Z odtajnionych przez USA dokumentów, przeanalizowanych przez amerykańskiego historyka z Uniwersytetu Columbia wyłania się ciekawy obraz działalności polskich wywiadowców pracujących dla amerykańskiego Biura Służb Strategicznych (OSS).
32 Polaków, których wykorzystano w projekcie „Orzeł”, zrzucono pod koniec wojny na teren III Rzeszy, ale ich wyposażenie i przygotowanie nie pozwoliło na przekazanie USA większej ilości cennych informacji dywersyjnych.
Szpiegowską penetrację zachodnich terenów Trzeciej Rzeszy, w jakiej wzięło udział 16 dwuosobowych dywersyjnych grup Polaków znakomicie mówiących po niemiecku, rozpoczęto dopiero w 1945 r., gdy wojska amerykańskie zbliżały się już do niemieckich wsi i miasteczek. I choć polscy wywiadowcy robili, co mogli, to także fakt, iż niektóre zrzuty Polaków do Niemiec wykonano już po konferencji w Jałcie, nie ułatwiał im zadania.
Skoczkowie polscy – pochodzący ze Śląska, Pomorza i Poznańskiego – musieli się zmagać także z brakiem żywności na terenie zrzutów, bezwartościowymi już pieniędzmi III Rzeszy, w jakie ich zaopatrzono i sprzętem, za pomocą którego nie udawało się nawiązać łączności z alianckimi współpracownikami. Brakowało akumulatorów, część radioodbiorników została w czasie lądowania zniszczona, a przeznaczone „na czarną godzinę” diamenty, zaszyte pod podszewką ubrań, często ginęły. Żywność trzeba było kraść, nocować w przypadkowych miejscach, także w lesie, a sprzęt zakopywać i uważać, by okoliczni mieszkańcy nie donieśli na skoczków policji.
Mimo to amerykańscy i brytyjscy przełożeni byli zadowoleni – udało się zdobyć pewne informacje o ruchach niemieckich wojsk, nastrojach wśród ludności cywilnej czy dane z dziedziny szpiegostwa gospodarczego. Choć jednak wysyłający Polaków na misje dbali o szczegóły – przygotowali bardzo dobrze sfałszowane dokumenty, niemieckie ubrania lub mundury, buty czy nawet ręczniki – niektórzy z wywiadowców zostali aresztowani i byli torturowani przez gestapo.
To nie znaczy, że wysiłek całego OSS, służby, która pod koniec 1944 roku liczyła ok. 13 tysięcy pracowników, w tym 4,5 tysiąca kobiet, nie miał sensu. Mimo szkolenia i przygotowania Polaków w Szkocji oraz Anglii czytelnik książki odnosi jednak wrażenie, że dobrze pomyślana misja wywiadowcza przyszła nieco za późno. Faktem jednak pozostaje to, że część raportów Polaków została zniszczona na polecenie strony brytyjskiej, więc do niektórych danych nigdy już dotrzeć się historykom nie uda.
Co wynikało z obserwacji Polaków na miejscu? M.in. to, że wobec zbliżających się wojsk amerykańskich, których zresztą Niemcy obawiali się znacznie mniej niż Rosjan, w Trzeciej Rzeszy mieszkali już niemal sami antyfaszyści, zmęczeni wojną… Palono portrety Hitlera i nikt nie chciał przyznawać się do popierania nazistowskiej partii.
Pocieszające jest natomiast to, że 30 z Polaków przeżyło, a większość została przez Amerykanów uhonorowana specjalnymi odznaczeniami. Ich twarze i nazwiska poznajemy dzięki kopiom dokumentów, które znajdziemy w książce „Project Eagle”.
Doktor John S. Micgiel, specjalizujący się w najnowszej historii Europy Środkowo-Wschodniej, wykłada także na Uniwersytecie Warszawskim. Za wybitne zasługi w rozwijaniu polsko-amerykańskiej współpracy naukowej został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Zasługi RP.
„Project Eagle. Polscy wywiadowcy w raportach i dokumentach wojennych amerykańskiego Biura Służb Strategicznych” został opublikowany przez krakowskie wydawnictwo Universitas.
Autor: Ewa Łosińska
Źródło: MHP