„Doskonała lektura dla każdego, kto zechce zajrzeć za kurtynę historii i dowiedzieć się, jak przebiegała walka o niepodległość w największych miastach polskich, jak wyglądała codzienność ludności tych miast u progu odbudowy państwa, jakie były nadzieje, obawy, problemy zwykłego dnia, z czym trzeba było się borykać, jak przetrwać” – podkreślają wydawcy najnowszej publikacji upamiętniającej stulecie odzyskania niepodległości.
Rzadko zdarza się, aby publikacja popularnonaukowa składała się niemal wyłącznie z materiałów źródłowych. Historycy z Muzeum Niepodległości w Warszawie dotarli do wspomnień, pamiętników, relacji, listów i oficjalnych dokumentów, które na kartach ich książki tworzą obraz ponad czterech lat, przełomowych dla losów Polski. Uzupełnieniem narracji są ilustracje z epoki oraz reprodukcje dokumentów, pocztówek, ulotek, afiszy, gazet, karykatur. Jak podkreślają autorzy, większość z nich pochodzi ze zbiorów Muzeum Niepodległości.
Początek drogi do wydarzeń listopada 1918 r. to sierpień 1914 r. Dziś często zapomina się, że dla Polaków mieszkających w trzech zaborach moment ten nie był zwiastunem odzyskania niepodległości, lecz przeczuwanym od dawna kresem długiego okresu pokoju i stabilizacji. Zdecydowana większość z nich, szczególnie z zaboru rosyjskiego i austriackiego opowiedziała się „lojalnie” po stronie państw, których byli obywatelami. Żołnierze powstających Legionów byli jedynie garstką w masie milionów Polaków, którzy mieli wziąć udział w wielkiej wojnie.
Wszyscy niezależnie od obywatelstwa i postawy wyczuwali, że świat po zakończeniu konfliktu będzie inny. „Wielka godzina wybiła! Co ona zwiastuje światu, nikt przewidzieć nie zdoła: zanim jednak wyda plon, zanim wzejdzie ziarno krwawego posiewu – weźmie ta burza od ludzkości olbrzymią daninę” – pisał dziennikarz „Kuriera Warszawskiego” w wydaniu specjalnym z niedzieli 2 sierpnia 1914 r. Jego opinia była utrzymana w duchu epoki i nie różniła się od tych, wygłaszanych na pierwszych stronach gazet w innych krajach Europy. Wierzono, że rozlew krwi stanie się dla Europy oczyszczający. „Oby ten ogrom klęski żywiołowej, która na Europę spada, mógł być kiedyś wynagrodzony przez uszlachetnienie współżycia narodów” – zauważano optymistycznie.
Ten obraz nastrojów widoczny w gazetach, pamiętnikach i relacjach świadków epoki stopniowo ustępował świadomości jak bratobójczym konfliktem będzie dla Polaków rozpoczynająca się wojna. „Wszyscy mają nazwiska polskie. Także groby rossyjskie i austryjackie zawierają zwłoki Polaków. Dziwny los: na polskiej górze lała się krew Polaków ubranych w cztery różne mundury: rosyjski, niemiecki, austryjacki i polski; wszyscy jak bracia leżą na jednym cmentarzu” – pisał w 1920 r. kapelan II Brygady Legionów Polskich ksiądz Józef Panaś. Ten sam kapłan pisał o barbarzyńskich zachowaniach żołnierzy wobec dorobku cywilizacyjnego. „Żołnierze niemieccy powyrzucali z kościoła obrazy i krzyże, nadto przebrali się w szaty kościelne i razem z żydami urządzali drwiny z najświętszych uczuć katolickiej ludności, która przez sto lat skutecznie się broniła przed zakusami prawosławia” – pisał kapelan Legionów. Zagłada dotychczasowego świata dokonywała się w sposób niezwykle spektakularny. „O godz. 6 rano silny huk od Wisły oznajmił wysadzenie trzeciego mostu; wysadzono trzy filary, dwa łączące je przęsła osunęły się między filary” – pisał polityk i publicysta Aleksander de Rosset o wysadzeniu obecnego Mostu Poniatowskiego w Warszawie.
Zniszczenie mostów na Wiśle oznaczało dla mieszkańców „Kraju Nadwiślańskiego” kres panowania rosyjskiego. Okupacyjne rządy austriackie i niemieckie niosły jednak ze sobą kolejne wyrzeczenia. „Okupanci nie tylko grabili wciąż produkty na swoje potrzeby, lecz tamowali także wszelkimi sposobami dowóz do stolicy” – wspominał zasłużony warszawski społecznik Aleksander Kraushar. Wojna, która jako pierwszą nazwano totalną stanowiła szok dla społeczeństw, które zmuszono do respektowania niespotykanych wcześniej, wręcz absurdalnych zarządzeń.
