Śledząc przebieg wojny pamiętniki pokazują nam prowadzoną każdego dnia walkę na śmierć i życie – napisała w prologu do książki „Pamiętnikarze” autorka Nina Siegal. Pokazują one jednak więcej – ogrom zła i dobro, które może uczynić człowiek, a przekaz zawarty w pamiętnikach nie pozwala czytelnikowi pozostać obojętnym, nie daje komfortu „bycia obiektywnym”, lecz wymusza zaangażowanie.
Śledząc przebieg wojny pamiętniki pokazują nam prowadzoną każdego dnia walkę na śmierć i życie – napisała w prologu do książki „Pamiętnikarze” autorka Nina Siegal. Pokazują one jednak więcej – ogrom zła i dobro, które może uczynić człowiek, a przekaz zawarty w pamiętnikach nie pozwala czytelnikowi pozostać obojętnym, nie daje komfortu „bycia obiektywnym”, lecz wymusza zaangażowanie.
Nina Siegal jest amerykańską pisarką i dziennikarką, regularnie pisze do „New York Timesa”. Mieszka w Amsterdamie i tam odkryła na nowo swoją żydowską tożsamość.
W życiu Holandii było coś głęboko niepokojącego. Wspomniałam to w rozmowie z moją przyjaciółką Jenn, starą żydowską kobietą z Nowego Jorku, która żyła w Amsterdamie już dobrych parędziesiąt lat
„Będąc w Nowym Jorku, próbowałam odejść od mojej żydowskiej tożsamości, ale tutaj znalazłam się w samym historycznym centrum żydowskiego Amsterdamu. Jego główna ulica Jodenbreestraat oddalona była o zaledwie minutę od mojego mieszkania, które mieściło się w przerobionym magazynie strychowym dawnego siedemnastowiecznego domu nad kanałem, zupełnie jak tajna kryjówka Anne Frank” – wyznaje w prologu „Pamiętnikarzy” Siegal.
Nie ukrywa, że kiedy już poznała lepiej miasto i poszerzyła swoje kręgi towarzyskie, odkryła, „że Holendrzy rzadko identyfikowali się jako Żydzi”. „W życiu Holandii było coś głęboko niepokojącego. Wspomniałam to w rozmowie z moją przyjaciółką Jenn, starą żydowską kobietą z Nowego Jorku, która żyła w Amsterdamie już dobrych parędziesiąt lat. `Ach wiec zauważyłaś`, powiedziała. `Mówią, że holenderscy Żydzi nadal się ukrywają`” – pisze.
„Zanim przeprowadziłam się do Holandii, myślałam o niej jako postępowym kraju, znanym ze słynnej tolerancji, otwartości filozoficznej, naukowej i artystycznej, a także z gościnności. Miałam wrażenie, ukształtowane w dużej mierze przez `Dziennik` Anne Frank, że Holendrzy ukrywali Żydów. Że opór był tutaj aktywny i skuteczny. Jak mogłam dojść do tak nieprawdziwych wniosków? W jakim kraju tak naprawdę zamieszkałam?” – wyznaje.
Później się przekonała, że „Holandia osiągnęła wątpliwy rekord najniższego wskaźnika przeżycia Żydów ze wszystkich zachodnich krajów europejskich”. Była tym wręcz zaskoczona. Podjęła badania, które miały potrwać dziesięć miesięcy, a zajęły jej sześć lat.
Studiowała nie tylko opracowania historyczne. Przede wszystkim sięgnęła do pamiętników zgromadzonych w Instytucie Studiów nad Wojną, Holocaustem i Ludobójstwem NIOD w Amsterdamie.
„W mojej książce celowo zdecydowałam się nie cytować najbardziej znanych pamiętników z kolekcji Instytutu autorstwa Anne Frank (…) Dziennik Anne Frank to literacka perełka (…) Według mnie to tylko jeden z wielu punktów na mapie. Więcej pamiętników i więcej perspektyw pomaga nam lepiej zrozumieć całą geografię i topografię” - wyjaśnia.
Trzon książki stanowią wspomnienia sześciu osób. „Trzy z pamiętników, które wybrałam napisane były przez Żydów – jeden z nich przeżył okupację w ukryciu, inny pisał w obozie koncentracyjnym, trzecia autorka przez jakiś czas mieszkała w Amsterdamie i była członkinią Rady Żydowskiej. Dwa wybrane przeze mnie pamiętniki spisane były przez holenderskich nazistów: jeden z nich był amsterdamskim policjantem, druga autorka to żona ambitnego nazistowskiego urzędnika, bywalczyni z Hagi. Jedna z pamiętnikarek była członkinią ruchu oporu, która uratowała wiele istnień ludzkich; ostatnia autorka to siedemnastoletnia pracownica fabryki bez przynależności politycznej” – tłumaczy Siegal.
