O unii polsko-litewskiej z Robertem Frostem rozmawia Robert Kostro, dyrektor Muzeum Historii Polski. Właśnie nakładem wydawnictwa Rebis ukazała się „Oksfordzka historia unii polsko-litewskiej”
W „The Oxford History of Poland-Lithuania” pisze pan, że unia Polski i Litwy była jedną z najdłużej istniejących unii w historii Europy.
R. Frost: Historycy piszą historię prawie wyłącznie z punktu widzenia państwa narodowego. Unie nie stosują się do tej koncepcji. Większość unii w Europie były to unie dynastyczne, gdzie połączone przez osobę władcy kraje zachowywały odrębność instytucji politycznych. Wyjątkowość dziejów Rzeczypospolitej polega na tym, że była to od początku unia realna i że w 1569 roku w Lublinie zostały połączone sejmy polski i litewski. Oprócz unii polsko –litewskiej i przed rewolucją francuską jedynym innym przykładem unii parlamentarnej są unie Anglii ze Szkocją i Wielkiej Brytanii z Irlandią.
Unia miała skutki nie tylko polityczne ale i kulturowe. W Polsce czasami upraszcza się historię unii, czasami uważa się ją za powiększenie granic Polski.
R. Frost: To jest to, co historycy często nazywają „polonizacją” Litwy i Ukrainy. Na czym polegała ta „polonizacja”? Na tym, że szlachta mówiła po polsku. Ale przecież to nie znaczy, że zostali Polakami. Ja mówię po angielsku, ale nie jestem Anglikiem tylko Szkotem. Język to jest środek komunikacji i nie musi określać poczucia tożsamości.
Niektórzy uważają, że unia była formą polskiego imperializmu. Nie, to była unia dwóch bytów politycznych - Polska była królestwem a Litwa Wielkim Księstwem. Oba organizmy połączyły się, ale od początku Polacy i Litwini spierali się o kształt unii. Polacy mówili o inkorporacji Litwy do Królestwa Polskiego. Mówiąc słowami unii krewskiej do Corony Regni Poloniae. To było jednak coś innego niż Regnum Poloniae. Litwini od początku, a przynajmniej od unii horodelskiej w 1413 roku uważali, że Litwa nie jest i nie będzie prowincją Polski i że to jest związek równych, samodzielnych bytów państwowych. Wkładam tutaj słowo „państwo” w cudzysłów, bowiem w ówczesne państwo było czymś innym niż współczesne. Chodziło w tym sporze o status Wielkiego Księstwa. Z tego sporu o znaczenie unii wynikło wiele kryzysów politycznych unii, w tym konflikt o koronację Witolda w 1429 roku. Długosz pisze o dwóch ludach, używając terminu populus i communitas regni – w znaczeniu społeczeństwa obywatelskiego albo narodu politycznego. Unia Lubelska mówi o związku dwóch państw ale jednej Rzeczypospolitej. Litwini mówią o porażce litewskiej ze względu na utratę Ukrainy, ale z punktu widzenia ustrojowego, to Litwini wygrali. Ale w moim przekonaniu ostatecznie wygrała koncepcja litewska. Unia Lubelska ostatecznie sankcjonuje odrębność instytucjonalną Litwy.
Unia była nie tylko dziełem Polaków, ale również Litwinów i Rusinów. Chciałem w tej książce pokazać, jak Litwini i Rusini współpracowali w jej tworzeniu. Polacy byli ważną ale tylko jedną z trzech głównych grup narodowych tworzących Rzeczpospolitą. Polacy mają tendencję, żeby postrzegać własną historię poprzez pryzmat wojen. Tymczasem w uniach chodziło o pokój. Unie gwarantowały pokój i tworzyły przestrzeń politycznej rozmowy i politycznego sporu. Dlatego nie zgadzam się z taką tezą, że to była forma kolonizacji.
No właśnie, czy Radziwiłł był Polakiem czy Litwinem, a Wiśniowiecki był Polakiem czy Rusinem?
R. Frost: To jest pytanie, czy można mówić po polsku i być litewskim patriotą albo czy można być Ukraińcem i katolikiem. Kiedyś na Ukrainie broniłem pół serio tezy, że Jeremi Wiśniowiecki był tak samo dobrym ruskim patriotą jak Chmielnicki, tylko że widział przyszłość swojego kraju w łączności z Polską i Litwą. Powstanie Chmielnickiego było według mnie formą wojny domowej pomiędzy Rusinami.
W 1561 o przyjęcie w skład Rzeczypospolitej prosi wielki mistrz zakonu inflanckiego. Czy to wyraz atrakcyjności tego modelu ustrojowego?
R. Frost: Podobnie rzecz miała się wcześniej z Prusami Królewskimi. Oni chcą być w XV wieku inkorporowani do Królestwa Polskiego, zachowując część odrębnych praw i przywilejów. I to nie wiązało się z poczuciem tożsamości etnicznej. Szlachta pruska miała czasem tożsamość niemiecką czasem polską, ale w każdym razie czuli się obywatelami Prus i Rzeczypospolitej zarazem. Sukces Rzeczypospolitej wynikał z tego, że w centrum systemu był obywatel. Obywatele uczestniczyli w rządzeniu poprzez sejmiki i sejm.
Epoka Jagiellonów cieszy się w Polsce wielkim sentymentem, ale ma też silnych krytyków. W polskiej tradycji historiograficznej mówi się czasem, że unia z Litwą zwróciła na wschód kierunek politycznego zainteresowania Polski, spowodowała orientalizację szlachty, osłabienie państwa, że jest odpowiedzialna za konflikt z Moskwą. Krytykami unii byli m.in. Michał Bobrzyński i Paweł Jasienica. Polska historiografia nawiązująca do szkoły krakowskiej uważa, że ten obywatelski ustrój Rzeczypospolitej, który pan chwali, był przyczyną słabości, że należało w Polsce wprowadzić silną monarchię, na wzór państw absolutystycznych.
