Sylwetki wybitnych postaci, które odegrały swe role w kulturze, polityce, działalności publicznej i artystycznej mają na ogół szanse na solidne opracowania naukowe, noty biograficzne i encyklopedyczne, garści wspomnień. Upominam się nieraz o osobiste, więc zsubiektywizowane wybory i prezentacje dziennikarsko-gawędziarskie, które wskazują – i w tym właśnie kawał prawdy – jaki, ci wybrani bohaterowie, mieli realny wpływ na różne środowiska. Czym zachwycali, zdumiewali, irytowali, inspirowali właśnie i czemu do nich zwracamy się z natrętnym pytaniem, ciekawe, co by dziś X powiedział na zaistniałą sytuację.
Taką popularną w założeniu, ale przywracającą do rozumienia działań i zachowań kilku bohaterów rozmaitego przesłania, jest publikacja Aliny Kietrys "Niespokojni". Wspólny mianownik zawiera się w tytule, zaś drogi i spotkania z bohaterami rozchodzą się w różne strony.
Książka Aliny Kietrys opowiada o Lechu Bądkowskim, Janie Karskim, Stefanie Kisielewskim, Marianie Kołodzieju, Jacku Kuroniu, Kazimierzu Moczarskim. Dla wielu młodych te postaci obrosły już legendą, dla innych odeszły w zapomnienie. Dla pokolenia dojrzałego były ważne, choć każda z innych powodów. Dla niektórych były wsparciem przy budowaniu własnej pozycji w życiu publicznym, dla innych obciążeniem, balastem wprowadzającym zamieszanie i niepokój w ich wymodelowany obraz świata.
Sama otarłam się o kilku bohaterów tej książki i wiem jak znajomość działalności i dzieła w konfrontacji z bezpośrednim kontaktem rzuca nowe światło na postać odgrywającą istotną rolę w życiu zbiorowym, niezależnie od wcześniejszej oceny.
Lech Bądkowski, nieco dziś zmarginalizowany w przekazie medialnym, jak i w obiegu literackim był ważną postacią na Pomorzu i Kaszubach, do której chętnie przyznawały się środowiska opozycyjne w PRL-u prawicowe, liberalne, lewicowe. W czasie sierpniowego strajku został pierwszym rzecznikiem prasowym Lecha Wałęsy. Był pisarzem, publicystą, inteligentem „w starym stylu”, swobodnie poruszającym się w zawiłościach historycznej i współczesnej polityki, z dobrymi kontaktami i swobodą kontaktujący się z dziennikarzami ze świata.
Dla swoich współpracowników był surowy i wymagający, dla osób w jakiejś mierze zaprzyjaźnionych czasami nadmiernie wyrozumiały, choć w ważnych dla siebie kwestiach nieustępliwy. Przyjaźnie też bywały różnego autoramentu, artyści, dziennikarze, konspirujący politycy. Przechodził okresy zapisów cenzury i zawodowych powrotów, co skutkowało permanentnym brakiem pieniędzy, życiem na podsłuchu i powrotami do ukochanych Wdzydz na Kaszubach. Był jednak ostrożny w publicznych wypowiedziach, obawiał się radykalnych rozwiązań. Dystansował się więc od KOR jak i z innych powodów czyli swojego antyklerykalizmu od Ruchu Młodej Polski, chociaż z przedstawicielami wszystkich środowisk opozycyjnych współpracował. Najsilniej zaistniał publicznie w czasie pierwszej „Solidarności”. Sceptycznie oceniał zaangażowanie liderów KOR w sierpniowe strajki. Szukał później miejsca wydzielonego w oficjalnych mediach dla „Solidarności”. Z czasem te miejsca medialne się odrywały, usamodzielniały. Buduje pod własnym patronatem Klub Myśli Politycznej im. Konstytucji 3 maja, w którym ścierały się poglądy Gdańskich liberałów z poglądami RMP. Zwłaszcza po jego śmierci wielu, w zależności od koniunktury przyznawało się do jego dziedzictwa.
