymiliana Kolbego. Według tego eksperta w Sieniawce być może „pozyskiwano preparaty anatomiczne”. Oczywiście z uwięzionych tam osób. Stąd owe dziwne stoły sekcyjne i inne tajemnicze wyposażenie kompleksu.
W książce jest też mowa o złowrogich postaciach niemieckiej medycyny – jak Gerhard Buhtz, który w 1943 r. kierował zespołem ekshumującym w Katyniu tysiące zamordowanych przez Sowietów Polaków. Czy faktycznie przywiózł stamtąd makabryczną pamiątkę – czaszkę Janiny Lewandowskiej – pilota, jedynej kobiety wśród polskich żołnierzy i policjantów odnalezionych na miejscu zbrodni NKWD?
Autorka tropi nawet hipotezę, czy do Sieniawki dotarł anioł śmierci z Auschwitz Josef Mengele. Wyjątkowo okrutny oprawca, autor zbrodniczy eksperymentów, który nigdy nie poniósł odpowiedzialności za te czyny. Czy jednak udało jej się zweryfikować tę hipotezę? O tym przekonają się ci, którzy poznają wyniki historycznego śledztwa autorki książki. A dzięki lekturze może pewnego dnia sami wybiorą się na wycieczkę do Sieniawki. Miejsce to nadal czeka na historyczne opracowanie fachowców, ale Joanna Lamparska już wykonała sporo rzetelnej pracy, by badaczy do wysiłku zachęcić.
Książka „Imperium małych piekieł” ukazała się nakładem wydawnictwa Znak.
Ewa Łosińska
Źródło: MHP