R. Frost: W Polsce nie podoba mi się szeroko rozpowszechniona wśród historyków swoista „teleologia negatywna”. Całą historię przedrozbiorowej Polski ocenia się z punktu widzenia upadku państwa pod koniec XVIII wieku. Patrzy się na wydarzenia XVI czy XVII wieku tak jakby ich uczestnicy mogli przewidzieć co się stanie sto lub dwieście lat później. Na przykład mówi się, że w 1525 roku Zygmunt Stary popełnił błąd, bo nie pokonał do końca krzyżaków i zgodził się na stworzenie dziedzicznego księstwa Hohenzollernów. To jest błędne stawianie spraw. Ludzie wtedy nie mogli przewidzieć, co wydarzy się za 100 lat, a nawet jeśli ktoś przewidywał przyszłe zagrożenia, to z reguły inne rozwiązania nie były możliwe.
Do połowy XVII wieku ten system był mocny, najsilniejszy w środkowo-wschodniej Europie. Do czasów Jana Kazimierza Rzeczpospolita wygrywała każdą wojnę. Po prostu Rzeczpospolita była do tego czasu lepiej rządzona, a wojsko silniejsze.
A gdzie pan widzi źródła upadku w XVIII wieku?
R. Frost: Osłabienie Rzeczypospolitej to problem typowy dla państw demokratycznych i republikańskich: ludzie nie chcą płacić podatków. Ludzie nie chcą uczestniczyć w konfliktach zbrojnych. Tak jak dzisiaj Europejczycy nie chcą płacić na wzrost budżetów wojskowych albo nie spieszą z pomocą Ukrainie. Do wielkiej wojny północnej Polska wielokrotnie i skutecznie angażowała się w wojny. Tymczasem wówczas na początku XVIII Polacy mówią „my nie prowadzimy wojny, to jest sprawa elektora saskiego, a nie Rzeczypospolitej”. Ale Karola XII nie interesowało pacyfistyczne stanowisko polskiej szlachty, bo on chciał zrealizować swoje interesy. W związku z tym osadził na tronie Stanisława Leszczyńskiego. Przeciw niemu wystąpiła konfederacja sandomierska, gromadząc stronników Augusta II. W ten sposób, odmawiając uczestniczenia w wojnie, Rzeczpospolita staje się przedmiotem międzynarodowej rozgrywki. Wielka wojna północna – konflikt Szwecji, Rosji i Saksonii - staje się dla polskiej szlachty wojną domową. To jest poważny kryzys Rzeczypospolitej, ale jeszcze nie koniec. Pod koniec XVIII wieku elity polityczne okazują się zdolne do zreformowania ustroju, tylko że jest za późno. I to jest tragedia Rzeczypospolitej, że kryzys z początku XVIII wieku nie został wystarczająco szybko przezwyciężony.
W 1918 roku pojawiły się pomysły odrodzenia jakiejś nowej formuły unii jako państwa federacyjnego. Dlaczego plan Piłsudskiego nie powiódł się?
R. Frost: Gdyby nie było rozbiorów, być może powstałoby takie państwo. Minęło jednak sto lat, a XIX wiek był najważniejszy jeśli chodzi o stosunki pomiędzy elitą a ludem. Jeszcze w połowie wieku polska tożsamość etniczna i tożsamość polityczna, w sensie przynależności do wspólnoty, jaką tworzyła Rzeczpospolita i jej dziedzictwo, były czymś różnym. Czy Mickiewicz był Polakiem, Litwinem, a może Rusinem? W XX wieku ci, którzy mówili po polsku, ale mieli odrębną tożsamość, tak jak Piłsudski czy Miłosz, musieli wybierać. Ukształtowały się nowe nacjonalizmy – litewski, ukraiński, do pewnego stopnia również białoruski. Nie dało się odtworzyć dawnej Rzeczypospolitej.
Na kartach pana książki pojawia się nazwisko autora fundamentalnych „Dziejów unii jagiellońskiej” Oskara Haleckiego. Tamta książka była dla pana inspiracją?
R. Frost: Dzieło Haleckiego uważam za wybitne i dla mnie jest ono ważnym i wciąż inspirującym punktem odniesienia. Ono powstawało w okresie I wojny światowej, właśnie wówczas, kiedy ważyła się przyszłość Polski i jej stosunek do dziedzictwa Unii. Halecki nie mógł powstrzymać biegu historii, tak jak nie mógł tego zrobić Piłsudski. Wówczas, kiedy książka została opublikowana, unia polsko litewska była już tylko przeszłością. Moja perspektywa różni się w tym od wizji Haleckiego, że dla dwudziestowiecznego polskiego historyka Unia była emanacją idei dynastycznej Jagiellonów, podczas gdy ja w swojej książce dowodzę, że była ona budowana i z góry i z dołu - pod wpływem szlachty - czyli czegoś co można nazwać społeczeństwem obywatelskim avant la lettre. Jagiellonowie musieli dyskutować i uzgadniać swoje działania z obywatelami i w Polsce i stopniowo również na Litwie.
Robert Frost – historyk, wykładowca uniwersytetu Aberdeen. Autor m.in. The Northern Wars, War, State and Society in Northeastern Europe, 1558-1721, 2000, After the Deluge: Poland-Lithuania and the Second Northern War, 1994. W czerwcu br. Oxford University Press wydało jego najnowszą pracę The Oxford History of Poland-Lithuania. Volume I: The Making of the Polish-Lithuanian Union, 1385-1569