Ostatni. Historia cichociemnego Aleksandra Tarnawskiego, pseudonim "Upłaz"
Aleksander Tarnawski ma 95 lat. Jest ostatnim żyjącym z trzystu szesnastu polskich cichociemnych – żołnierzy i agentów szkolonych w Wielkiej Brytanii i zrzucanych z zadaniami do kraju. Powiedzieć, że jest postacią wyjątkową to oczywiście mało: jesienią 1939 roku student chemii na Uniwersytecie we Lwowie przedostaje się do Francji, trafia do słynnego szkoleniowego obozu wojskowego „Koczkodan” (Camp de Coëtquidan), potem na Wyspy, gdzie kończy Szkołę Podchorążych Broni Pancernej w szkockim Crawford. Tam któregoś dnia odwiedza go oficer werbujący wybranych żołnierzy do jednostki SOE (Special Operations Executive), w ramach której przygotowywani byli polscy cichociemni.
Tarnawski „po cichu i w ciemności” znika z jednostki (tak! Jak przekonują autorzy książki, prawdopodobnie właśnie stąd pochodziła nazwa „cichociemni”.) Po specjalistycznym szkoleniu komandos-Tarnawski długo czeka na przerzut do kraju. Przyznaje, że straszliwie się wtedy nudził, podobnie jak wcześniej, i obok względów patriotycznych była to główna przesłanka podjęcia się niebezpiecznej misji.
Przez całe dziesięciolecia ukrywa swoją wojenną przeszłość. Dopiero w latach osiemdziesiątych otwarcie przyznaje, że był (jest) cichociemnym. Potem zostaje nestorem-patronem specjalnej jednostki wojskowej GROM. W 2014 roku komandosi spełniają jego niecodzienne jak na dziewięćdziesięciotrzylatka marzenie: Aleksander Tarnawski jeszcze raz skacze ze spadochronem. Tym razem nie ze stu kilkudziesięciu metrów, jak przed siedemdziesięciu laty, ale z dwóch kilometrów.
Do Polski trafia wiosną 1944 roku. Po „aklimatyzacji” w Warszawie w czerwcu zostaje żołnierzem 77 Pułku Piechoty Ziemi Nowogródzkiej AK: jako oficer szkoli partyzantów. Potem następuje dramatyczny odwrót na zachód, cichociemny Tarnawski mieszka w Otwocku, pierwszego dnia po „wyzwoleniu” odwiedza zrujnowaną Warszawę, następnie osiedla się na rodzinnym Śląsku, gdzie kończy studia i zostaje wybitnym chemikiem.
Przez całe dziesięciolecia ukrywa swoją wojenną przeszłość. Dopiero w latach osiemdziesiątych otwarcie przyznaje, że był (jest) cichociemnym. Potem zostaje nestorem-patronem specjalnej jednostki wojskowej GROM. W 2014 roku komandosi spełniają jego niecodzienne jak na dziewięćdziesięciotrzylatka marzenie: Aleksander Tarnawski jeszcze raz skacze ze spadochronem. Tym razem nie ze stu kilkudziesięciu metrów, jak przed siedemdziesięciu laty, ale z dwóch kilometrów. Dzięki temu, jak mówi, miał czas, by pomyśleć, poczuć, że „człowiek jest taki mały, stanowi jedynie punkcik na tym niebie i na ziemi, bo widać, jaka ona jest duża…”.
I jest to klamra i jednocześnie perspektywa książki skomponowanej przez duet Emil Marat – Michał Wójcik (laureatów Nagrody Historycznej „Polityki” 2015): życie Aleksandra Tarnawskiego jest wpisane w szerszy zarys i kontekst wydarzeń historycznych. Bohater wielokrotnie podkreśla, że był jedynie małym pikselem w pejzażu ówczesnych wydarzeń. Co więcej, wcale nie czuje się kimś wyjątkowym, szczególnym. Pytanie za co otrzymał cztery Krzyże Walecznych zbywa wzruszeniem ramion - nie pali się, by mówić o walce, o zabijaniu.
Autorzy pokazują jak wyglądały szkolenia cichociemnych, wobec lakoniczności i skromności swojego rozmówcy, przywołują relacje innych żołnierzy, opowiadają co działo się na Nowogródczyźnie, opisują powojenne dramaty, życzliwie prowokują swojego – niełatwego – bohatera, który, gdy już się otwiera, dzieli się z nimi i z czytelnikami swoimi refleksjami na temat patriotyzmu, odwagi, nacjonalizmu… Są to refleksje nietypowe jak na kombatanta, który mógłby wypinać pierś i cieszyć się splendorem. „Świetnie wyszkoleni żołnierze, tacy jak chłopcy z GROMU są po to, by wojen nie było!” – mówi Aleksander Tarnawski. „Umierać dla ojczyzny? Lepiej jest dla niej żyć” – twierdzi.
Ostatni cichociemny w rozmowie jawi się jako człowiek niezwykle sympatyczny, myślący w sposób pozbawiony schematów, czasem wręcz niepoprawny. Marat i Wójcik prowadząc rozmowę pokazują jego ludzkie, szczere oblicze, sprawiając, że tym bliższe czytelnikowi, mocniej przemawiające jest niewątpliwe bohaterstwo cichociemnego. „Ostatni” jest interesującą, zmuszającą do refleksji lekturą. Nie tylko ze względu na trwający „Rok Cichociemnych”.
Ostatni. Historia cichociemnego Aleksandra Tarnawskiego, pseudonim „Upłaz” - Emil Marat, Michał Wójcik. Wielka Litera 2016
PS.
Źródło: Muzeum Historii Polski