Podkreśla, że „wszyscy oni byli, w taki czy w inny sposób kluczowymi dokumentalistami nazistowskiej okupacji Holandii, a ich historie pokazują prywatną, osobistą wojnę”. „Śledząc przebieg wojny pamiętniki pokazują nam prowadzoną każdego dnia walkę na śmierć i życie” - pisze.
W książce Nina Siegal w mistrzowski sposób zestawia ze sobą wspomnienia wybranych przez siebie pamiętnikarzy. Tak napaść Niemiec na Holandię wspominała Elisabeth van Lohuizen, właścicielka sklepu w małym miasteczku Epe, chrześcijanka zaangażowana w ruch pokojowy, późniejsza członkini ruchu oporu, która uratowała dziesiątki Żydów: „Piątek, 10 maja 1940 – Zeszłej nocy wielokrotnie budził nas ryk samolotów (…) W końcu obudził mnie krzyk (…) `Wojna! Nie słyszysz tych samolotów` (…). To była chwila, której nigdy nie zapomnę”.
W Holandii żyło wówczas wielu zwolenników narodowego socjalizmu; w niektórych rejonach kraju przybywający żołnierze niemieccy witani byli kwiatami, upominkami i pocałunkami miejscowych dziewcząt. Ponad 100 tysięcy Holendrów było członkami faszystowskiej partii NSB
Relacje z początku wojny Douwe Bakkera, policjanta, holenderskiego nazisty są wyjątkowo rzeczowe. Notuje on działania wojsk niemieckich i holenderskich. W sobotę 11 maja podsumowuje dzień: „Na Rijnstraat budzące niepokój zamieszanie; ponoć doszło tam do strzelaniny. Trochę później słychać alarm powietrzny (…). A więc ekscytujący wieczór.”
Kampania holenderska nie trwała długo. W ciągu pięciu dni Niemcy zmusiły siły holenderskie do złożenia broni. „W Holandii żyło wówczas wielu zwolenników narodowego socjalizmu; w niektórych rejonach kraju przybywający żołnierze niemieccy witani byli kwiatami, upominkami i pocałunkami miejscowych dziewcząt. Ponad 100 tysięcy Holendrów było członkami faszystowskiej partii NSB. (…) Po inwazji wyłoniła się nowa partia, Nederlands Unie, której celem było przyłączenie się do Niemców i budowa nowego społeczeństwa, zgodnie z ideałami narodowych socjalistów (…). W ciągu roku w jej szeregi wstąpiło około 800 tysięcy Holendrów. Później 30 tysięcy holenderskich młodych ludzi zgłosiło się w szeregi Waffen-SS” – wskazuje autorka „Pamiętnikarzy”.
Zarządzenia antysemickie nie zostały wprowadzone natychmiast. Dopiero opublikowane w październiku 1940 r. nazistowskie rozporządzenie wymogło na wszystkich urzędnikach państwowych złożenie deklaracji dotyczących „rasowego” dziedzictwa. „Proces rejestracji stał się kluczowy dla nazistowskiego programu ludobójczego” – podkreśla Siegal.
„Zaczęło się w niedzielny wieczór. Grupa członków NSB, ich szalone suki i, jak mówią kilku niemieckich żołnierzy, spacerowali wzdłuż Jodenbreestraat. Przechodząc, panie rozbijały siekierami wszystkie okna (…). To był pierwszy atak na dzielnicę żydowską. (…) Dziewczyny cały czas piszczały, a chłopaki ryczeli ze śmiechu. (…) Starcy drżeli ze strachu, młode serca płonęły gniewem (…). Wszyscy poczuli się, tak jakby znaleźli się w środku pogromu” – napisał w lutym 1941 r. Salomon de Vries żydowski dziennikarz, któremu udało się przeżyć wojnę w ukryciu. W tym samym miesiącu doszło do pierwszych zatrzymań i wywózek ludności żydowskiej z Amsterdamu. „Zabrali do niewoli wszystkich młodych Żydów. Włamywali się do domów, twierdząc, że szukają broni. Wypchnęli wszystkich do teatru Tip Top i załadowali młodych Żydów do ciężarówek” – zanotował de Vries.
