„Przeżycia, które opisałem, stanowią część moich okupacyjnych doświadczeń. Nie mają na celu utrwalania przygód. Chciałem czytelnikowi zwrócić uwagę na tę, bodajże najprostszą i najbardziej ludzką formę niesienia pomocy, jaką było zaspokojenie własnej, oczywistej, wewnętrznej potrzeby zachowania się tak, jak należy” – pisze Bernard Konrad Świerczyński w swej książce „Przemytnicy życia”.
Ośrodek KARTA wydał właśnie, poza swoimi seriami, wspomnienia Bernarda Konrada Świerczyńskiego. To wspomnienia młodego wówczas chłopaka wychowującego się wśród warszawskiej ferajny skupionej wokół Kercelaka – słynnego warszawskiego targowiska na Woli.
Rodzina Świerczyńskich w latach 30. mieszkała w kamienicy przy ul. Leszno, gdzie wśród nowych sąsiadów znalazło się kilka rodzin żydowskich. Świerczyńscy przyjaźnili się Goldbergami. Bernard Konrad zaprzyjaźnił się z ich synem i zakochał się w ich córce, Halinie.
Kiedy wybuchła wojna, a w Warszawie został wytyczony teren getta, Kercelak został po stronie „aryjskiej”, ale granica getta przebiegała niedaleko domu Świerczyńskich stając się najważniejszym terenem działania. Szmuglowano żywność, organizowano akcje ratunkowe. Czas wojny wymagał ryzykownych działań.
Szmugiel, z uwagi na racje żywnościowe przewidziane dla mieszkańców getta, był jedyną szansą na odroczenie wiszącego wyroku śmierci głodowej. Bernard Konrad przemycał jedzenie, niezbędne przedmioty, pomagał nie tylko rodzinie swojej dziewczyny, ale i innym żydowskim przyjaciołom. Korzystał ze szmuglerskich przejść, aby dostać się do getta z wiadomościami lub aby spotkać się z bliskimi. Najczęściej decydował się na akcje indywidualne, przeprawiał się również przez mur cmentarza od ul. Młynarskiej. W miarę bezpiecznym rozwiązaniem było również dołączenie do konduktu żałobnego, ponieważ Niemcy bali się tyfusu, więc unikali kontaktu z ciałem zmarłego i żałobnikami.
Z Haliną spotykał się również w budynku sądów przy ul. Leszno, do których można było wejść zarówno od strony „aryjskiej”, jak i żydowskiej. Latem 1942 r., tuż przed wielką akcją likwidacyjną, udało mu się ją namówić, aby wyszła z getta. Jej rodzice i siostra zostali za murami, a kilka dni później zginęli w Treblince.
Do końca wojny Bernard Konrad opiekował się Haliną. Walczyli w Powstaniu Warszawskim. Po upadku powstania uniknęli wywózki do Pruszkowa – przedostali się do Szymanowa, gdzie był stryj Świerczyńskiego. W małej społeczności Halina nie mogła ujawnić swojej żydowskiej tożsamości, nie mogli również żyć na „kocią łapę”. W miejscowej parafii „zorganizowano” dla Haliny dokument zmarłej Krystyny Tymińskiej. W październiku 1944 r. Bernard Konrad i Halina wzięli ślub – od tej pory Halina Goldberg stała się oficjalnie Krystyną Świerczyńską.
„To, co opisałem, na pewno zaledwie dotyka pewnych problemów, niektóre sytuacje tworzą jakby sztuczni, papierowi ludzie. Na pewno Chaim, +Sopki Mandżurii+, a także Stefan żyli ze szmuglu. Ale oni przerzucali do getta tony żywności! Robili to w sytuacjach wymagających na pewno nie mniejszego bohaterstwa i odwagi od tych, jakie pokazuje się nam dziś w najlepszych sensacyjnych, kryminalnych czy kowbojskich filmach. Z tą różnicą, że mieliśmy przeciw sobie najokrutniejszy aparat policyjny świata! Jakże popularne było wówczas w getcie powiedzenie, że po wojnie należy w Warszawie postawić pomnik Nieznanego Szmuglera. Bo przecież wielu poległo” – napisał Świerczyński.