Jan Karski to postać tyleż bohaterska, co tragiczna. Jego determinację i nienaganną służbę wielokrotnie – tak za życia, jak i po śmierci – wykorzystywano instrumentalnie. Mówił o sobie, „że jest Polakiem, Amerykaninem, katolikiem…i chrześcijańskim Żydem.” Jego misją jako emisariusza było dostarczanie raportów dotyczących Polskiego Państwa Podziemnego. Samodzielnie dołożył sobie drugie, jeszcze trudniejsze zadanie – zbadanie i przekazanie światu informacji o eksterminacji Żydów przez hitlerowski aparat terroru na ziemiach polskich. W 1942 r. przedstawił dane w Anglii, zaś w 1943 w Ameryce. I nikt się tymi danymi, z wielokrotnym narażaniem życia zbieranymi, nie przejął. Także po wojnie, gdy nie mógł wrócić do ojczyzny z obawy przed komunistycznymi represjami, jego opowieści, dokumentacja i postawa były niewygodne dla wszystkich stron konfliktu i po obu stronach wznoszonej żelaznej kurtyny. Komuniści nie potrzebowali AK-owskiego bohatera, Zachód wypierał z pamięci własną obojętność i niemoc, Żydzi, w których narastały nastroje antypolskie, mieli mu za złe, że dobrze pisał i mówił o Polakach, którzy ich ratowali, za cenę życia własnego i własnej rodziny.
Dopiero w ostatnich latach stał się na powrót modnym tematem, ale kontrowersje i instrumentalizm w opowieściach i ocenach nie ustały, nawet wokół uroczystości na 100-lecie jego urodzin ani przy stworzeniu mu własnego miejsca w Muzeum w Łodzi.
Najbliższą z opisywanych postaci był dla mnie Stefan Kisielewski. Nie tylko lektury jego felietonów, książek były ważne. Zaskakiwał wielokrotnie przy bezpośrednim kontakcie, o czym opowiadają w książce ludzie, którzy go znali długie lata. Dopowiem na marginesie, że mnie najbardziej zaskoczyło jego zachowanie (które było takie samo przed każdym wystąpieniem, co specjalnie obserwowałam) zanim wypowiedział pierwsze zdanie przed publiką, niezależnie dużą czy małą. Przeglądał nerwowo pliki ręcznych notatek kreślonych latami, mamrocząc, że będzie mówił głupstwa. Zawsze mimo, a może właśnie ze względu na estymę i popularność jaką się cieszył, miał straszną tremę. To, co miał jednak do powiedzenia, zawsze miało znaczenie, nawet, gdy rozmówca się z nim nie zgadzał w jakiejś kwestii. Podobnie jak inni bohaterowie książki jest postacią, do której wielu przyznawało się, lub od której odstępowało, także z powodów koniunkturalnych i tak już pozostało do dziś.
Marian Kołodziej był jednym z najciekawszych polskich scenografów, a z ich przekształcenia stworzył również dwa słynne ołtarze papieskie w czasie pielgrzymek Jana Pawła II po Polsce. Klimat jego twórczości interesująco obrazują zawarte w książce opowieści.
Sylwetka Jacka Kuronia ujmuje najbardziej osobistą stronę prezentowanej postaci z ujawnionym zacieraniem niemiłych najbliższym wątków. Pokazuje bohatera opowieści jako człowieka ideowego, który ma poczucie odpowiedzialności za swoje błędy, choć przecenia ich wpływ na rzeczywistość, ale szczegóły tej ideowości mocno się rozmazują. Wykorzystanie popularności i dorobku jest jednak i jego udziałem.
Ostatni z bohaterów to Kazimierz Moczarski, jedna z ważniejszych postaci Polskiego Państwa Podziemnego, zdradzony przez kogoś, kogo uważał za przyjaciela, katowany w Ubeckim więzieniu i osadzony w celi śmierci ze swym hitlerowskim oprawcą, nigdy nie dowiedział się, kto go doprowadził na skraj przepaści.
Te zsubiektywizowane opowieści z książki ciekawie uzupełniają wiedzę i koloryt wybranych przez autorkę postaci, postrzeganych z gdańsko-kaszubskiej perspektywy.
Alina Kietrys, "Niespokojni", PWN, Warszawa 2015
Małgorzata Bartyzel
Źródło: MHP