"Urodziłem się w Auschwitz, wychowałem się w Auschwitz i dojrzewałem z tym Auschwitzem na co dzień. [...] W moich żyłach płynie - od najwcześniejszych lat - bardzo dużo Auschwitzu" – mówi w rozmowie z Mikołajem Grynbergiem, autorem książki "Oskarżam Auschwitz. Opowieści rodzinne", Jossi, Żyd urodzony w 1960 roku, syn ocalałego z Holokaustu.
Mikołaj Grynberg zbiera w swojej książce dwadzieścia cztery rozmowy z dziećmi Żydów ocalonych z Holokaustu, które dziś mieszkają na terenie Izraela, USA i Polski. Rozmów niejednokrotnie przejmujących, bolesnych, czasami pełnych ironii, ale przede wszystkim szczerych.
Bohaterów Grynberga łączy to, że są Żydami, i to, że mieli nie istnieć, jak ich rodzice. Najstarsi z nich urodzili się pod koniec lat czterdziestych, najmłodsi w latach siedemdziesiątych.
Shula: Żyję z tymi sześcioma milionami w głowie. Mój mąż mówi, że mam holokaustową obsesję.
Każde z nich niesie ze sobą inną historię życia z ocalałym, jednak łączy ich kilka wspólnych cech. Wszyscy czują się obciążeni doświadczeniami swoich rodziców, większość z nich wplotła ich dramat w swoje życie, nie chcąc lub nie mogąc się od niego uwolnić. Lea, Żydówka mieszkająca w Nowym Yorku, opowiada autorowi, że zawsze czuła się odpowiedzialna za rodziców, była ich przewodnikiem i ostoją w życiu. Z kolei Shula, rocznik 54, opisuje to tak: "Żyję z tymi sześcioma milionami w głowie. Mój mąż mówi, że mam holokaustową obsesję".
Książka Grynberga dotyka jednego z najistotniejszych, ale rzadko poruszanych problemów, chodzi tu o osoby, które wyszły z Zagłady i przeżyły obozy. Do końca życia zmagali się z tragiczną przeszłością, naznaczeni traumą, której nie mogą zapomnieć. Na nowo musieli odbudować i ułożyć swoje poobozowe życie, nie otrzymawszy pomocy od państwa. Dla nich wyzwolenie obozu, wbrew pozorom, nie oznaczało tylko i wyłącznie szczęścia i wolności, zwykle wtedy odkrywali też, że nie przeżył nikt inny z ich rodziny, przyjaciół, że są sami. W czasie wojny żyli nadzieją, a potem nie mieli już na co mieć nadziei.
W domach ocalałych występowały dwa sposoby mówienia o przeszłości. Jeden polegał na całkowitym pominięciu tematu, tu cisza zastępuje słowa. Cisza wynikająca z wypalenia emocjonalnego, niemożności opowiadania o bolesnych doświadczeniach, czasem będąca skutkiem strachu przed otoczeniem w którym żyli. "Nigdy nie zadawałam mu żadnych pytań. U nas w domu była cisza, rozumiesz? Cisza jest wtedy, kiedy ludzie nie wypowiadają słów" - mówi w rozmowie z Grynbergiem Gitla, mieszkająca w Izraelu.
W innych domach dzieci dowiadywały się od najmłodszych lat o życiu rodziców, Zagłada była naturalnym elementem ich codzienności. "Pytałam o dziadków, a mama mówiła, że była wojna i w miarę delikatnie opowiadała mi o ciężkich czasach. Starała się nie zbywać mnie, ale i nie przestraszyć" - mówi Roz, urodzona w 1955 roku.
Powtarzającym się motywem w rozmowach Grynberga jest nadmierne poszanowanie jedzenia przez ocalałych, przenoszone do ich domów i na dzieci. Pokazuje ono jak głęboko zakorzeniona jest w nich trauma obozowego życia, czyli doskwierający głód i choroby. Osoby z drugiego pokolenia nie miały prawa mówić, że coś im nie smakuje, wszystko zjadane było do końca. "Co to znaczy, że ci nie smakuje? Nie zajmuj się tym, czy ci smakuje czy nie. Jedzenie nie jest do smakowania. Masz zjeść do ostatniego okruszka na talerzu". Moi rodzice - wspomina Yahuda - nie rozumieli, co to znaczy, że mi nie smakuje.