„Musieliśmy oddawać rondle, kotły, samowary, a wreszcie kazano nam odejmować od drzwi klamki mosiężne, za które płacono nam grosze, i zamienić na żelazne lub drewniane, które jeszcze i teraz spotyka się w starych domach i za które, jakkolwiek mniej wartościowe, trzeba było jeszcze dopłacać” – pisał działacz społeczny Mieczysław Jankowski. Absolutnie szokujące są informacje o planach „przetopienia na armaty” wawelskiego Dzwonu Zygmunta. Regres cywilizacyjny, który niosła wojna widoczny był również na ulicach okupowanych miast. „Strojna była zawsze Warszawa; nie brakło pań, które stroić się mogły. (…) Przyglądam się sukniom. Jakoś – o ile moje męskie oko to ocenić może – nie widzę tegorocznej mody” – pisał Stanisław Kutrzeba.
W chaosie i biedzie czterech lat wojny świadkowie wydarzeń obserwowali wydarzenia, które przez 1914 r. były nie do pomyślenia. „I tak przewijał się ten olbrzymi wąż ludzi przez wspaniale udekorowane ulice miast, ze sztandarami i transparentami błyszczącymi w słońcu, przy wspaniałej prawie letniej pogodzie, w ciszy i w skupieniu odpowiadającym powadze chwili. W pochodzie wzięło udział około 300 000 ludzi, a przynajmniej drugie tyle, jeśli nie więcej było widzów na ulicach, w oknach, na balkonach, a nawet dachach domów” – pisał o obchodach 3 maja w 1916 r. ekonomista Mieczysław Jankowski. Wspomnienia udowadniają, że wielkie wrażenie na ówczesnych zrobiło również otwarcie polskich uczelni oraz budowanie zrębów państwowości, takich jak Rada Regencyjna i Tymczasowa Rada Stanu.
W październiku 1918 r., gdy obserwowano rozpad obu potęg rozbiorowych symbolem odzyskiwania niepodległości były przysięgi wojskowe odbywające się we wszystkich większych miastach Królestwa Polskiego. Innym, dziś zapomnianym, symbolem budowy niepodległego państwa było przejęcie przez polskich żołnierzy straży na Jasnej Górze. „Wkraczający w mury klasztorne oddział żołnierzy polskich był powitany przez przeora o. Piotra Markiewicza i delegację miejską. (…) Przez cały dzień ciągnęły gromadki częstochowian, ażeby na warcie ujrzeć żołnierzy polskich, zamiast austrjackich” – czytamy w „Kurierze Warszawskim” z 10 listopada 1918 r.
Nas i Polaków z 1918 r. łączy przekonanie o przełomowości dni 10 i 11 listopada, gdy do Warszawy na ulicach której trwało rozbrajanie Niemców przybył z Magdeburga Józef Piłsudski. „Ruszyła Warszawa. Siedzieć dłużej i czekać było niepodobieństwem. Pobiegłem wprost na Zamek. Na Zamku Królewskim działy się dziwne rzeczy. Jeszcze godzin kilka temu na straży drogich każdemu Polakowi pamiątek stał groźny Prusak w pikielhaubie na głowie, obecnie straż nad starym dumnym zamkiem młodzież akademicka z amarantowo-białą opaską na lewym i karabinem w prawym ręku” – pisał mieszkaniec Warszawy Stefan Dołęgowski.
Listopad 1918 r. przyniósł spokój i możliwość budowania zrębów niepodległości tylko na niewielkiej części przyszłej II Rzeczypospolitej. Ostatni rozdział „Ku jedności” poświęcony jest walkom toczonym w Galicji i Powstaniu Wielkopolskiemu, które w oczach ówczesnych były kolejnym etapem procesu odradzania się państwa polskiego.
Symbolicznym uwieńczeniem procesu odzyskiwania niepodległości jest dla autorów otwarcie obrad Sejmu Ustawodawczego w lutym 1919 r. Wydana przez Muzeum Niepodległości książka jest więc swoistą szeroką panoramą nastrojów i wydarzeń kształtujących niemal pół dekady dramatycznych wydarzeń, których kulminacją był pamiętny listopad 1918 r.
Książka Stefana Artymowskiego i Pawła Bezaka „Ku jedności. Listopad 1918 roku” ukazała się nakładem Wydawnictwa Naukowego PWN.
Patronem medialnym publikacji jest portal Dzieje.pl.
Michał Szukała (PAP)
szuk/ akr/