W czasie kiedy Niemcy zaostrzyli represje wobec Żydów oraz radykalizują działania wobec opornej części społeczeństw holenderskiego Douwe Bakker, policjant o narodowo-socjalistycznych przekonaniach awansuje. 25 marca 1941 r. dowiaduje się, że ma zostać szefem wydziału politycznego w amsterdamskiej policji. „Ta propozycja jest spełnieniem jednego z moich marzeń” – wyznaje w pamiętniku.
Niektóry Holendrzy na znak solidarności z Żydami również zakładali gwiazdy. „Dziś rano Ger przybył do kościoła z żydowską gwiazdą. Martwiłam się, że podejmuje zbyt duże ryzyko” – przyznaje Elisabeth van Lohuizen, która ukrywała Żydów.
W kwietniu 1942 r. ogłoszono, że wszyscy Żydzi w wieku od siedmiu lat musza nosić gwiazdę Dawida z napisem „Jood” pośrodku. „Środa 29 kwietnia 1942 – WPROWADZENIE ODZNAKI ŻYDOWSKIEJ – podkreśla w pamiętniku Bakker.
Niektóry Holendrzy na znak solidarności z Żydami również zakładali gwiazdy. „Dziś rano Ger przybył do kościoła z żydowską gwiazdą. Martwiłam się, że podejmuje zbyt duże ryzyko” – przyznaje Elisabeth van Lohuizen, która ukrywała Żydów.
W połowie lipca zaczęły się masowe deportacje. Zgodnie z zarządzeniem Żydzi mają opuszczać swoje mieszkania w Amsterdamie. Van Lohuizen przekazuje w pamiętniku, że całe rodziny „mają stawić się o godzinie pierwszej trzydzieści nad ranem, przynosząc wszystko, łącznie z dziećmi i niemowlętami. Tam wpychani są do wagonów kolejowych”. „To sceny rozdzierające serce” – dodaje.
Nazistowski policjant sucho notuje: „Wygląda na to, że Żydzi nie stawiają się na wezwania, więc trzeba ich sprowadzać”. W tej sytuacji doszło do „zamieszek”. Natomiast członkini ruchu oporu opisuje, jak wyglądają „zamieszki” 15 lipca 1942 r. „Ścigani Żydzi wyskakiwali z okien lub skakali do kanałów. Kilku zastrzelono na ulicy”.
„Rodzice Sama, dwóch moich braci oraz ich żon i dzieci, a także moja siostra i jej mąż, wszyscy zostali wyciągnięci ze swoich domów. Mojemu najstarszemu bratu wybili zęby (…) ponieważ niedostatecznie szybko zdjął z głowy kapelusz” – relacjonuje Meijer Emmerik, szlifierz diamentów z Amsterdamu, który ukrywał się korzystając z pomocy katolickiej organizacji ruchu oporu.
Tego samego dnia Inge Jansen, członkini NSB i żona nazistowskiego wysokiego urzędnika spotyka się z żoną szefa nazistowskiej partii van Dierena. „Zjadłyśmy cudowny lunch i ucięłyśmy sobie pogawędkę (…). Adriaan narzekała, że z nudów w biurze czuje się jak w więzieniu”.
Przed prawdziwym więzieniem chroniła Żydów van Lohuizen. „Do maja wynajęliśmy dom, Larikshof, a rodzina Scholtenów pojedzie tam tak szybko, jak to możliwe. Daj Boże, żeby wszystko się dobrze potoczyło. Tak bardzo pragniesz dziś pomagać ludziom. Każde życie jest tego warte” – podkreśla w pamiętniku.
Siegal cytuje w książce historyka policji Guusa Meerhoeka, który ocenił, że dwie trzecie amsterdamskiej policji brało udział w aresztowaniu Żydów i współpracowało przy ich deportacjach. Utworzono specjalny oddział do wyłapywania Żydów tzw. colonne. Łącznie siły policyjne aresztowały ponad 14 tys. ukrywających się amsterdamskich Żydów. Jeden z policjantów wyznał, że w „Amsterdamie roiło się od donosicieli i kapusiów”. Za informacje o ukrywających się Żydach nie trzeba było płacić. „Przeciętny holenderski Żyd nie miał nikogo, komu mógłby zaufać, mógł zostać zdradzony przez każdego” – wyznał funkcjonariusz.