Czytając wypowiedzi potomków ocalałych można odnieść wrażenie, że to one same przeżyły wojnę i doświadczyły piekła obozowego życia. "Nigdy nie byłam chora, żeby nie było dylematu: na prawo czy na lewo. Nie można chorować, bo się nie przechodzi selekcji. [...] Nie jestem głupia i wiem, że to nie jest logiczne, ale to tak głęboko we mnie siedzi" - wyznaje Lili.
Mosze, urodzony w 1957 roku, opowiada autorowi, że od kiedy wrócił z Polski nie ma dnia, żeby nie myślał o tej wizycie. "Nie przestaję myśleć o tym, gdzie się można było wtedy schować albo którędy uciec. Śnią mi się kolejki do komór gazowych i w tych snach czuję smród palonych ciał".
Większość rozmówców Grynberga zmaga się z lękiem, że wojna i obozy mogą kiedyś wrócić, zastanawiają się jak zachowaliby się na miejscu swoich rodziców. "Gdy urodził się mój syn - opowiada Shula - zaczęłam mieć nocne koszmary. Co patrzyłam na to malutkie dziecko, widziałam siebie, jak stoję w tej kolejce, trzymając go na rękach". Jossi uczucie to opisuje tak: „I nagle stoję w naszym pokoju wśród tych toreb i zaczynam myśleć o tym, co się zabiera, jeśli trzeba z takim dzieckiem jechać do Auschwitz albo do Treblinki”.
Drugie pokolenie czuje pustkę i brak zakorzenienia w przeszłość. "Mam setki numerów w telefonie - opisuje Towa - a jak jest coś dobrego, nie mam komu o tym opowiedzieć. Jak jest coś złego, to też nie ma w tym telefonie nikogo, kto by się nadał. I to nie jest ich wina, tylko moja. To jest kwintesencja drugiego pokolenia. Nie ma do kogo się odezwać, bo wokół jest pusto. To jest mój Holokaust. Odziedziczona pustka".
Dużym problemem dla rozmówców Grynberga jest też brak rodziny – dziadków, cioć, wujków. "Do dzisiaj jak ktoś mówi: stryjek, szwagier, bratowa… to ja muszę się strasznie skupić i przeliczyć, co to znaczy, bo w moim domu takich słów nie było" - przekonuje Ela, Żydówka, która mieszka w Warszawie.
Jossi: Nie wierzę w te brednie o odbudowywaniu życia po Holokauście. Robienie dzieci to odbudowywanie? Do robienia dzieci nie musisz nic umieć. [...] Zwycięstwo Hitlera nie przemija.
Niektóre dzieci ocalałych z Holokaustu dochodzą do skrajnych wniosków. Rodzice krzyczący przez sen, dom pełen ciszy i smutku, przesadne poszanowanie jedzenia, nadopiekuńczość to wszystko mają być dowody na triumf Hitlera. „Oni właśnie są największym zwycięstwem Hitlera. Gdyby zginęli, to na nich by się wszystko zakończyło. Ale Hitler ich wypuścił. Pozwolił im robić dzieci i dalej psuć świat. [...] Nie wierzę w te brednie o odbudowywaniu życia po Holokauście. Robienie dzieci to odbudowywanie? Do robienia dzieci nie musisz nic umieć. [...]Zwycięstwo Hitlera nie przemija" - konkluduje Jossi.
Mikołaj Grynberg (urodzony w 1966 r.) - fotograf, pisarz, z wykształcenia psycholog. Prowadzi Pracownię Portretu w Związku Polskich Artystów Fotografików, a jego zdjęcia były prezentowane niemal na całym świecie. Autor albumów "Dużo kobiet" (2009), "Auschwitz - co ja tu robię?" (2010) oraz książki "Ocaleni z XX wieku" (2012). Od lat zajmuje się problematyką Żydów w XX wieku.
Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Czarne.
Katarzyna Krzykowska
ksi/