Rzadko tak się zdarza, by w połowie prac publikowano książkowy raport dokonań, relacji i wspomnień, choć trudno jednoznacznie wyrokować, czy jest on wynikiem troski o dopełnienie powinności wobec części żyjących jeszcze najbliższych z rodzin pomordowanych bohaterów, czy też powodowany obawami, że prace mogłyby nie zostać ukończone, więc nagłośnienie sprawy może być ważną formą mobilizacji dla wszystkich, którzy mogą pomóc ważnej i szlachetnej sprawie.
„Łączka” Karoliny Wichowskiej wydana przez IPN ukazuje drogę przez mękę pomordowanych przez komunistów bohaterów narodowych, których katorga nie zakończyła się wraz z ich śmiercią. Zwłoki zbeszczeszczone i powrzucane do dołów na tzw. Łączce, na obrzeżach Cmentarza Powązkowskiego, upychane niekiedy i splątane, w wielu przypadkach przykryte później grobami swoich oprawców miały w mniemaniu zbrodniarzy zapaść się w czeluściach zapomnienia.
Oprawcy triumfowali także po śmierci, przytłaczając ich ciężarem nienależnych im honorów. Masowe zbrodnie dokonywane przez UB, poprzedzone bestialskimi torturami i sfingowanymi procesami, niekiedy pokazowymi, niekiedy utajnionymi, miały stanowić rodzaj zbrodni doskonałej nie pozostawiającej śladów, a na dodatek wymazanej z pamięci.
W czasach stalinowskich nikt jednak nie spodziewał się takiego rozwoju nauki, który po latach, z kodów genetycznych DNA, pozwoli odczytać tożsamość ofiary, a z innych badań doprowadzić do realnej oceny okoliczności śmierci i sposobu potraktowania ofiar. Nie udało się także zatrzeć w pamięci potomnych sensu walki o niepodległą Polskę Żołnierzy Wyklętych, a ich postawy i dokonania przeżywają prawdziwy renesans we wzorcach osobowych pokolenia ich wnuków i prawnuków.
Książka Karoliny Wichowskiej fragmentami wzruszająca, fragmentami poruszająca ma swoistą dramaturgię związaną z wielopokoleniowym dialogiem, konfrontacją wydarzeń historycznych i najnowocześniejszych technik badawczych, starciem wybitnych naukowców i specjalistów z pracą szybko dojrzewających młodziutkich wolontariuszy.
Ma też posmak niezwykłej przygody w odkrywaniu prawdy, choć prawda to tragiczna i bolesna we wszystkich jej wymiarach.
W początkowym okresie decyzje o podjęciu prac poszukiwawczych głównie na warszawskiej „Łączce”, przygotowania możliwości prawnych itd. podjęły 3 instytucje: Instytut Pamięci Narodowej, Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa i Ministerstwo Sprawiedliwości. Od początku najważniejsza rola w poszukiwaniach przypadła dr hab. Krzysztofowi Szwagrzykowi z wrocławskiego oddziału IPN, najbardziej doświadczonemu polskiemu poszukiwaczowi szczątków polskich bohaterów, który już wcześniej udowodnił, że we współpracy z genetykami jest możliwa ich identyfikacja.
Determinacja w poszukiwaniu ofiar komunizmu prof. Szwagrzyka sprawiła, że te prace nie tylko uzyskały wstępne zgody i środki, ale mimo przerw i przyczyn formalno-prawnych, nie zostały definitywnie przerwane i ograniczone do kilku symbolicznych odkryć. Poszukiwania od archiwów do wykopalisk, to tylko początkowa faza. Autorka opisuje pieczołowitość prac archeologów, by wydobyte szczątki nadawały się do badań genetycznych, wykluczających błąd pochodzący z jakiegoś zanieczyszczenia. Do tego antropolodzy sądowi, określający wstępnie wiek, płeć, wzrost. Maksimum informacji przed podjęciem badań genetycznych. Potem pobieranie materiału genetycznego i wstępne typowanie rodzin. Trudne spotkania i pobieranie materiału genetycznego od rodzin i długa obróbka. Oczekiwanie.
Są też inne identyfikatory, szczątki ubrań, stan czaszki. Wiadomo np., że komandorów pochowano w mundurach wermachtu. Większość pochowanych na „Łączce” zamordowano strzałem katyńskim. Po ekshumacjach rozwiał się mit o plutonie egzekucyjnym. Jeden kat i strzał w tył głowy z bliska.
Wciąż rozmowy z żyjącymi jeszcze członkami rodzin są trudne, pełne tak nadziei jak nieufności. Wiele osób do ostatniego momentu nie wierzy, że tam leży ich bliski, choć są i tacy, którzy z poufnych szeptów i własnego instynktu od dawna składali tam kwiaty, palili znicze. Laboratorium polskiej bazy genetycznej ofiar totalitaryzmów rozrasta się. To bardzo droga i precyzyjna procedura. Rodziny coraz bardziej się niecierpliwią. W badaniach biorą udział lub też współpracują z naszym laboratorium naukowcy z Europy, zwłaszcza prowadzący własne dochodzenia na temat zbrodni totalitaryzmów. Te informacje rozchodzą się w świat, a więc i nasi bohaterowie doczekają się szacunku, prawdy, nie pozostaną już nieznani i nie pozwolą o sobie zapomnieć. Jak pisał Eliot : „święci i męczennicy władają zza grobu”.
Należeli do różnych formacji, z którymi przeszli szlak bojowy, większość była w Armii Krajowej. Po wojnie trafiali do WiN, NSZ i innych, niektórzy wracając z niewoli także do nowego wojska ludowego, czasem nawet awansując. Pracowali dla Polski. Niektórzy z drugiej konspiracji zaryzykowali ujawnienie się w czasie amnestii z 1947 r. Wszyscy kończyli skatowani, zamordowani w podobny sposób, wyrzuceni do nieoznakowanych, zbiorowych dołów, niejednokrotnie upychani tam na ostateczne zapomnienie. Dziś odzyskują tożsamość i godność.
Nie ma jeszcze wśród nich najbardziej znanych jak rotmistrz Witold Pilecki czy generał August Emil Fieldorf. Czekamy więc na ciąg dalszy i na pełen, godny i rzeczywisty panteon, który przyniesie im spokój, a nam miejsce do refleksji nad losami Polski.
Karolina Wichowska „Łączka” Warszawa 2015
Małgorzata Bartyzel
ls