Wolnościowa formacja ideowa, którą przyjął w młodości Świerczyński, skutkowała szczególnym stosunkiem do świata – bez religii, bez uprzedzeń narodowościowych czy rasowych, postrzegał każdego człowieka jako odrębną jednostkę, równą innym, mogącą podejmować decyzje niezależnie od uwarunkowań społecznych. Świerczyński był „dość dobrze oczytany, chłonący literaturę, bawił się, a nawet delektował dźwięcznymi sformułowaniami warszawskiej gwary. Obdarzony nieco szwejkowskim poczuciem humoru, potrafił docenić zaklęty w niej fason i – jak się wydaje – lubił ten otaczający go światek” – pisze Aleksandra Janiszewska, w której opracowaniu ukazały się wspomnienia.
„Dokument na wskroś prawdziwy, a przecież czyta się jak powieść i to pisaną z humorem. Wspomnienia idealisty, zakochanego od młodości w żydowskiej sąsiadce. Ratował ją w czasie wojny – a przy okazji wielu innych – najpierw w getcie, a potem poza jego murami. Książka ma szansę pobudzić wyobraźnię wielu, którzy raczej nie sięgnęliby po trudny w odbiorze materiał źródłowy” – uważa prof. Barbara Engelking, odpowiedzialna za konsultacje historyczne publikacji.
„Kondek uratował swoją dziewczynę i wielu innych Żydów-Polaków od zagłady. Z kilkoma przyjaźnił się do końca życia, a ich dzieci traktował jak część swojej rodziny. Podobnie oni go postrzegali” – czytamy we wstępie od rodziny, gdzie podpisali się córka Aniela, syn Robert, żona Halina z rodziną i „przyszywaną rodziną”.
Po wojnie Świerczyński pracował jako dziennikarz i redaktor. Był autorem reportaży i felietonów. Pisał o sytuacji na polskiej wsi i jej spółdzielczym powojennym rozwoju.
W 1972 r. Bernard Konrad Świerczyński został odznaczony medalem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. W 1990 r. zostało mu przyznane honorowe obywatelstwo Izraela. W wywiadzie, którego udzielił w 1997 r. na potrzeby Shoah Visual History Foundation, został zapytany, czy uważa, że zasłużył na te wyróżnienia. Przyznał, że patrząc na okupacyjne wydarzenia z perspektywy lat, to zasłużył, ponieważ zrobił dużo dobrego. Jednak jednocześnie przyznał, że był wówczas młody, brawura brała górę nad przezornością, sam nie zadawał pytań o miarę bohaterstwa, robił to, czego wymagała chwila. „Po prostu ludzie potrzebowali pomocy, byli w śmiertelnym niebezpieczeństwie i dlatego włączyłem się w walkę przeciwko Niemcom”.
„Przedstawiamy świadectwo, które dotyka głębi Zagłady, lecz nie jest typowym wspomnieniem +jednej ze strony+. Szczególnie mur getta warszawskiego dzielił społeczność stolicy w sposób bezwzględny; tu natomiast została zapisana tkanka łączna – przestrzeń, która w ostatecznym rachunku stawała się wspólna” – napisał Zbigniew Gluza, prezes Ośrodka KARTA w nocie od wydawcy. „Autor, Polak, zdaje się nie rozróżniać strony aryjskiej i żydowskiej – jakby odmieniał istotę tej historii. Jest kimś, kto zaprowadza własny ład. Kimś, kto nie tylko unieważnia ustawy norymberskie, ale zaprzecza też pogodzeniu się z rzeczywistością, która po nich nastała” – dodaje Gluza.
Bernard Konrad Świerczyński zmarł w 2002 r.
Książka „Przemytnicy życia” Bernarda Konrada Świerczyńskiego ukazała się nakładem Ośrodka KARTA.
Anna Kruszyńska (PAP)
akr/