Wybór wspomnień i dzienników z okresu 1935-66 składa się na książkę „Łowca”, będącą zapisem prywatnej wojny Zbigniewa Lubienieckiego z sowieckim okupantem.
Zbigniew Lubieniecki urodził się w 1930 roku w rodzinie o starych korzeniach szlacheckich - hrabiów Lubienieckich z Podola. „Moja rodzina od wieków walczyła z Rosjanami - brała udział we wszystkich powstaniach, w działaniach konspiracyjnych. W wyniku tego ktoś dostawał się do niewoli lub był wywożony na Sybir, trafiał do więzienia, odbierano nam majątki i przekazywano je Rosjanom, wysiedlano za Ural, na Kaukaz” – opowiadał Lubieniecki.
Ojciec wychowany w zaborze rosyjskim od najwcześniejszych lat uczył syna, że trzeba walczyć z zaborcą o Polskę. Podkreślał, że przeznaczeniem każdego Polaka jest bronić wolności ojczyzny za wszelką cenę. Uczył także syna obchodzić się z bronią. „Broń służy do tego, by zabijać. Dlatego pamiętaj - nigdy nie kieruj jej w człowieka, jeżeli ten człowiek ci nie zagraża. Tylko wtedy strzelaj, kiedy masz stanąć w czyjejś obronie, a zwłaszcza - w obronie Polski".
W 1940 roku Lubieniecki wraz z matką i siostrami został zesłany na Sybir, gdzie przeżywał koszmar upokorzeń i biedy, ale powrót do Polski po wojnie okazał się wielkim rozczarowaniem. „Pierwsze dni w Polsce to oszołomienie. A potem sowieckie mundury - panoszą się, jak chcą. Wieczorami polskiego milicjanta się nie spotykało, ale rosyjskie mundury - wszędzie. Z każdym dniem coraz bardziej dojrzewało we mnie przekonanie, że z tym trzeba walczyć” – podkreśla Lubieniecki.
Wściekły i rozgoryczony powojenną rzeczywistością zaczął działać z ukrycia, konsekwentnie polując na Rosjan. Nie zawsze zadawał im śmierć. Czasem wystarczyło, że spowodował u nich poczucie zagrożenia, zastraszył, sprawił, że poczuli się najeźdźcami na obcej ziemi.
„Co ciekawe i co dziś może wydawać się dziwne, nigdy nie spotkałem się z brakiem akceptacji. Z chęcią współdziałania - owszem. Najczęściej chcieli mi pomagać kościuszkowcy. Ze sceptycyzmem patrzyli na mnie ludzie wykształceni. Nigdy jednak nie spotkałem się w tamtych czasach z potępieniem. Zalecano mi dużą ostrożność, dawano rady. Przyjmowałem je do wiadomości, próbowałem przetrawić. Starałem się w miarę możności być ostrożnym” – opisywał autor.
Lubieniecki z czasem ograniczył swoją działalność. „W końcu jednak nastąpiła zmiana. Bo powstania i tak nie wywołam, a stopniowo też sowieckie mundury przestawały się tak bardzo panoszyć” – wspominał. Autor opuścił ziemie zachodnie. Zatrudniał się jako robotnik na budowach i w kopalni węgla. Po ukończeniu studiów ekonomicznych, pracował między innymi w Urzędzie Morskim w Gdyni, Głównym Komitecie Kultury Fizycznej i Turystyki, Zarządzie Głównym PTTK.
„Jaki był mój wkład? Pewnie jak kropla w morzu. Pewnie też, mając dzisiejszy rozum, wtedy byłbym inny. Byłem wszakże sobą i robiłem, co uważałem za słuszne. Refleksja przyszła dużo później, kiedy o wszystkim próbowało się zapomnieć, ale ostatecznie - nie da się tego wymazać z pamięci” – mówi Lubieniecki.
Na książkę „Łowca” składa się wybór wspomnień i dzienników Lubienieckiego z okresu 1935-66, pisane od 1947 roku. Zapis z lat 40. oparty został na notatkach czynionych na bieżąco. Tekst uzupełniono wspomnieniami powstałymi w latach 2013-14 w formie nagrań.
Książkę opublikowało wydawnictwa PWN i Ośrodek Karta.
Tomasz Podsiedzik
tpo/