Polowania na Żydów odbywały się w całym kraju. „Zlikwidowano sanatorium żydowskie. W szpitalu przebywały osoby psychicznie chore oraz wielu pacjentów z problemami nerwowymi. (…) Wczoraj wszystkich zwieziono ciężarówkami na stację kolejową i załadowano do bydlęcych wagonów, w sumie czterdziestu. (…) Jeden wagon był pełen dzieci” – to wpis z pamiętnika Elisabeth van Lohizen z datą 23 stycznia 1943 r.
Żydów umieszczano w tzw. obozie przejściowym Westerbork, a następnie wysyłano transportami do obozów zagłady na terenach okupowanej przez Niemców Polski. „Tutaj, w Westerbork, Żydzi są niczym Hiob w kupie gnoju. Wszystko co posiadają, to jeden zestaw ubrań, kombinezon i trochę bielizny zakrywającej ich szczupłe kończyny w ciągu dnia, a na noc koc” – relacjonuje 30 maja 1943 r. Philip Mechanicus, holenderki Żyd, dziennikarz, który zginął w obozie.
Problemem dla nazistki Inge Janson, o którym musiała napisać w pamiętniku, w czasie kiedy Żydzi umierali w Westerbork, było to, że „przez godzinę musiała stać w kolejce, żeby kupić groszek, jagody i trochę kiszonej kapusty. Jednak te „trudy” osłodziło jej późniejsze spotkanie. „Wieczorem przyszła na herbatkę Frau Maess (…) przyniosła piękne goździki.”
Wreszcie – szczególnie dla ukrywających się Żydów - nadchodził upragniony czas wolności. „Tak więc do tej chwili udało mi się uniknąć śmierci. Znajdujemy się w środku boschowskiego piekła i będzie cudem boskim, jeśli wszyscy wyjdziemy z tego żywi” – pisał pod datą 18 listopada 1944 r. Meijer Emmerik, szlifierz diamentów.
„Ostatniej nocy znów było dużo strzelania (…) o siódmej trzydzieści wyszedłem z piwnicy i zboczyłem idących drogą mężczyzn z Beringe. Poszedłem zobaczyć co się stało i powiedziano mi, że zostaliśmy WYZWOLENI. (…) widziałem ludzi na ulicy, a ich twarze promieniały radością. Jeśli ci ludzie są tak niewiarygodnie szczęśliwi, to jak mamy się czuć my Żydzi, którzy zostaliśmy znieważeni i zmasakrowani?” – pytał sam siebie szlifierz diamentów z Amsterdamu.
Stworzono mit, w którym Holendrzy działając w ruchu oporu przeciwstawili się Niemcom i ratowali Żydów. Dopiero w ostatnich dwóch dekadach Holendrzy zaczęli stawiać sobie pytana: „Czy trzy czwarte Żydów w tym kraju zginęło, ponieważ nie-Żydzi odwrócili wzrok i pozwolili, by tak się stało? Czy przyczyną holenderskiego Holocaustu była zbrodnicza obojętność?”
A sprawcy? Po wojnie Douwe Bakker jeden z szefów amsterdamskiej policji stanął przed sądem. Zaprzeczał, jakoby popierał działania antyżydowskie. „W praktyce z pewnością nie byłem antysemitą” - deklarował. „Jako dowód na to powiem, że w 1943 r. moja żona nadal miała jeszcze żydowską manikiurzystkę, która regularnie bywała w moim domu i z którą często rozmawiałem. Nigdy nie skarżyłem się żonie na jej obecność.”
Podobne wyparcie i niepamięć dotknęły całe grupy społeczne. Stworzono mit, w którym Holendrzy działając w ruchu oporu przeciwstawili się Niemcom i ratowali Żydów. Dopiero w ostatnich dwóch dekadach Holendrzy zaczęli stawiać sobie pytana: „Czy trzy czwarte Żydów w tym kraju zginęło, ponieważ nie-Żydzi odwrócili wzrok i pozwolili, by tak się stało? Czy przyczyną holenderskiego Holocaustu była zbrodnicza obojętność?” I na to pytanie Nina Siegal próbuje odpowiedzieć słowami „Pamiętnikarzy”.
Książka Niny Siegal „Pamiętnikarze. Druga wojna światowa w Holandii Słowami jej naocznych świadków” w przekładzie Dagmary Budzon-Szymańskiej ukazała się nakładem wydawnictwa Harper Collins Polska.(PAP)
Autor: Wojciech Kamiński